O co chodzi z Awdijiwką? Rosjanie znów atakują
Mówimy o miejscu, które w logice propagandy Kremla jest dzisiejszym odpowiednikiem Bachmutu. Zdobycie Awdijewki byłoby pretekstem do wielkiej celebry, "dowodem", że to Rosjanie mają inicjatywę i że generalnie – mimo problemów – spec-operacja idzie zgodnie z planem - pisze dziennikarz Marcin Ogdowski.
Ten materiał prezentujemy w ramach współpracy z Patronite.pl. Marcin Ogdowski jest pisarzem, dziennikarzem, byłym korespondentem wojennym. Pracował w Iraku, Afganistanie, w Ukrainie, Gruzji, Libanie, Ugandzie i Kenii. Możesz wspierać autora bezpośrednio na jego profilu na Patronite.
Źródła – zarówno ukraińskie, jak i rosyjskie – raportują o ponownym wzmożeniu walk toczonych na obszarze poddonieckiej Awdijiwki. Przypomnijmy, dziesięć dni temu Rosjanie rozpoczęli tam operację zaczepną, rzucając do walki sporą liczbę żołnierzy i sprzętu ciężkiego. Po czterech dobach co rusz ponawianych szturmów presja Moskali osłabła. Przyznał to – w jednym z wywiadów – sam Putin, mówiąc o planowej pauzie i przejściu do działań obronnych. Od przedwczoraj Rosjanie znów atakują, a analitycy militarni przyglądają się ich szturmom z rosnącym zdumieniem.
Wydawało się bowiem, że rosyjscy generałowie poszli po rozum do głowy. I że po tragicznych wydarzeniach spod Bachmutu i Wuhłedaru nie będą już z bezwzględną determinacją szafować żołnierskim życiem. Nic bardziej błędnego. Potwierdzone wizualnie rosyjskie straty w czołgach i wozach opancerzonych – poniesione pod Awdijiwką od 10 października do dziś – dochodzą do dwustu sztuk, realnie zatem może to być nawet trzysta zniszczonych i uszkodzonych pojazdów. A mówimy o technice (po)sowieckiej, w większości starszej generacji.
To nie są zachodnie bradleye czy leopardy, przy projektowaniu których przeżywalność załogi była najistotniejszym priorytetem. Te 200-300 trafionych rosyjskich maszyn, to 200-300 spopielonych, a w najlepszym razie poważnie poranionych załóg. A przecież straty ludzkie są znacznie większe, niż by to wynikało z prostego przemnożenia "pojazd razy załoga", bo walczy również piechota, no i ogień artyleryjski razi pozycje wyjściowe i tyły. Przez większość z ostatnich dziesięciu dni Ukraińcy zgłaszali straty przeciwnika na poziomie 800-900 żołnierzy "wyeliminowanych z walki" (a ubiegłej doby miało to być aż 1380 unieszkodliwionych Moskali).
Awdijiwka urosła do miana twierdzy
Duża część tego "urobku" pochodziła właśnie spod Awdijiwki. Pisałem już o tym nie raz, powtórzę więc tylko skrótem – Ukraińcy manipulują danymi dotyczącymi strat Rosjan. Sugerują, że wszyscy "wyeliminowani" to zabici, tymczasem ów zbiór obejmuje także rannych i wziętych do niewoli (co twierdzę w oparciu o ujawnione analizy zachodnich wywiadów). Tak czy inaczej, w bojach o Awdijiwkę poległo i odniosło rany kilka tysięcy Moskali (zapewne około pięciu tysięcy).
Oznacza to zagładę dwóch pułków, biorąc pod uwagę utracony sprzęt ciężki – ekwiwalentu dywizji. A to wszystko w 10-dniowych starciach o 30-tysięczne przed wojną miasteczko. Po co?
Awdijiwka nie ma żadnego strategicznego znaczenia. Patrząc z perspektywy Rosjan, problem z nią polega na tym, że stanowi niewielkie wybrzuszenie w ich pozycjach. I jest kłopotliwa wizerunkowo, bo broni się od… 9 lat. Najpierw miasteczko usiłowali zdobyć tak zwani separatyści, po 24 lutego 2022 roku przyłączyły się do nich regularne oddziały armii rosyjskiej. Bez skutku.
W rosyjskiej sferze informacyjnej Awdijiwka urosła do miana twierdzy, co nijak ma się do technicznych aspektów ukraińskiej obrony. Nie ma tam żadnych bunkrów i bóg wie jakich ulepszeń, nie ma wyjątkowo licznej załogi. Są dobrze rozmieszczone punkty ogniowe, jest sensowna rotacja oddziałów, jest też coś, czego na tym odcinku frontu bardzo Rosjanom brakuje – świetnie wstrzelana, precyzyjna artyleria. No i są drony, których Ukraińcy w Awdijiwce – co przyznają sami Rosjanie – mają po prostu więcej.
Putin potrzebuje "amunicji"
Jest więc w rosyjskim przekazie "twierdza", co Ukraińcy umiejętnie podbijają, sugerując, że i dla nich miasteczko ma ogromne symboliczne znacznie. Że jest czymś więcej niż dogodnym punktem obrony, pozwalającym na zadawanie Rosjanom poważnych strat przy relatywnie niedużym zaangażowaniu własnego potencjału. Jedna z odsłon takich działań to wizyta w Awdijewce gen. Walerego Załużnego, do której doszło w ostatnich dniach (materiał na ten temat ujawniono kilka godzin temu).
Po co te zaklęcia? Cel, moim zdaniem, jest bardzo konkretny. W marcu przyszłego roku w Rosji odbędą się wybory prezydenckie. Wiadomo, kto je wygra (jeśli dożyje…), wiadomo, że cała wyborcza procedura to tylko fasada. Ale nie rozumie funkcjonowania autorytarnych reżimów ten, kto ignoruje fetę, igrzyska – nie dostrzega legitymizującego charakteru wszelkiej maści najlepiej masowych pokazówek.
Kandydat-Putin potrzebuje "amunicji", by móc z przytupem zainaugurować swoją kampanię. By pokazać się jako Władimir-zwycięzca, gotowy przynieść Rosji kolejne chwały, a nie jako stetryczały dziadyga, któremu nic nie wychodzi. Mają więc generałowie dać mu ten sukces, bez oglądania się na straty.
Na Wschodzie bez zmian.