PublicystykaSąd Najwyższy. Janik: "Wybory I prezesa SN: bez żadnego trybu" [OPINIA]

Sąd Najwyższy. Janik: "Wybory I prezesa SN: bez żadnego trybu" [OPINIA]

W weekend sędziowie Sądu Najwyższego wybrali swoich kandydatów na pierwszego prezesa SN. Choć... formalnie niczego nie uchwalili. Ilu obecnie jest kandydatów na to stanowisko - pięciu, czy może tylko jeden - i co zrobi podejmujący ostateczną decyzję prezydent Andrzej Duda - analizuje dla Wirtualnej Polski adwokat Tomasz Janik.

Sąd Najwyższy. Janik: "Wybory I prezesa SN: bez żadnego trybu" [OPINIA]
Źródło zdjęć: © PAP
Tomasz Janik

Po w sumie sześciu dniach obrad sędziowie Sądu Najwyższego przedstawili prezydentowi RP kandydatów na stanowisko pierwszego prezesa SN. To Włodzimierz Wróbel, Małgorzata Manowska, Tomasz Demendecki, Leszek Bosek i Joanna Misztal-Konecka.

Problem jest jednak taki, że tylko pierwszy z wymienionych otrzymał poparcie większości sędziów SN.

Sąd Najwyższy. Formalnie sędziowie niczego nie uchwalili

Zgodnie z konstytucją, prezydent powołuje I prezesa Sądu Najwyższego spośród kandydatów przedstawionych przez Zgromadzenie Ogólne Sędziów SN. Jest to organ kolegialny, który podejmuje decyzje w formie uchwał. Ale... żadna uchwała o przedstawieniu prezydentowi kandydatów na pierwszego prezesa nie została podjęta.

Stało się tak wolą Aleksandra Stępkowskiego, od kilku dni kierującego SN ze stanowiska "komisarza" zamiast Kamila Zaradkiewicza. Wszyscy sędziowie oddali swoje głosy na poszczególnych kandydatów – jednak formalnie niczego nie uchwalili.

W ten sposób jedynym kandydatem, który – choć nie w formie uchwały – uzyskał poparcie zgromadzenia sędziów (zagłosowała na niego bowiem większość sędziów), jest sędzia Izby Karnej Włodzimierz Wróbel.

Sąd Najwyższy. Dramatyczny moment

Prezydent Andrzej Duda nie ma oczywiście obowiązku wybrać kandydata z największą liczbą głosów - wówczas nadane mu przez konstytucję prawo wyboru spośród przedstawionych mu kandydatów nie miałoby żadnego sensu. Jednak zgodnie z prawem kandydatów na I prezesa SN przedstawia prezydentowi zgromadzenie ogólne - a ono nie podjęło w tej kwestii żadnej decyzji.

Gdyby jednak próbować rekonstruować decyzję zgromadzenia (jako woli większości sędziów), to trzeba uznać, że tylko sędzia Wróbel został przedstawiony prezydentowi RP jako kandydat na to zaszczytne stanowisko.

Co niemniej istotne, wszyscy kandydaci na I prezesa SN - poza sędzią Wróblem - to osoby, których status jako sędziów jest kwestionowany. Zostali bowiem powołani w procedurze z udziałem nowej, nielegalnie obsadzonej Krajowej Rady Sądownictwa. Nie będzie to jednak zapewne przeszkadzać Andrzejowi Dudzie, skoro to on podpisał ich nominacje.

Podczas obrad zgromadzenia sędziów mieliśmy okazję wysłuchać przejmującego przemówienia Włodzimierza Wróbla. Mówił on o przejmowaniu instytucji Sądu Najwyższego przez władzę i zohydzaniu sędziów w społeczeństwie, ale zwracał się też wprost do swoich seminarzystów (prof. Wróbel wykłada prawo karne na UJ) - tłumaczył im, żeby mimo wszystko nie rezygnowali z bycia prawnikami, że to nadal ma sens. Dramatyczny moment.

Sąd Najwyższy. Co zrobi Andrzej Duda

Co w tej sytuacji się wydarzy? Cóż. Wybór Włodzimierza Wróbla na stanowisko prezesa SN, pomimo że otrzymał najwięcej - i jako jedyny większość - głosów zgromadzenia, wydaje się bardzo mało prawdopodobny.

Sąd Najwyższy podzieli zapewne los Trybunału Konstytucyjnego, który stał się bezwolnym organem w rękach rządzącej partii. Pierwszy prezes Sądu Najwyższego nie może oczywiście ingerować w sferę orzekania (ta bowiem jest wyraźnie zastrzeżona dla sfery niezależności sędziowskiej i niezawisłości sądu), posiada jednak uprawnienia administracyjne i reprezentacyjne, jest też z urzędu przewodniczącym Trybunału Stanu - co dla obecnej władzy może być szczególnie istotne. Przy odpowiedniej dozie złej woli i sprytu można to stanowisko wykorzystać w bardzo różny sposób, w zależności od zapotrzebowania.

Sąd Najwyższy zostanie zatem "odbity" i padnie jako ostatni bastion niezdobyty dotąd przez PiS. Legalność powołania nowego prezesa będzie oczywiście kwestionowana, ale w praktyce nie będzie to wywoływać żadnych skutków. Podobnie jak z powołaniem Julii Przyłębskiej na prezesa Trybunału Konstytucyjnego, do którego także są poważne zastrzeżenia, jednak nie ma formalnej drogi zakwestionowania ani samego aktu powołania, ani też późniejszych działań pani Przyłębskiej.

Jeśli jednak Andrzej Duda wybierze na stanowisko I prezesa Sądu Najwyższego innego kandydata niż Włodzimierz Wróbel, powołanie to będzie podwójnie wadliwe: będzie to osoba, która nie jest sędzią Sądu Najwyższego – i która nie uzyskała poparcia zgromadzenia ogólnego sędziów SN. Podkreślam: tylko sędzia Wróbel, legalnie powołany do Sądu Najwyższego w 2011 r., uzyskał w ten weekend poparcie większości sędziów SN i tylko jego powołanie, nawet przy całej ułomności przeprowadzonej procedury, można pod względem prawnym wybronić.

Niestety, wybór Andrzeja Dudy będzie zapewne inny, co rozpocznie kolejną łańcuchową reakcję naruszeń prawa.

Tomasz Janik dla WP Opinie. Autor jest adwokatem, członkiem Pomorskiej Izby Adwokackiej w Gdańsku.
Źródło artykułu:WP Opinie
sąd najwyższywłodzimierz wróbelAndrzej Duda
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)