Sakralizacja Pałacu Kultury
Przeganianie upiora święconą wodą. Dosłownie
Świadek przeszłości czy przeklęty symbol?
Od lat pięćdziesiątych po stolicy krąży anegdota:
- Gdzie jest najpiękniejsze miejsce w Warszawie? - pyta przyjezdny.
- Na trzydziestym piętrze Pałacu Kultury.
- Dlaczego?
- Bo to jedyne miejsce, z którego nie widać Pałacu.
"O najwyższym budynku w Polsce przez 60 lat powiedziano i napisano już chyba wszystko. Ci, na których świątynny urok Pałacu nie działa, nie szczędzą mu krytyki. Z ich uwag można by ułożyć antylitanię: symbol sowieckiej niewoli, porównywany do zburzonego w dwudziestoleciu międzywojennym po odzyskaniu przez Polskę niepodległości soboru Aleksandra Newskiego na placu Saskim, architektoniczny potworek, symbol destrukcji miejskiej tkanki Warszawy, cierń włożony w ranę, która nie może się zabliźnić, uosobienie Zła. Miejsce dziwaczne, obce, niewymiarowe - o wielkich, niefunkcjonalnych oknach, pomieszczeniach o niejasnym przeznaczeniu i niestandardowych wymiarach, jak z 'Alicji w krainie czarów', gdzie bohaterka doświadcza zakrzywienia rzeczywistości" - pisze Beata Chomątowska w swojej najnowszej książce.
(evak)
Na zdjęciu: plac budowy Pałacu Kultury i Nauki, 12 lipca 1953.
Imię Stalina szybko znikło
"- Z Pałacem jest jak z PRL-em - mówi Zbigniew Benedyktowicz. - Ci, którzy nie doświadczyli tamtej rzeczywistości, pytają czasem: jak w ogóle można było w niej funkcjonować? Ludzie starali się żyć, jakby nie istniała. Podobnie z Pałacem pod nosem - jedynym wyjściem było robić swoje i go nie zauważać. Albo wejść do środka.
Imię Stalina, nadane po jego śmierci Pałacowi jeszcze w trakcie budowy, znika szybko, bo już w listopadzie 1956 roku. Rząd przekazuje wówczas gmach warszawskiemu Prezydium Rady Narodowej, które przestaje używać nazwy w 'pełnym brzmieniu' - odtąd nie pojawi się już w oficjalnych dokumentach, choć rosyjscy dziennikarze nie przestaną się na nie powoływać" - pisze Beata Chomątowska.
Na zdjęciu: obchody Święta 22 Lipca na Placu Defilad, 1955.
Msza przed Pałacem
Upiora próbowano przegonić święconą wodą, i to dosłownie. "W ostatnim dniu pobytu w Polsce, 14 czerwca 1987 roku, na placu Defilad polski papież celebruje uroczystą mszę na zakończenie II Kongresu Eucharystycznego przy udziale licznych kardynałów i biskupów z całego świata. Ołtarz staje w miejscu trybuny, z której w 1955 roku Bierut przyjmował defiladę pierwszomajową. Jan Paweł II pozdrawia zebranych i wygłasza homilię, nawiązując w niej do głównego motywu Kongresu - miłości jako treści i nakazu wiary. 'Wskazywał na potrzebę umacniania tego szlachetnego uczucia w życiu człowieka, w jego kontaktach z innymi ludźmi' - relacjonuje prasa. Wynosi też na ołtarze biskupa Michała Kowala, jednego z ponad dwóch tysięcy polskich duchownych zamordowanych podczas drugiej wojny światowej".
Na zdjęciu: radzieccy mistrzowie szykują się do bicia rekordów wydajności.
Przed Pałacem miał stanąć 70-metrowy krzyż
"Uczestnicy nie mają wątpliwości: 'Podczas wizyty Ojca Świętego w 1987 roku w Polsce odprawiona została msza święta właśnie tutaj, na placu Defilad, na największym placu Europy, który stał się świątynią, gdzie wielu warszawiaków klęczało i modliło się, a za ołtarzem tkwił ów kamienny gmach, sakralizowany tego dnia'.
'Komuna wprawdzie dogorywała, ale tylko bardzo, bardzo nieliczni spośród nas umieli to zobaczyć. Panowały raczej kiepskie nastroje. Na szczęście, na dzień 14 czerwca zapowiedziana była w Warszawie papieska Msza Święta. I to gdzie? Na placu Defilad, przed frontonem Pałacu Kultury! To nas podtrzymywało na duchu! Fronton ów został na tę okazję pięknie, choć niecałkowicie, przesłonięty ołtarzem z wielkim krzyżem pośrodku. Ambicje były znacznie większe: monumentalny krzyż - podobno projekt celował w 70 metrów - osadzony na samym frontonie Pałacu. Ale i tak byliśmy usatysfakcjonowani - wspomina uczestniczka tego wydarzenia" - czytamy w książce.
Na zdjęciu: księża podczas uroczystej mszy na Palcu Defilad, maj 1987.
Słowa "imienia Józefa Stalina" za plecami papieża
Dalej uczestniczka dodaje: "Cóż bardziej od Eucharystii jest sakramentem Obecności? Znakiem 'widzialnym i skutecznym' Emmanuela? Bo 'Emmanuel' - to znaczy właśnie 'Bóg z nami' - mówił Jan Paweł II ze świadomością zapewne, że za jego plecami, nad wielkimi drzwiami pałacu, wciaz wyryte są w kamieniu słowa 'imienia Józefa Stalina'".
Na zdjęciu: dla tych nowych obywateli, urodzonych w latach 60., Pałac Kultury będzie jak święty słup, który stał w tym miejscu od zawsze
Relikwie Karola Wojtyły w Pałacu?
"Gdy papież umrze, okna w Pałacu rozjarzą się światłami układającymi się w kształt krzyża, a na budynku zawiśnie papieska flaga. Niektórzy będą postulować, by iść dalej tym tropem - sprowadzić do Pałacu relikwie Karola Wojtyły i urządzić wewnątrz jego sanktuarium. Albo nadać mu imię Jana Pawła II" - dowiadujemy się z książki.
Na zdjęciu: lekkoatletka Ewa Kłobukowska z Pałacem Kultury w tle, 1964.
Czarodzieje i uzdawiające seanse
Wydawać by się mogło, że papież, celebrując liturgię w cieniu świeckiej katedry, przegnał raz na zawsze złe duchy komunizmu. Nic bardziej mylnego. "Gmach nie przestaje kusić różnej maści czarodziejów nowej, kapitalistycznej ery. Uzdrawiające seanse w Sali Kongresowej prowadzi Anatolij Kaszpirowski, magik ze Związku Radzieckiego, znany z programu 'Bliżej świata', hipnotyzujący dotąd Polaków spojrzeniem z ekranów telewizorów. Stan Tymiński, nieznany nikomu bliżej przybysz z Peru, który w pierwszej turze pierwszych wolnych wyborów prezydenckich pokonuje wywodzącego się z opozycji pierwszego niekomunistycznego premiera Tadeusza Mazowieckiego, urządza w jednym z pałacowych pomieszczeń biuro swego komitetu wyborczego. Na spotkania przychodzi z egzotyczną żoną i tajemniczą czarną teczką, przemawia ezopowym językiem, ale moce Pałacu najwyraźniej mu nie sprzyjają, bo ostatecznego starcia z Lechem Wałęsą nie wygrywa".
Na zdjęciu: luksusowa restauracja Kongresowa kategorii S.
Zegar milenijny
W końcu odczynić urok postanowiono za pomocą zegara. "Zawisa na wieży Pałacu z inicjatywy ówczesnego prezydenta miasta Pawła Piskorskiego. Gigantyczny, o średnicy 6 metrów i 30 centymetrów. Francuska firma Bodet, działająca od 1868 roku, wykonała tarcze z aluminium, a każda z nich waży ponad 450 kilogramów.
Uroczyste odsłonięcie odbywa się 31 grudnia 2000 roku, więc będzie się o nim mówić: zegar milenijny. Z tej okazji Sala Kongresowa o mały włos nie zyska nowego patrona - Telekomunikacji Polskiej, która ufundowała czasomierz" - czytamy.
Fragmenty książki "Pałac. Biografia intymna" autorstwa Beaty Chomątowskiej wykorzystano dzięki uprzejmości wydawnictwa Znak.
(evak)