Efekt domina
Po trwającym w maju intensywnym kształtowaniu pola walki, siły ukraińskie przechodzą do właściwego etapu kontrofensywy, który polegać będzie na prowadzeniu całej serii operacji zaczepnych.
Ten materiał prezentujemy w ramach współpracy z Patronite.pl. Filip Dąb-Mirowski jest publicystą i analitykiem. Pisze głównie o bieżących wydarzeniach w polityce międzynarodowej i zmianach w globalnym układzie sił. Publikuje pod marką Globalna Gra. Możesz wspierać autora bezpośrednio na jego profilu na Patronite.
Tym samym rozpoczęły się działania, których oficjalnym celem jest zniszczenie rosyjskich oddziałów oraz wyzwolenie całości terytorium Ukrainy. Wielokrotnie pisałem o nieuniknionym nadejściu tego właśnie momentu i postrzegam go jako ostatni element realizacji scenariusza naszkicowanego jeszcze we wrześniu 2022 roku w analizie "Kolaps Rosji".
Ale po kolei.
Pogranicze w ogniu
Mimo że od ponownego wkroczenia Rosyjskiego Korpusu Ochotniczego / Legionu "Wolna Rosja" na teren obwodu biełgorodzkiego Federacji Rosyjskiej minęło już kilka dni, siłom rządowym nadal nie udało się odzyskać kontroli nad strefą przygraniczną. Walki trwają m.in. w rejonie wsi Murom, Nowa Tawołżanka oraz miasteczka Szebiekino. To ostatnie zostało opuszczone przez większość mieszkańców z uwagi na ciągły ostrzał artyleryjski. Z czterdziestu tysięcy pozostało ledwie ok. pięćset osób, mówi rosyjski korespondent "Voenkor Kotenok". Nastroje lokalnej ludności pozostają niewesołe, a wobec słabości struktur siłowych, z ofertą pomocy w odparciu ataku wystąpili już Jewgienij Prigożyn i Ramzan Kadyrow.
RKO/LWR publikuje nagrania, na których prezentowane są urywki z walk, a także pojmani w ich toku jeńcy rosyjscy. W jednym z nich stojący na ich tle dowódca Korpusu, Denis Kapustin, zaapelował do gubernatora obwodu Gładkowa o spotkanie i umożliwienie wymiany. Gubernator zgodził się podjąć rokowania, ale na spotkanie nie przybył. Sam fakt, że kremlowski namiestnik poczuł się w obowiązku odpowiedzieć na apel Kapustina wiele mówi o sytuacji. Podobny apel powtórzył następnie Legion "Swoboda Rosji", kierując je do Prigożyna. Na wysokie straty i marną koordynację działań narzekają sami rosyjscy żołnierze. W toku walk zginął odpowiedzialny za działania kontrterrorystyczne (czyli całość operacji obronnych) płk Andriej Stiesiew z WDW.
Jeśli wierzyć rosyjskim mediom społecznościowym, z uwagi na opuszczenie Szebiekina przez rosyjskie siły porządkowe, dochodzi do szabrowania sklepów. Administracja, wszystko jedno cywilna czy wojskowa, nie panuje nad tym, co dzieje się na ulicach. Serwis Censor.net informował, że do obwodu skierowani zostali słuchacze Wyższych Szkół Oficerskich. Analityk Marek Meissner twierdzi, że ich zadaniem jest dowodzenia plutonami i kompaniami. Zupełnie oczywisty jest fakt, że Kreml nie dysponuje wystarczającymi zasobami, toteż do walki wprowadza naprędce organizowane oddziały złożone z jednostek policyjnych, tyłowych i części regularnych ściągniętych z Ługańszczyzny, albo z zaplecza gdzie były odtwarzane. Związku z tym brakuje dowódców niższego szczebla.
Doniesienia o ukraińskim ostrzale napływają też z innych rejonów obwodu biełgorodzkiego m.in. ze znanego z poprzedniego rajdu miasteczka Grajworon, stolicy (miasta Biełgorod), czy osiedla Urazowo, leżącego w niedalekiej odległości od rosyjskiej bazy w Wałujkach. Do tego dochodzą jeszcze publikowane na kanałach Telegram plotki o przebijaniu się na całym tym odcinku ukraińskich grup dywersyjnych. Granica pomiędzy Grajworonem a Urazowem liczy sobie ok. 300 km długości. A podobne zdarzenia nieustannie odnotowywane są też w obwodach briańskim i kurskim. Wniosek jest więc taki, że Kreml nie ma sił potrzebnych do obrony całego przygranicznego terytorium, co pozwala relatywnie skromnym (liczącym setki, nie tysiące) oddziałom "białych" Rosjan na swobodne jego penetrowanie.
Tak a propos, do udziału w niektórych z tych działań przyznali się członkowie Polskiego Korpusu Ochotniczego (opublikowali nagrania), jednostki podległej GUR złożonej z Polaków walczących od dłuższego czasu na Ukrainie, ale bez żadnych formalnych związków z polską armią. Takie jednostki powstają na bazie i doświadczeniach Legionu Międzynarodowego, który udowodnił, że najlepiej zgrane są oddziały złożone z członków tej samej narodowości.
Ważne, że "biali" wspierani są przez ukraińską artylerię i lotnictwo, a także ubezpieczani przez stacjonujące na granicy regularne jednostki Sił Zbrojnych Ukrainy. Takie ustawienie czyni sytuację zupełnie patową dla Rosjan. Jeśli bowiem nie są w stanie poradzić sobie z kilkoma kompaniami lekkiej piechoty, to tym bardziej nie byliby w stanie powstrzymać ataku ukraińskich brygad zmechanizowanych. A taka groźba stale wisi nad granicą, bo może być kartą przetargową Kijowa w razie wykonania przez Kreml różnorakich nieprzemyślanych ruchów – np. uszkodzenia elektrowni jądrowej, lub użycia broni tego typu.
Trudno jest opisać jak dewastujące dla wielkoruskiej świadomości i imperialnego mitu jest całokształt tych okoliczności. Szczególnie, że ukraińskie drony nadal atakują cele głęboko na terenie Federacji Rosyjskiej, w tym samą Moskwę. A tymczasem tempo wydarzeń nadal rośnie.
Taktyka wielu uderzeń
W dniu 3 czerwca generał Ołeksandr Syrski po raz kolejny odwiedził żołnierzy w rejonie Bachmutu, a już rano 5 czerwca Jewgienij Prigożyn ogłosił, w typowym dla siebie tonie oskarżania generalicji o niekompetencję, że siły ukraińskie odbiły część wsi Berchiwka znajdującej się na północnej flance miasta. Ukraińcy mieli równocześnie wejść do południowo-zachodniej części samego Bachmutu, a także napierać w kierunku południowej flanki i wsi Kliszczijewka. Pisał o tym m.in. rosyjski korespondent wojenny Aleksandr Sładkow. Informacje te potwierdziły potem ukraińskie źródła, w tym wiceminister Obrony Narodowej Hanna Maliar. W zupełnie oczywisty sposób działania te obliczone są na okrążenie miasta, a wyczerpane blisko 10 miesiącami szturmu siły rosyjskie jak na razie nie są w stanie tego ruchu powstrzymać. Mogą go co najwyżej spowolnić.
Tymczasem krytyczna wypowiedź Prigożyna, wynika z faktu wycofania Grupy Wagnera z tego rejonu oraz okoliczności w jakich to się odbyło. Według mecenasa najemników, droga wyjazdowa z miasta na zaplecze została zaminowana przez rosyjską armię, a jeden z samochodów grupy miał zostać przez nią ostrzelany. W odpowiedzi wagnerowcy wzięli do niewoli(!) podpułkownika Romana Wenewitina (dowódcę 72 brygady), którego wyraźnie pobitego zmusili do przyznania się w nagraniu do winy (tłumaczył, że wydał rozkaz otwarcia ognia bo był pijany i im niechętny). Prigożyn nie kryje, że rosyjski MON zupełnie dosłownie chciał go "wsadzić na minę". Jeśli najemnicy aresztują oficera armii, publicznie go przy tym upokarzając, to co taki fakt mówi o ich relacjach?
Równie ciekawe wydarzenia obserwujemy na południowym froncie, który od kilku tygodni jest intensywnie ostrzeliwany. W ostatnim czasie, celem artylerii stało się bezpośrednie zaplecze linii kontaktu, co zwiastowało rychłe przejście do działań ofensywnych. Tak się rzeczywiście stało. Jeszcze w niedzielę (04.06), Rosjanie triumfalnie ogłosili powstrzymanie "dużej ukraińskiej kontrofensywy" prowadzonej na kierunku wsi Nowodariwka. Opublikowali nagrania, na których kolumna kilkunastu nacierających pojazdów opancerzonych MRAP została ostrzelana przez rosyjską artylerię. Ukraińcy mieli się wycofać, przy czym rzekomo obronę koordynował osobiście gen. Walery Gierasimow. Wszystko to pojawiło się w oficjalnym komunikacie rosyjskiego MON (cytowanym przez RIA Novosti).
Jednak już następnego dnia okazało się, że atak był jedynie rozpoznaniem, a w kolejnym rzucie zgromadzono kilkadziesiąt pojazdów opancerzonych. Co więcej, Ukraińcy uderzyli nie w jednym, ale w kolejnych pięciu punktach położonych w rejonie miasteczka Wełyka Nowosiłka, a także w kilku innych punktach od Hulajpola po Wuhłedar. Według różnych źródeł mieli wyzwolić miejscowości m.in. Nowodariwka, Neskuczne i Nowodonieck. Na razie jednak większość doniesień pochodzi od samych Rosjan, podczas gdy Ukraińcy udzielają informacji albo bardzo oszczędnie, albo w ogóle milczą na temat swoich postępów.
Wiadomo jedno. Natarcia prowadzone są w wielu różnych punktach frontu i zaczynają wykraczać poza zwykłe rozpoznanie. Rosjanie narzekają na silne zakłócanie WRE, które pozbawia ich możliwości komunikacji czy to drogą radiową czy komórkową. Zwracają uwagę na istnienie kilku rzutów, co pozwala siłom ukraińskim na utrzymywanie presji. Zorientowali się także, że niektóre z uderzeń wykonywane są w celu zmylenia broniących się oddziałów. Jednocześnie wspomniany wcześniej Sładkow narzeka na niewystarczające możliwości rosyjskiego ognia kontrbateryjnego. Szczególnie, że ostrzał ich pozycji jest bardzo silny. Problemem dla Rosjan jest także wyczerpanie zimową ofensywą. Ukraińcy na pierwszy ogień wybrali najbardziej osłabione rejony, czyli właśnie flanki Bachmutu, Wielyką Nowosiłkę i Wuhłedar, gdzie Rosjanie ponieśli największe straty. O trudnościach w prowadzeniu mobilizacji, słabym morale poborowych oraz braku w uzbrojeniu raportował niedawno zastępca szefa rosyjskie sztabu, gen. Jewgienij Burdyński.
Wygląda na to, że aktualnie prowadzone uderzenia realizowane są przez siły wielkości od kompanii po batalion i to raczej na lżejszym sprzęcie. Co prawda Rosjanie za każdym krzakiem widzą "Leopardy", ale póki co obserwujemy głównie wspomniane MRAP`y oraz francuskie wozy AMX-10RC, przezwane swego czasu "czołgiem na kołach". Ze względu na topografię Zaporoża, obecna linia frontu podzielona jest pustymi przestrzeniami stepów, a opiera się o rzadkie skupiska zabudowań i linie drzew, przez które biegną umocnienia. Zdobycie tych pozycji wymaga szybkiego pokonania przepastnych pól dzielących stronę atakującą od przeciwnika. Plusem tej sytuacji jest możliwość łatwiejszego flankowania podczas natarcia i obchodzenia umocnień w celu późniejszego ich odcięcia i okrążenia. Jednym słowem, taki jest sens walki manewrowej, do której przygotowywały się ukraińskie oddziały.
To dopiero początkowa faza operacji zaczepnych, jednak już widać, że będzie ona prowadzona równolegle na wielu odcinkach frontu tak by zmylić Rosjan i wykorzystywać przestrzeń do rozciągnięcia ich sił. Wiele ataków będzie miało charakter czysto pozorancki, a tylko niektóre z nich staną się głównymi osiami natarcia z użyciem większej ilości środków. Niemniej, fakt rozpoczęcia się właściwej kontrofensywy jest już dla wszystkich zupełnie jasny. Potwierdziła to wiceminister Maliar, twierdzi tak anonimowy przedstawiciel Departamentu Obrony USA (wg NYT), a wreszcie rosyjski MON.
Choć i bez nich trzeba być wyjątkowo odpornym na rzeczywistość aby ten fakt przeoczyć.
Powódź na Chersońszczyźnie
Nad ranem, we wtorek 6 czerwca, doszło do przerwania tamy elektrowni wodnej w Nowej Kachowce. Budowla ta znajdowała się na Dnieprze, u wylotu Zalewu Kachowskiego. W następstwie wezbrane wody zalały nisko położone tereny w dolnym biegu rzeki. Kijów oskarżył Moskwę o terroryzm. Rosyjscy żołnierze mieli celowo podłożyć ładunki wybuchowe wewnątrz maszynowni, o czym mówiło się już na jesieni 2022 roku. Eksplozja uszkodziła budynki i konstrukcję tamy na długości 270 m.
Faktem jest, że w godzinach poprzedzających zdarzenie Rosjanie informowali a próbach ukraińskiego desantu w dolnym biegu Dniepru, stąd uprawnione przypuszczenie, że wysadzenia dokonano z paniki. W pierwszej chwili, rosyjska infosfera triumfowała ciesząc się ze zniszczenia tamy, co miało przekreślić szanse na ukraińską kontrofensywę w tym rejonie. Narrację tę jednak prędko zmieniono, winiąc albo samych Ukraińców (nieprawdopodobne, nie kontrolowali oni tego terenu) albo szukając winy we wcześniejszych uszkodzeniach. Istotnie, poziom wody na zalewie w ostatnich tygodniach stał się rekordowy. Dodatkowo, regulacja przepustu zmniejszyła przepływ wody, zwiększając tym samym nacisk na konstrukcję. Zdjęcia satelitarne wykonane na chwilę przed katastrofą pokazują rozpadanie się części jezdni. Możliwe więc, że doszło do zbiegu okoliczności lub zaniedbania (umyślnego lub nie) o czym jednak w chwili pisania niniejszego artykułu nie można przesądzić. Według relacji świadków, w nocy słyszano dochodzące od strony elektrowni wybuchy, ale brak obecnie materiału dowodowego w postaci nagrań.
Skutki zniszczenia tamy w Nowej Kachowce dotkną głównie lewego, wschodniego brzegu Dniepru. W tym zniszczą rosyjskie umocnienia i zmyją pola minowe, a ich odtworzenie nie będzie możliwe w późniejszym terminie. Utrudnienie dla ukraińskich operacji desantowych potrwa, ale będzie przejściowe. Rosjanie zyskają trochę czasu i będą mogli skrócić front, ale jednocześnie odcinają Krym od wody i wręcz przypieczętują utratę lewego brzegu, co w rezultacie umożliwi atak na przesmyk Perekopu. Najpoważniejszym wyzwaniem będzie utrzymanie bezpieczeństwa położonej wyżej zaporoskiej elektrowni jądrowej, choć jej wygaszanie trwa już od jakiegoś czasu, a przygotowany na takie okazje rezerwuar pełen jest wody. Nie ma więc dla niej bezpośredniego zagrożenia.
Według państwowego przedsiębiorstwa UkrHydroEnergo woda w zalewie opadnie w ciągu 4 dni od zdarzenia. Można założyć, że zalanie ustąpi w ciągu kilku następnych. Wysokie temperatury i dużo słońca przyspieszą proces schnięcia gleby. Rosjanie mogli według mnie zyskać maksymalnie 2 tygodnie, a pewnie nawet mniej.
Pomijając niewątpliwą tragedię ludności, zwierząt i skutki zniszczenia infrastruktury, uważam że zalania będą miały ograniczony wpływ na kontrofensywę. Co więcej, z punktu widzenia militarnego, w dłuższym okresie nie muszą być negatywne, a wręcz przeciwnie. Woda odsunie rosyjską artylerię na przynajmniej 20 km wgłąb obwodu, dzięki czemu zmniejszy się ostrzał terenów kontrolowanych przez siły ukraińskie. Rosyjska armia będzie musiała ewakuować się dalej na wschód i południe. Chwilę po opadnięciu fali powodziowej pierwsze oddziały specjalne będą mogły przeprawić się na lewy brzeg łatwo zdobywając bronione wcześniej przyczółki. Dla Ukraińców największą trudnością stanie się przerzucenie cięższego sprzętu, a nie opór przeciwnika, którego po prostu nie będzie.
Walka informacyjna
Na koniec chciałbym podkreślić, że trwa nieustanna, bezpardonowa walka informacyjna.
Bardzo uważnie weryfikujmy informacje, wiele z nich jest i będzie zupełnie nieprawdziwa. Podczas gdy Ukraińcy w typowy dla siebie sposób ogłosili blokadę informacyjną, Rosjanie wręcz nie mogą przestać publikować.
Pod koniec maja służby ukraińskie wyraźnie zintensyfikowały działania w sferze wpływu informacyjnego. Opublikowały kilka filmów tematycznych, oraz prowadziły operację, których celem było sianie paniki w szeregach przeciwnika. Pomijając działania RKO/LWR w Biełgorodzie, za szczególny sukces uznaję dwa przypadki.
Po pierwsze, przejęcie sygnału telewizji kablowych na Krymie i wyemitowanie spotu, w którym żołnierze różnych formacji wzywają do "zachowania ciszy". Chodziło o podkreślenie aby nie informować o działaniach Sił Zbrojnych Ukrainy podczas zbliżającej się kontrofensywy, ale jednocześnie pokazać, że jest ona nieuchronna.
Po drugie, wyjątkowo udane było przejęcie sygnałów radiowego i telewizyjnego na terenie niektórych obwodów Federacji Rosyjskiej (5.06). Wyemitowano dzięki temu spreparowane nagranie (tzw. deep fake), w którym sam Władimir Putin informował obywateli o utraceniu kontroli nad granicą i wzywał mieszkańców obwodów briańskiego, kurskiego i biełgorodzkiego do ewakuacji wgłąb Rosji. Co więcej, zapowiadał ogłoszenie powszechnej mobilizacji. Był to bodaj pierwszy przypadek, w którym wykorzystano tę technologię w warunkach konfliktu zbrojnego.
Z kolei u Rosjan mamy zupełnie zwyczajną propagandę polegającą na fałszowaniu danych i doniesień z frontu. Rosyjska agencja informacyjna RIA Novosti, w godzinach wieczornych 5 czerwca informowała o odparciu ukraińskiego uderzenia na Zaporożu i zniszczeniu: "1500 żołnierzy, 28 czołgów (w tym 8 Leopardów i 3 AMX-10) oraz 109 pojazdów opancerzonych". Liczby te byłyby zupełnie rekordowe, szczególnie dla tak małego odcinka i krótkiego czasu, gdyby były prawdziwe. Oczywiście nie są, tak jak informacja o odparciu ataku, której przeczą sami rosyjscy milblogerzy.
Rosyjskie kanały na Telegramie przez kilka godzin prześcigały się w relacjach o "zniszczeniu" czołgów Leopard. Jednakże inaczej niż w przypadku agencji RIA, wreszcie przyznano, że to prawdopodobnie tylko francuskie wozy AMX, w dodatku co najwyżej "porzucone" a nie zniszczone. Ogólnie rzecz biorąc rosyjska infosfera porusza się od ściany do ściany, to jest od totalnej paniki po buńczuczne zapewnienia o odparciu wroga.
Takie zmiany nastawienia zachodzą czasami na przestrzeni ledwie kilku godzin i dotyczą tych samych wydarzeń. Tylko co bardziej trzeźwi przyznają, że sytuacja nie jest wesoła, a może ulec szybkiemu pogorszeniu. Uważnym obserwatorom mechanika tego działania jest już z pewnością dobrze znana. Tego samego typu zmianę, od triumfalizmu, po panikę a wreszcie szok i niedowierzanie, po końcowe umniejszanie porażki obserwowaliśmy wielokrotnie w zeszłym roku. Tym razem będzie podobnie, także w polskiej infosferze co już wyraźnie widać po prorosyjskich kontach.
Pamiętać należy jedno. Ukraińcy przejęli inicjatywę operacyjną i posiadają wszelkie atuty ku temu aby osiągnąć sukces w postaci pobicia przeciwnika i wyparcia go ze swojego terytorium. Jednocześnie naturą wojny jest ponoszenie strat przez zaangażowane w nią strony i takowych nie da się uniknąć.
Słowo końcowe
Muszę przyznać, że taktyka Kijowa jest imponująca. Sytuacja wokół Federacji Rosyjskiej przypomina obecnie ułożenie kostek domina. Przewrócenie jednej z nich ma pociągnąć za sobą kolejne, doprowadzając do kaskadowego załamania się rosyjskiej armii, a potem i całego systemu władzy. Brak kontroli nad własnymi granicami i przeniesienie działań zbrojnych na teren Rosji burzy obraz wojny w oczach obywateli. To z kolei radykalnie podnosi koszty, obnaża beznadziejność sytuacji i wzmaga panikę. Kontrola nie będzie możliwa do przywrócenia bez ściągnięcia dodatkowych sił. W trybie natychmiastowym można to zrobić tylko poprzez wycofanie z frontu, a to z kolei osłabia go na tyle, aby tocząca się kontrofensywa mogła odnieść sukces. Z kolei skuteczne, ukraińskie przełamanie stworzy dodatkowe zagrożenia dla kolejnych terytoriów, co jeszcze zwiększy skalę problemu.
Wszystkie, misternie układane przez wiele miesięcy kostki trafiły dziś na swoje miejsce, a pierwsza z nich została właśnie trącona palcem.
Ten materiał prezentujemy w ramach współpracy z Patronite.pl. Filip Dąb-Mirowski jest publicystą i analitykiem. Pisze głównie o bieżących wydarzeniach w polityce międzynarodowej i zmianach w globalnym układzie sił. Publikuje pod marką Globalna Gra. Możesz wspierać autora bezpośrednio na jego profilu na Patronite.