Saakaszwili: Putin jest krwawym zabójcą. Zdecydował się skończyć z Kaczyńskim
W trakcie naszego ostatniego spotkania Putin powiedział mi: "Twoi zachodni przyjaciele obiecują ci wiele dobrych rzeczy, ale nigdy ich nie zrealizują. Ja obiecuję ci wyłącznie złe i możesz być pewien, że zrealizuję je wszystkie" - tę rozmowę z prezydentem Rosji wspomina b. prezydent Gruzji, Micheil Saakaszwili. Jak dodaje, Putin jest "krwawym zabójcą i lubi zabijać". Jego zdaniem rosyjski prezydent "zdecydował się skończyć z Kaczyńskim i z ideą niepodległej Polski".
Wywiad z przebywającym w Polsce Saakaszwilim przeprowadził dziennikarz Polskiej Agencji Prasowej Mariusz Pilis. Micheil Saakaszwili pytany był o swoje wypowiedzi dotyczące katastrofy smoleńskiej na antenie Telewizji Republika. - Katastrofa smoleńska była zemstą Władimira Putina na Lechu Kaczyńskim za jego zachowanie w konflikcie rosyjsko-gruzińskim w 2008 roku i postawę w tamtym czasie podczas pobytu w Tbilisi - mówił w miniony piątek.
Teraz dodał: - Myślę, że znam Putina dość dobrze, a na pewno lepiej niż większość Polaków. Spotkałem się z nim osobiście ponad 30 razy. To jest przecież człowiek, który ugania się za mną po całym świecie. Wiem, do czego zdolny jest Putin. To był rosyjski samolot. Rosjanie dysponowali wszystkimi narzędziami, żeby lotnisko w Smoleńsku było bezpieczne. Ale tam, na lotnisku, nie było żadnych procedur. Wszystko wskazuje na to, że to, co się tam stało, to najzwyczajniej w świecie akt kryminalny - powiedział.
Jak dodał "Putin zdecydował się skończyć z Kaczyńskim i z ideą niepodległej Polski. Pokazać wszystkim dookoła, jak się takie marzenia kończą". - Oczywiście moim zdaniem to była zemsta za 2008 r. i za zatrzymanie wojny gruzińsko-rosyjskiej, ale nie tylko. Nie jestem śledczym, ale mam swoją własną intuicję i wiedzę na temat Putina. Jest krwawym zabójcą i lubi zabijać. Jestem przekonany o tym, co mówię, bo sam byłem jego celem. Wiem, że Lech Kaczyński też był jego celem. Poza wszystkim katastrofa wydarzyła się w miejscu, gdzie Putin mógł kontrolować wszystko. W trakcie naszego ostatniego spotkania Władimir Putin powiedział mi: "Zapamiętaj sobie, co powiem. Twoi zachodni przyjaciele obiecują ci wiele dobrych rzeczy, ale nigdy ich nie zrealizują. Ja obiecuję ci wyłącznie złe rzeczy i możesz być pewien, że zrealizuję je wszystkie".
"Polska jest dla mnie najbardziej naturalnym kierunkiem"
Saakaszwili mówi, że do Polski zaprosiła go "przyjaciółka Małgorzata Gosiewska i inni posłowie". Nie ukrywa, że zaproszenie wystosowano "żeby wspólnie obchodzić rocznicę Powstania Warszawskiego", ale ostatecznie decyzję podjął "po tym wszystkim, co wydarzyło się w ciągu ostatnich kilku dni". - Powody były oczywiste. Na Ukrainie zablokowano mój paszport, odebrano mi obywatelstwo. Próbowano zamknąć mnie w Stanach Zjednoczonych, żebym nie mógł stamtąd nigdzie wyjechać. Mam w Stanach wielu bliskich, którzy chcieliby, żebym z nimi został, ale ja chciałem wracać do Europy, być blisko Ukrainy, a w konsekwencji tam wrócić. Oczywiście to od Polski rozpoczynam swój europejski objazd, zanim wjadę ostatecznie na Ukrainę. Polska jest dla mnie najbardziej naturalnym kierunkiem, w jakim mogłem się udać - mówi b. prezydent Gruzji.
Na pytanie o spotkania z polskimi politykami Saakaszwili odpowiada, że spotkał się z "przywództwem i członkami" Prawa i Sprawiedliwości, w tym z szefem MSZ Witoldem Waszczykowskim. - Jestem bardzo zadowolony z tej wizyty, choć jej w ten sposób nie planowałem. Zostałem przyjęty na bardzo wysokim szczeblu i mam poczucie, że jestem wśród przyjaciół - mówi.
"Myślę, że prezydent Ukrainy uznał, że jestem bardzo niebezpieczny"
Decyzję władz Ukrainy o odebraniu mu obywatelstwa Saakaszwili komentuje odniesieniem do "sowieckich czasów". Wtedy - jak mówi - "wydalało się dysydentów za granicę i zabierano im obywatelstwo oraz paszporty, jednocześnie uznając ich za antysowieckie elementy lub osoby chore psychiczne". - Dokładnie to samo stało się ze mną w ciągu ostatnich kilku dni. Przykład wręcz podręcznikowy. Zabrali mi paszport, po czym część wpływowych ludzi zbliżonych do aparatu państwa, poprzez kontrolowane przez siebie media, uznało mnie za szaleńca. A jeszcze inna część politycznego establishmentu mówi, że udzielając wywiadów, dopuszczam się antyukraińskiej działalności. Ci ludzie niczego się nie nauczyli. Właściwie po nich nie można spodziewać się niczego innego, jak tylko czerpania wiedzy z sowieckich podręczników. Cieszę się, że mnie np. nie zastrzelili albo nie wysłali na Syberię. Po prostu zdecydowali się trzymać mnie z daleka od Ukrainy, zabierając mi paszport i obywatelstwo - uważa Saakaszwili.
- Myślę, że prezydent Ukrainy uznał, że jestem bardzo niebezpiecznym i popularnym wśród narodu jego oponentem. Moja aktywność na Ukrainie jest dla niego druzgocąca. Zdecydował się na ten ruch prawdopodobnie dlatego, że zająłem w ukraińskiej sferze polityczno-społecznej taką niszę, która jest nie tylko niebezpieczna dla niego, ale przede wszystkim dla jego politycznych i ekonomicznych partnerów. Mam wrażenie, że to była wspólna decyzja oligarchów i prezydenta Poroszenki - mówi w wywiadzie b. prezydent Gruzji.
Jak mówi Saakszwili, wsparcia będzie szukał w Brukseli, podczas spotkań z unijnymi parlamentarzystami. - Pojadę również do kilku krajów Europy Wschodniej i Centralnej, jak i do krajów Europy Zachodniej. Planuję spotkania z parlamentarzystami, prawdopodobnie z ministrami, oczywiście z dziennikarzami, ale przed wszystkim chciałbym spotkać się tam z diasporą ukraińską. Dochodzą mnie słuchy, że ludzie są zaniepokojeni tym, co robi Poroszenko - mówi.
Pytany o możliwy powrót do Polski, odpowiada, że zaplanował tu już "kilka spotkań". - Dla mnie najważniejsze jest, żebym był w stanie bronić swoich praw przed ukraińskim sądem. Oskarża się mnie dzisiaj o to, że uprawiam antyukraińską propagandę. Stanowczo temu zaprzeczam. Nie robię tego. Staram się być bardzo ostrożny w wypowiedziach. Nigdy nie powiedziałem o tym, co dzieje się złego na Ukrainie. To, o czym rozmawiam, nie jest próbą zbudowania zaplecza politycznego za granicą. Jedynym moim żądaniem jest to, żebym mógł wrócić na Ukrainę, pójść do sądu, bronić swoich praw - mówił.
Pytany o swoje bezpieczeństwo po ewentualnym powrocie na Ukrainę odpowiada, że żadnych gwarancji nie ma. - Oczywiście nie poszukuję gwarancji wśród ludzi, którzy nie potrafią ich dotrzymać, ale mam świadomość, że za mną stoją setki tysięcy Ukraińców, którzy mi ufają. W pewnym sensie sam jestem zakładnikiem tego zaufania. Nie mogę powiedzieć tak po prostu, że zaczekam za granicą, przeczekam. Chcę walczyć o swoje prawa w sądzie, chcę wrócić na Ukrainę. A później chciałbym, żeby Ukraina się zmieniła. Nawet jeśli to wszystko jest obarczone dużym osobistym ryzykiem - mówi.