Kryzys tożsamości Zachodu
Jak to się stało, że Zachód, a zwłaszcza liberalna, demokratyczna Europa odwraca się od swoich ideałów całkowicie je przewartościowując? Odrzucany jest multikulturalizm, czasem kapitalizm oraz idea integracji. Dlaczego tak wiele głosów zdobywały w ostatnich latach partie skrajne i populistyczne?
02.06.2023 12:31
Ten materiał prezentujemy w ramach współpracy z Patronite.pl. Filip Dąb-Mirowski jest publicystą i analitykiem. Pisze głównie o bieżących wydarzeniach w polityce międzynarodowej i zmianach w globalnym układzie sił. Publikuje pod marką Globalna Gra. Możesz wspierać autora bezpośrednio na jego profilu na Patronite.
Odpowiedź na to pytanie będzie złożona. Z jednej strony mamy bowiem swoisty kryzys tożsamościowy Europy, z drugiej, problemy te amplifikowane są przez aktorów zewnętrznych, którym zależy na stworzeniu polaryzacji społecznej, a tym samym destabilizacji wewnętrznej poszczególnych państw. Taki cel przyświecał działaniom Federacji Rosyjskiej, która nie tylko ingerowała w proces wyborczy, ale także wzmaga dezinformację, oraz finansuje skrajne grupy polityczne od Europy po Stany Zjednoczone Ameryki. Co ciekawe, nierzadko stojące po przeciwnych stronach ideowej barykady (np. niemieckie AfD i Die Linke).
Cóż, nie jest to pierwszy gdy Europejczycy szukają nowych wartości, bowiem przyświecające wspólnocie ideały zmieniały się już w przeszłości (np: pierwotne odejście od chrześcijańskich źródeł wspólnoty), co przynajmniej w części było zasługą rewolucji kulturowej lat 60’tych XX wieku. W ludzkiej naturze leży ciągła zmiana i rozwój, czy to przez ewolucję, czy rewolucję.
Wybory do Parlamentu Europejskiego z maja 2019 roku wyraźnie pokazały wzrost poparcia dla partii antysystemowych. We Francji zwyciężył Front Narodowy (RN) Marine Le Pen, we Włoszech Liga Północna Matteo Salviniego, a Słowacja po raz pierwszy wprowadziła posłów z otwarcie faszyzującej Partii Ludowej Nasza Słowacja Mariana Kotleby. Od tamtej pory rządy zmieniły się także w wielu europejskich stolicach. Prawica przejęła ster władzy m.in. we Włoszech, Szwecji, a wkrótce być może przejmie w Hiszpanii. Nie chodzi li tylko o zmianę preferencji wyborczych, ale o głębszy proces, który roboczo, na potrzeby niniejszego wywodu sklasyfikuję jako "kontrrewolucję kulturową". Myli się jednak ten, kto jej źródeł upatruje np: w wieloletniej polityce imigracyjnej i kryzysie wywołanym falą uchodźców. Podobnie spór między postępowym liberalizmem, a zachowawczym konserwatyzmem jest jedynie fragmentem całego obrazu.
Pierwotne źródło dzisiejszych problemów, jest moim zdaniem jedno. Rozpad systemu wartości "demokracji liberalnej" zaczął się dużo wcześniej od całkowitego załamania struktury społecznej w wyniku Wielkiej Recesji. W dalszej części tekstu postaram się opisać ten związek przyczynowo-skutkowy.
Zobacz także
Kryzys gospodarczy.
W kontekście reperkusji wywołanych pandemią oraz rwaniem łańcuchów dostaw i trapiącą nas inflacją można z łatwością zapomnieć o najnowszej historii tracąc z oczu szerszy obraz sytuacji. Tymczasem największy, ogólnoświatowy krach finansowy od czasu Wielkiego Kryzysu z 1929 roku zaczął się tak naprawdę jeszcze w połowie 2007 roku od załamania rynku kredytów hipotecznych wysokiego ryzyka (tzw. subprime) w USA. Przyczynę takiego splotu wydarzeń, stanowiły dwa z początku niezależne od siebie mechanizmy.
Po pierwsze rosnąca bańka spekulacyjna na rynku nieruchomości. Niskie stopy procentowe czyniły trzymanie oszczędności w instrumentach finansowych znacznie mniej opłacalnym niż inwestycje w nieruchomości. Taki stan rzeczy przyciągnął zagraniczny kapitał (m.in. z bogacącej się Azji) co dodatkowo zwiększyło krajowy popyt. Z uwagi na nie nadążającą podaż, ceny nieruchomości bardzo szybko zaczęły rosnąć. Drugim mechanizmem były łatwo dostępne kredyty bankowe, udzielane osobom bez jakiejkolwiek zdolności kredytowej (tzw. NINJA – No Income No Jobs No Assets, tłum. Bez Dochodu Bez Pracy Bez Aktywów).
Pojedynczy kredytobiorca kupował nawet po kilka domów lub mieszkań, by w zaledwie kilka miesięcy sprzedać je z kilkudziesięcio procentowym zyskiem. Nowe kredyty i dochód ze sprzedaż spłacały te poprzednie i cały proces zaczynał się od początku. Spekulacja narastała, z czasem skracając całą procedurę – kolejne nieruchomości były kupowane jeszcze przed sprzedażą poprzednich.
Na te dwie pierwotne przyczyny nałożyły się kolejne, jak federalna polityka mieszkaniowa, poluźnienie mechanizmów bezpieczeństwa finansowego (nie tylko względem kredytobiorców ale także dla instytucji finansowych) oraz spekulacje między bankami i funduszami. Te ostatnie pożyczały między sobą pieniądze by finansować kolejne pożyczki dla klientów, którzy na papierze przynosili ogromny zysk (bardzo wysokie oprocentowanie).
W rzeczywistości, ogromna część kredytów stanowiła tzw. toksyczne walory, których realna wartość bliska była zeru z uwagi na brak możliwości egzekucji należności. Gdy piramida pożyczkowa zaczęła się sypać, panikujące banki pożyczkodawcy zażądały natychmiastowej spłaty należności od banków pożyczkobiorców, co naturalnie nie było możliwe. Zaczęły się bankructwa. Sprzedaż nieruchomości nagle stanęła, co z kolei zostawiło indywidualnych, prywatnych spekulantów z całym portfelem, przeszacowanych i niesprzedawalnych nieruchomości z obciążonymi hipotekami.
Globalizacja kapitału oznaczała, że kryzys ten bardzo szybko rozprzestrzenił się na inne kontynenty. Międzynarodowy charakter miały przecież nie tylko banki ale też deweloperzy budujący nowe domy. Dlatego krach powtórzył się w podobny sposób w innych krajach. Tam też zagraniczny kapitał przyczyniał się do windowania cen nieruchomości, a do zakupowego szaleństwa przyłączyli się chętnie finansowani przez banki obywatele.
Apogeum kryzysu przypadło na lata 2008-2009, doprowadzając do upadku licznych instytucji finansowych (banków i funduszy kapitałowych) co przełożyło się na gwałtowną pauperyzację społeczeństw państw rozwiniętych. Nim wprowadzone środki zaradcze uspokoiły sytuację i pozwoliły na powolną odbudowę gospodarczą, minęło kilka lat który to okres potocznie nazwano w anglojęzycznej literaturze Wielką Recesją (The Great Recession).
Tak jak osiemdziesiąt lat wcześniej, gdy "czarny czwartek" na Wall Street dość szybko przełożył się na powstanie światowej Wielkiej Depresji (The Great Depression), tak i teraz, skutki załamania finansowego niczym kostki domina, powaliły państwa rozwinięte, o mniej stabilnych fundamentach ekonomicznych. Sieć globalnych powiązań okazała się na tyle silna, że zaszkodziła nawet gospodarkom, których krach finansowy bezpośrednio nie dotyczył. Załamanie rynku w jednym państwie, automatycznie oznaczało ograniczenie importu i zamrożenie inwestycji.
Co ciekawe, kryzys ten odczuły też państwa mniej rozwinięte, zwłaszcza opierające się na turystyce państwa arabskie leżące wokół Morza Śródziemnego. Trudna sytuacja gospodarczą była jedną z pierwotnych przyczyn wybuchu tzw. Arabskiej Wiosny, rewolt społecznych trwających przez okres dwóch lat od grudnia 2010 roku do grudnia 2012 roku.
Związek między sytuacją ekonomiczną a poglądami.
Wielka Recesja jest cezurą od której powinniśmy zacząć datować wyraźne słabnięcie dotychczasowego porządku światowego. Ponieważ od wielu lat opierał się on na dominacji euroatlantyckiej (wcześniej Europy, a później USA), jego erozja oznaczała także kwestionowanie wartości tzw. demokracji liberalnej, której słabnący hegemon był depozytariuszem. Na wartości te składały się przede wszystkim fundamentalne: zasada państwa prawa (oznaczająca równość wobec prawa wszystkich obywateli), społeczeństwo obywatelskie, trójpodział władzy oraz niezależne i silne instytucje państwowe, a dalej wolny rynek, media i demokratyczny sposób sprawowania rządów.
Jak to się stało, że pogarszająca się sytuacja ekonomiczna doprowadziła do tak dużej radykalizacji poglądów w zachodnich społeczeństwach?
Liberalizm światopoglądowy jest wartością, do której społeczeństwo demokracji liberalnej (w mniejszym stopniu także w demokracjach nieliberalnych, czy systemach autorytarnych) dojrzewa dopiero na pewnym etapie rozwoju. Scenariusz jest zawsze podobny. W miarę wzrostu zasobności rodzin, zwiększa się pole osobistych doznań, a z nim poszerza się horyzont świadomościowy. Ludzie podróżują, dokształcają się, racjonalizują i więcej uwagi poświęcają temu co mogą kupić. Stać ich na to. Na co dzień nie martwią się tym jak przeżyć do następnego miesiąca (albo dnia), a dodatkowo korzystają z lepszej opieki zdrowotnej więc mniej chorują i żyją dłużej. Mogą pozwolić sobie na zdobywanie edukacji, choćby na studiach zagranicznych. Rośnie w nich poczucie indywidualizmu.
Pole życiowych wyzwań, w której przytłoczony okolicznościami człowiek poza własnym uporem może liczyć jedynie na boską interwencję – zawęża się, aż wreszcie niemal znika, stwarzając poczucie bezpieczeństwa. Wygodne, bezpieczne i dostatnie życie sprzyja laicyzacji, tym bardziej że kapitalizm czyni z każdego obywatela równoprawnego uczestnika rynku, który przynajmniej w teorii może zawsze dojść od finansowego niebytu do bogactwa. Sam ten proces jest dla wielu wystarczającym substytutem religii, zwłaszcza że w warunkach nieskrępowanego kapitalizmu, konsumpcjonizm staje się kołem zamachowym gospodarki.
Opisany proces w mniejszym stopniu dotyczy państw autorytarnych bądź też wywodzących się z innych religii niż judeo-chrześcijańskie, np.: państw arabskich, gdzie osobista tolerancja jednostek, nie idzie w parze z łamiącym podstawowe prawa człowieka dogmatem religijnym. I tam postępuje liberalizacja, ale w bardzo ograniczonym stopniu, z uwagi na symbiozę władzy z religią oraz hamowanie emancypacji kobiet. Duża w tym "zasługa" islamu, który w swoim zdecentralizowanym charakterze i doktrynalności jest mało podatny na reformy.
Gdzie dochodzimy do zasadniczej kwestii. Prawa i wartości demokracji liberalnej, w sytuacji rozdziału kościoła od państwa i wykształceniu silnego społeczeństwa obywatelskiego, stanowią nowy Dekalog (społeczny). Na jego straży, tak jak w wiekach średnich Rzym i Papież, stoją dziś instytucje (często tzw. organy konstytucyjne). Ich działania to dogmaty (np.: wyroki Trybunału Konstytucyjnego, Sądu Najwyższego etc.) których łamanie spotyka się z karą, tak jak kiedyś (albo nadal w krajach muzułmańskich z obowiązującym szariatem) występowanie przeciw religii skutkowało surowymi konsekwencjami także w wymiarze cywilnym lub karnym.
Proces polegający na zastępowaniu nakazów religijnych regułami prawa znany jest od tysięcy lat. W przeciwieństwie jednak do naszych niewyedukowanych przodków, zamiast wymuszonego bożym gniewem posłuszeństwa, korzystamy z siły własnego rozumu. Nie potrzebujemy już prostych przekazów do ustanowienia zasad współżycia społecznego, po to by się nie okradać i nie mordować na ulicach. To co wcześniej mogło wynikać jedynie z instynktu przebywania w grupie, dzisiaj jest wiedzą dostępną każdej jednostce.
Jednak tak jak wtedy, tak i dziś, system ten opiera się na zasadzie sprawiedliwości. Bóg był sprawiedliwy, jedynie jego słudzy mogli kalać się oszustwem za co czekała ich kara, jeśli nie ludzka to boska. W początku XXI wieku sługami sprawiedliwości byli urzędnicy państwowi i instytucje. Z jedną, istotną różnicą. Odtąd, kara boska miała już coraz mniejsze znaczenie, jeśli więc tryby sprawiedliwości nie obracały się wystarczająco szybko by dać zadość krzywdzie, nie można było liczyć na wyrównanie win np.: po śmierci.
Kryzys wiary w państwo
Społeczeństwa, które przyjęły na siebie największy ciężar krachu, bardzo wyraźnie zapamiętały , że jego prawdziwi autorzy – szefowie i rady nadzorcze banków i funduszy finansowych, uniknęli jakiejkolwiek odpowiedzialności. Rząd USA wykupił długi banków (tzw. bailout), wprowadzając program TARP (Troubled Assets Relief Program), mający ustabilizować sytuację na rynku kredytowym poprzez wykupienie toksycznych długów.
Ponieważ warunkiem otrzymania rządowej pomocy nie były konkretne działania prokonsumenckie, jak udzielanie dalszych kredytów osobom prywatnym, efekty programu w niewielkim tylko stopniu wpłynęły na poprawę losu obywateli. De facto więc, rząd wyasygnował kilkaset miliardów dolarów na pomoc bankom i instytucjom finansowym, podczas gdy na podobne wsparcie nie mogli liczyć zwykli dłużnicy. Dlatego mimo, że pomoc ta była zwrotna, jej odbiór społeczny był jednoznacznie negatywny. Takie działanie administracji doprowadziło do utraty zaufania społecznego, a w rezultacie do radykalizacji sympatii politycznych i światopoglądu obywateli.
Dzięki temu prezydentem został Barrack Obama, który już w 2009 roku wprowadził rozbudowany program wsparcia gospodarki. Niemniej, porecesyjna trauma trwała nadal, doprowadzając do powstania ruchów społecznych, o często sprzecznych zapatrywaniach (tak lewicowych, jak i prawicowych), które łączył jedynie sprzeciw wobec władzy centralnej i instytucji państwa. Najpierw konserwatywnej "Tea Party" (sprzeciwiającej się pomocy publicznej), później "Occupy Wall Street" (sprzeciwiającej się nierównościom ekonomicznym) który wywołał podobne protesty w innych częściach świata.
Bo też schemat działań czynników rządowych wszędzie był taki sam. Republika Federalna Niemiec wykupiła długi Hypo Real Estate (konsorcjum banków zajmujących się kredytami hipotecznymi), rządy Belgii, Luksemburga i Holandii częściowo znacjonalizowały bank Fortis, a rząd Wielkiej Brytanii całkowicie znacjonalizował bank North Rock. Londyn wprowadził też plan ratunkowy dla banków (Bank Rescue Plan), który stanowił wzór dla amerykańskiego TARP. Popularne stało się określenie, "zbyt duży by upaść" (ang. "too big to fail") mające w uproszczeniu tłumaczyć, że mniejszym kosztem było wykupienie bankrutującego banku lub wsparcie go pomocą finansową, niż konsekwencje, które by nastąpiły w wyniku jego upadku (np.: kwestia zwrotu depozytów klientów).
W przeciwieństwie do Stanów Zjednoczonych, Unia Europejska miała znacznie większe trudności ze zbilansowaniem budżetów. Nawet nie chodziło o to, że z uwagi na swoją wielonarodową specyfikę, potrzebowała nie jednego lecz kilkudziesięciu indywidualnych programów naprawczych. Głównym problemem był fakt, że zadłużające się w czasach prosperity rządy państw europejskich, zostały zaskoczone kryzysem. Mimo obowiązujących tzw. kryteriów konwergencji, obligujących członków strefy euro do m.in. prowadzenia restrykcyjnej polityki fiskalnej, wiele rządów pozwoliło na rozwinięcie się deficytów grubo ponad maksymalne 60% PKB. Dotyczyło to zwłaszcza państwa południa Europy. W 2007 roku dług publiczny w relacji do PKB wynosił: 68,4% w Portugalii, 87% w Belgii, 99,8% we Włoszech i 103,1% w Grecji. W chwili uderzenia kryzysu deficyty państw zaczęły bardzo szybko rosnąć a recesja była mało dogodnym momentem na przeprowadzenie głębokiej reformy rozbudowanego systemy socjalnego już choćby z uwagi na stale rosnącą rzeszę bezrobotnych. W dodatku, jednolita dla wszystkich waluta euro nie pozwalała na indywidualne działania interwencyjne z zakresu polityki monetarnej (osłabienie lub wzmocnienie pieniądza).
Ludzie tracili pracę i domy lądując na bruku. Z dnia na dzień cały ich bezpieczny świat walił się w gruzy. Pozostawała tylko rozpacz, która wskutek działań władz szybko przemieniła się w złość. Z powodzeniem dawano jej upust na ulicach, w starciach z policją, w szturmach na urzędy, czy w trwających długie tygodnie a paraliżujących kraje strajkach. W samej tylko Grecji uliczne zamieszki trwały, z krótkimi przerwami, przez ponad dwa lata (2010-2012). Do głosu zaczęli dochodzić radykalni trybuni ludu. Najpierw o zapatrywaniach lewicowo-socjalistycznych, tak jak w bankrutującej Grecji (Syriza) czy bliskiej załamania Hiszpanii (PODEMOS), ponieważ w pierwszym odruchu najważniejsze wydawało się spełnienie podstawowych potrzeb społecznych. Z czasem (i to stanowiło nowość), do walki o rząd dusz włączali się także prawicowi, równie antyestablishmentowi radykałowie, jak we Francji (Front Narodowy), RFN (AfD) czy Austrii (FPÖ). Co z kolei podyktowane było postępującą destabilizacją sytuacji międzynarodowej, oraz tzw. wstrząsami wtórnymi kryzysu.
Trzeba pamiętać, że o ile apogeum krachu finansowego przypadło na lata 2007-2009, o tyle niwelowanie efektów tego zdarzenia (czyli powrót do stanu sprzed) trwało znacznie dłużej, nawet do 2016 roku (np.: w USA, Argentynie), a w przypadku Grecji nadal się nie udało (bezrobocie w maju 2008: 7.3%, w maju 2018: 19.3%, deficyt budżetowy: 2008 109,4%, w 2018 178,6% PKB, PKB per capita w 2008 roku 31.997,28 USD, w 2017 roku 18.613,42 USD – dane eurostat/MFW).
Dla przykładu, rzeczywiste PKB Stanów Zjednoczonych Ameryki spadło z 15.761 bln USD do ok. 15.134 bln (o 627mld USD czyli ~4%). Strata ta została odrobiona dopiero pod koniec 2011 roku (https://fred.stlouisfed.org/series/GDPC1).
Dużo gorzej spadek odczuły gospodarstwa domowe, których przeciętny majątek stopniał o 11.7 bln USD, do 57.5 bln USD. Wskaźnik ten wrócił do poziomu sprzed recesji dopiero pod koniec 2012 roku (69.6bln USD –https://fred.stlouisfed.org/series/TNWBSHNO).
Najwyraźniej skutki kryzysu były odczuwalne na rynku pracy. Wskaźnik NFP (osób zatrudnionych) spadł o 8.6 mln miejsc prac, odzyskując dawny poziom dopiero w maju 2014 roku, podczas gdy stopa bezrobocia wróciła do zdrowego poziomu 4.7% dopiero dwa lata później, w maju 2016 roku. (https://fred.stlouisfed.org/series/UNRATE).
W rezultacie zachodnia scena polityczna uległa głębokim przeobrażeniom, a nowe partie i nowi decydenci, najczęściej ustawiali się w całkowitej ideowej i politycznej kontrze do swoich poprzedników. Musiało tak być, skoro do władzy wyniósł ich wielki, społeczny bunt skierowany przeciwko establishmentowi.
Z początku, wydawało się, że dotknie on jedynie kraje będące w najtrudniejszej sytuacji gospodarczej. Zresztą, skorumpowane i niewydolne rządy zawsze w takiej sytuacji upadały. Tak stało się w Grecji, tak było też np.: w specyficznej Islandii. W odczuciu polityków, skuteczne działania we wszystkich pozostałych państwach o stabilniejszych podstawach gospodarczych, w zasadzie gwarantowały reelekcję i utrzymanie utartych schematów. Okazało się jednak, że permanentność trwania (dekada!) niektórych skutków kryzysu pozwoliła na wykształcenie całego, nowego pokolenia buntowników.
Zmiany polityczne
Ludzie którzy, w dorosłość zaczęli wchodzić dopiero po roku 2008, tzw. późni milenialsi, predestynowani byli do sprzeciwu już choćby z tytułu różnicy pokoleniowej. Urodzeni po 1990 roku byli pierwszym pokoleniem, które nie mogło pamiętać dwubiegunowego świata żelaznej kurtyny. Jednakże ten naturalny, młodzieńczy bunt został dodatkowo wzmocniony i wykoślawiony przez powszechne, głębokie poczucie rozczarowania, tak władzą jak i zasadami wedle których rządził się świat – bezrobociem, społecznymi nierównościami, oderwaniem decydentów od realiów życia obywateli itd. A w kryzysie jeszcze jedna sprawa stała się ewidentna. Prawo przestało obowiązywać wszystkich w równym stopniu.
Ludzie wpływowi i bogaci, politycy i wielkie korporacje stali ponad nim, nie tylko nie odnosząc większego uszczerbku, ale w dłuższej perspektywie faktycznie wzbogacając się na skutkach załamania gospodarczego. Choć można w tym miejscu postawić pytanie, czy w istocie kiedykolwiek w historii było inaczej? Czy też mieliśmy po prostu do czynienia ze zjawiskiem ciągłym, podlegającym okresowym nasileniom lub osłabieniu zależnie od czasu i siły instytucji państwa? Niezależnie od odpowiedzi, pokolenie Y nazywane jest też pokoleniem cyfrowym. Generacja ludzi, którzy w pełni korzystają z najnowszych zdobyczy cybertechnologii, w tym zwłaszcza narzędzi komunikacyjnych. A to oznaczało, że wszelkiego typu nieprawości dużo trudniej było wyciszyć, ponieważ tradycyjne środki przekazu i media, utraciły monopol na prawdę. Społeczeństwo informacyjne działa na zupełnie innych zasadach, a stopień wewnętrznej komunikacji pomiędzy poszczególnymi obywatelami stał się najwyższy w historii ludzkości. Nic nie dało się ukryć.
Z tego powodu już od 2009 roku, w kolejnych, pozornie ustabilizowanych państwach, rozpoczęto oddolną dekonstrukcję sceny politycznej. Pojawiały się nowe byty, które z początku zdobywały tylko kilka procent poparcia, a w kolejnych wyborach albo przejmowały władzę, albo stawały się znaczącą siłą polityczną. Przykładów mieliśmy bez liku: niemieckie AfD i Die Linke, we Francji Emmanuel Macron i En Marche, PVV Geerta Wildersa w Holandii, Partia Piratów na Islandii, Liga Północna i Ruch Pięciu Gwiazd we Włoszech etc. Z tego trendu skorzystały też istniejące wcześniej partie antyestablishmentowe, jeśli umiejętnie odczytywały nastroje społeczne. Tak było w Polsce (PiS), Wielkiej Brytanii (UKIP), Austrii (FPÖ), tak stało się też w USA (Republikanie wspierający Donalda Trumpa).
Naturalnie, sympatie polityczne oznaczały także zmianę mentalną w światopoglądzie wyborców. Symbolem starej władzy był przecież kulturalny liberalizm – otwartość na wszelkiego rodzaju mniejszości (etniczne, religijne, seksualne), multikulturalizm oraz sekularyzacja. Z czasem przyjęły one coraz bardziej radykalne formy, zwłaszcza gdy do gwałtownego wzrostu niezadowolenia przyczyniły się następstwa pandemicznych obostrzeń. W tych okolicznościach coraz większą popularnością cieszy się swoista kontrrewolucja obyczajowa polegająca w dużej mierze na odrzuceniu liberalnych wartości i powrocie konserwatyzmu. W ten oto sposób nastąpił kryzys tożsamości w państwach demokracji liberalnej.
Podsumowanie
Nawarstwione problemy wymaga nowych działań, a radykalizacja nastrojów sprzyja zachowaniom populistycznym. Nowi przywódcy wyniesieni do władzy wolą zbuntowanego suwerena, uczynili priorytetem politykę krajową. To jej podporządkowywali wszelkie działania, przekładając subiektywnie pojęty patriotyzm ponad relacje międzynarodowe. Wygrywać zaczęły partykularne interesy każdej ze stron, a to oznaczało pogłębienie multilateralizmu (wielobiegunowości) porządku światowego. Czyli dokładnie tego na czym zależało pretendującym potęgom Rosji i Chin, które ochoczo przyklaskiwały takim tendencjom, nierzadko oferując wsparcie finansowe określonym podmiotom politycznym.
Zdecydowanie łatwiej im było układać relacje z każdym z osobna, niż negocjować z nieprzejednanym Waszyngtonem reprezentującym cały blok Zachodu, czy też Brukselą reprezentującą całą Unię Europejską. Co ważne, takie indywidualne relacje umożliwiały rozbijanie sojuszy poprzez przekupywanie, lub nastawianie przeciwko sobie poszczególnych członków euroatlantyckiego sojuszu. W tym celu uruchomiono zresztą całą dostępną machinę dezinformacyjno-propagandową, wspartą działaniami agentury, wywiadu i wszelkimi innymi narzędziami dostępnymi państwom autorytarnym. W takim stanie weszliśmy w rok 2022, w którym to Federacja Rosyjska dokonała pełnowymiarowej inwazji na Ukrainę, jednocześnie za cichym przyzwoleniem Chin rzucając wyzwanie Zachodowi.
W ten sposób doszliśmy do momentu, w którym stoimy przed zagrożeniem, gdy Europa na powrót staje się kontynentem podzielonym, bardzo zróżnicowanym politycznie (na wielu płaszczyznach) i o niepewnej przyszłości, co stanowi dla niej poważne zagrożenie. Wojna doprowadziła do chwilowej konsolidacji, ale różnice interesów pomiędzy poszczególnymi państwami są wyraźnie widoczne, zwłaszcza między zachodem Europy, a jej środkowo-wschodnią częścią. Dla Unii Europejskiej "demokracja liberalna" była podstawową wartością i ideologicznym spoiwem, platformą porozumienia konglomeratu państw narodowych. Jednakże żywa pamięć kryzysu gospodarczego, a także rozchwianie pogłębione trwającą trzy lata pandemię doprowadziło do kryzysu tożsamościowego. Dzisiaj krajowe populizmy i narodowe pojęcie wspólnoty biorą górę nad ideami paneuropejskimi. Szczególnie, że polityka rządów prawicowych lepiej radzi sobie w dobie zagrożenia zewnętrznego oraz rozchwiania społecznego i gospodarczego. Ma bardziej atrakcyjną ofertę dla wyborcy (vide przykład Szwecji, Włoch, Polski, Hiszpanii itd.).
Wydaje się więc, że Unia Europejska nie ma innego wyjścia jak tylko zrobić krok na przód ku wielkiej reformie, która na powrót określi jej tożsamość, akceptowalną tak dla pozbawionych złudzeń obywateli, jak i państw narodowych. Proces ten nie będzie ani prosty, ani przyjemny. Poza koniecznością przeprowadzenia reform strukturalnych i prawnych, trzeba będzie znaleźć wspólny system wartości, mieszczący w sobie tak wartości konserwatywne, jak i liberalne.
Niemożliwe? Może kiedyś, dzisiaj po prostu nie ma innego wyjścia, alternatywą jest rozpad.
Ten materiał prezentujemy w ramach współpracy z Patronite.pl. Filip Dąb-Mirowski jest publicystą i analitykiem. Pisze głównie o bieżących wydarzeniach w polityce międzynarodowej i zmianach w globalnym układzie sił. Publikuje pod marką Globalna Gra. Możesz wspierać autora bezpośrednio na jego profilu na Patronite.