Sąd Najwyższy. Janik: "Impas w SN przełamany - Zaradkiewicz postawił na swoim" [OPINIA]
Obserwując, co się obecnie dzieje w Sądzie Najwyższym, coraz bardziej żałuję, że prof. Małgorzata Gersdorf nie zwołała zgromadzenia sędziów przed końcem swojej kadencji – tak wtorkowe wydarzenia w SN komentuje adwokat Tomasz Janik.
Należało się spodziewać, że pat decyzyjny w Sądzie Najwyższym nie będzie utrzymywać się w nieskończoność. Pytanie tylko brzmiało, w jaki sposób się on zakończy. "Starzy" sędziowie SN od piątku nie chcieli zgodzić się na sposób wyboru komisji skrutacyjnej, mającej liczyć głosy przy wyborze kandydatów na nowego prezesa. Kamil Zaradkiewicz, wykonujący tymczasowo obowiązki pierwszego prezesa SN, jednak nie zawiódł swojej opcji i po prostu dziś ogłosił, że komisja została wybrana, a jednemu z protestujących sędziów wyłączył mikrofon.
Komentarze na temat zachowania Zaradkiewicza są bardzo mocne. Doktor Mikołaj Małecki z UJ stwierdził nawet, że p.o. prezesa SN, zmieniając bezprawnie wynik głosowania ustalony przez uprawnioną komisję, "obwieścił publicznie zamiar popełnienia czynu zabronionego - poświadczenia nieprawdy w dokumencie co do wyników głosowania". Przykro oglądać takie rzeczy w Sądzie Najwyższym, w którym codziennie przecież w uzasadnieniach wyroków padają słowa pouczeń na temat prawa, moralności czy etyki.
Działania "starych" sędziów SN nie były zresztą żadną obstrukcją, ale dopominaniem się o szanowanie prawa w gmachu, w którym - jak w żadnym innym miejscu - prawo powinno być przestrzegane. Sędziowie, jako stateczni i kulturalni ludzie, nie są przyzwyczajeni do zachowań rodem z parlamentu - przekrzykiwania się, niedopuszczania do głosu czy wyłączania mikrofonu. Szkoda, że takie rzeczy działy się na oczach całego kraju. Jak potem wymagać od podsądnych kultury na sali rozpraw, gdy z góry idzie taki przykład?
Sąd Najwyższy. Małgorzata Manowska faworytką (władzy)
Ostatecznie we wtorek wydarzenia przyspieszyły i kandydaci na kandydatów na I prezesa Sądu Najwyższego zostali zgłoszeni. Spośród dwudziestu sędziów, których koledzy zaproponowali na to zaszczytne stanowisko, aż połowa nie wyraziła jednak na to zgody - zaś pozostała dziesiątka będzie jutro miała okazję zaprezentować się koleżankom i kolegom.
Co ciekawe, typowana na główną kandydatkę do fotela pierwszego prezesa Joanna Lemańska, prezes Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, odmówiła kandydowania. Inaczej niż druga z faworytek, Małgorzata Manowska z Izby Cywilnej, która otrzymała największą liczbę głosów. Sędzia Manowska uczestniczyła w nielegalnej procedurze wyboru sędziów przed neoKRS, ale prezydentowi ta wada prawna nie będzie na pewno przeszkadzać, skoro sam powołał sędzię Manowską do SN.
Sąd Najwyższy. Łańcuch naruszeń nigdy się nie kończy
Jak słusznie zauważył prof. Włodzimierz Wróbel, sędzia Izby Karnej SN, skoro zgodnie z konstytucją kandydaci na pierwszego prezesa są przedstawiani prezydentowi przez Zgromadzenie Ogólne, to znaczy, że zgromadzenie musi podjąć w tym przedmiocie uchwałę (co zrozumiałe - większością głosów). Jako że większość głosów posiadają "starzy" sędziowie, podjęcie uchwały może okazać się niemożliwe i wówczas działania Kamila Zaradkiewicza nie przyniosą rezultatu. Ciekawe więc, czy i tę blokadę uda się Zaradkiewiczowi obejść.
Obie strony sporu będą zatem próbowały wycisnąć z procedur co tylko się da, aby osiągnąć swój cel. Niestety, prawo zawsze ustąpi przed brutalną siłą i do wyboru pierwszego prezesa zgodnego z politycznym zapotrzebowaniem Zjednoczonej Prawicy pewnie dojdzie - choć jego status będzie później nieustannie podważany, podobnie jak to jest ze statusem Julii Przyłębskiej w Trybunale Konstytucyjnym.
Nie chodzi oczywiście tylko o sam wybór, ale o jego konsekwencje. Czy osoba wybrana w taki sposób ma prawo wykonywać kompetencje Pierwszego Prezesa SN? Czy ma prawo przewodzić Trybunałowi Stanu? Czy ma prawo reprezentować Sąd Najwyższy? Łańcuch naruszeń prawa nigdy się nie skończy.