S‑400 w obwodzie kaliningradzkim. To tylko jeden z elementów szachowania wschodniej flanki NATO
• Kreml zapowiedział rozmieszczenie w obwodzie kaliningradzkim rakiet S-400
• Ma to być odpowiedź na tarczę antyrakietową w Europie
• Sęk w tym, że systemy S-400 są obecne pod Kaliningradem od kilku lat
• Jest to jeden z czterech elementów, mających szachować nasz region
• Moskwa czekała tylko na pretekst, by oficjalnie potwierdzić obecność rakiet
• Obwód kaliningradzki odgrywa krytyczną rolę w kontekście bezpieczeństwa wschodniej flanki NATO
22.11.2016 | aktual.: 22.11.2016 11:54
Kreml zapowiedział w poniedziałek, że w odpowiedzi na rozmieszczenie elementów tarczy antyrakietowej w Europie, będzie wzmacniał system obrony powietrznej na swoich zachodnich rubieżach. Głównym punktem tej strategii ma być rozmieszczenie nowoczesnych zestawów rakietowych S-400 Triumf w obwodzie kaliningradzkim. Sęk w tym, że nie jest to żadna nowość, bo już cztery lata temu rosyjska prasa nieoficjalnie donosiła, że system ten trafia na wyposażenie jednostek w rosyjskiej enklawie, a resort obrony tego nie dementował.
Dlaczego zatem Moskwa straszy NATO rakietami, które już od kilku lat stacjonują u granic Polski? Wszystko wskazuje na to, że to element strategii propagandowej i Kreml specjalnie zwlekał z oficjalnym ogłoszeniem tego ruchu. - Rosjanie czekali tylko, kiedy zostanie wbity pierwszy szpadel w Redzikowie (gdzie powstaje amerykańska baza tarczy antyrakietowej - przyp. red.), by mieć pretekst, że oni nie militaryzują regionu, a jedynie odpowiadają na to, co robi przeciwnik - wyjaśnia w rozmowie z Wirtualną Polską Mariusz Cielma, redaktor naczelny "Nowej Techniki Wojskowej".
Niezatapialny lotniskowiec
Obwód kaliningradzki ma krytyczne znaczenie dla bezpieczeństwa Polski, krajów bałtyckich i basenu Morza Bałtyckiego. Pełni bowiem rolę niezatapialnego lotniskowca Moskwy, który klinem wbija się we wschodnią flankę NATO. Rosjanie bardzo łatwo mogą przerzucać tam dodatkowe siły i uzbrojenie, szachując tym samym niemal cały region.
Wspomniane kompleksy rakietowe S-400 w praktyce są w stanie pokryć dużą część przestrzeni powietrznej wokół obwodu kaliningradzkiego, w tym krajów bałtyckich. - W sytuacji kryzysu nie ma mowy o tym, żeby tam mogły polecieć ciężkie samoloty transportowe, które stanowią łatwy cel dla obrony powietrznej. To utrudnia przerzucenie wsparcia dla zagrożonych republik nadbałtyckich, dlatego tak ogromne znaczenie ma przesmyk suwalski - podkreśla Cielma.
Przypomnijmy, że przesmyk suwalski to tereny położone wokół granicy polsko-litewskiej - między obwodem kaliningradzkim a Białorusią - stanowiące jedyne lądowe połączenie krajów bałtyckich z resztą NATO. Z racji swojego znaczenia stanowi jeden z najbardziej zapalnych punktów potencjalnego konfliktu na europejskim teatrze działań.
Nie tylko S-400
Ale S-400 to tylko jeden z czterech rodzajów uzbrojenia w obwodzie kaliningradzkim, dzięki którym Rosja chce szachować nasz region. Kreml regularnie straszy NATO osławionymi pociskami balistycznymi Iskander, które są zdolne do precyzyjnego rażenia infrastruktury krytycznej - centrów dowodzenia, baz lotniczych, mostów, elektrownii. Iskandery mogą też zostać uzbrojone w głowice nuklearne.
Kolejnym elementem rosyjskiego straszaka są kompleksy przeciwokrętowe Bastion o zasięgu kilkuset kilometrów. - To łatwo pokazuje, jak Rosjanie będą mogli za pomocą tych zestawów kontrolować to, co dzieje się na Morzu Bałtyckim. Wszelki ruch, zwłaszcza niebronionych jednostek cywilnych, będzie znacznie utrudniony - tłumaczy szef "Nowej Techniki Wojskowej".
Co ciekawe, systemy Bastion z pociskami P-800 Oniks zyskały rozgłos w ubiegłym tygodniu, gdy Rosjanie po raz pierwszy użyli ich bojowo w Syrii. Największe poruszenie wśród komentatorów wywołał jednak fakt, że rakiety - nominalnie przeznaczone do niszczenia jednostek nawodnych - użyto do rażenia celów na lądzie. Należy przy tym podkreślić, że Oniksy stanowią nie lada wyzwanie dla obrony przeciwlotniczej, bo poruszają się z ogromną prędkością, sięgającą nawet 2,5 Macha.
Na tym jednak nie koniec. Na wyposażenie stacjonującej w obwodzie Floty Bałtyckiej prawdopodobnie trafią też trzy korwety Bujan-M, uzbrojone w nowoczesne pociski manewrujące Kalibr-NK. Posiadające zasięg do 2,5 tys. kilometrów, teoretycznie mogą też przenosić głowice nuklearne. To daje Moskwie szeroką swobodę operacyjną, bo nominalnie w polu rażenia tych rakiet znajduje się również większość Europy Zachodniej.
Trudne do wykrycia
Największe niebezpieczeństwo dla Polski i NATO płynie z tego, że wszystkie wymienione typy uzbrojenia oparte są o platformy mobilne, które trudniej monitorować i wykryć. - My cały czas prowadzimy rozpoznanie tego, co się dzieje w obwodzie kaliningradzkim. Ale znajdujące się tam rosyjskie systemy nie tylko są mobilne, lecz również mogą pozostawać pasywne. Mają możliwość odpalenia rakiet bez potrzeby włączania swoich radarów, korzystając z innych źródeł informacji - na przykład zwiadu satelitarnego lub lotniczego. A w przypadku celów lądowych nierzadko wystarczy samo wpisanie odpowiednich koordynatów - mówi Cielma.
Szef "Nowej Techniki Wojskowej" zauważa przy tym, że Rosjanie rozbudowują w obwodzie kaliningradzkim nie tylko nowoczesne systemy rakietowe, lecz również klasyczny potencjał militarny. Ostatnim przykładem jest utworzenie w Kaliningradzie dowództwa 11 Korpusu Armijnego, co oznacza podniesienie organizacji wojsk w tym rejonie. To każe przypuszczać, że w sytuacji kryzysowej rosyjskie siły w obwodzie kaliningradzkim będą rozwijane, a postawione im zadania mogą nie ograniczać się wyłącznie do obrony enklawy.
- Rosjanie przygotowują się wielotorowo, zarówno do działań na lądzie, jak i w powietrzu. Warto zauważyć, że broń przeciwlotnicza już nie jest bronią typowo defensywną, bo możliwości takich systemów jak S-400 Triumf powodują, że zmienia się sytuacja w całym regionie - podsumowuje Cielma.