Niepokojące wyliczenia. "Putin tupnął mocno nogą"
Nie ma już wątpliwości, że jesteśmy świadkami rozpoczęcia rosyjskiej ofensywy, o której mówiło się co najmniej od miesiąca. - Putin tupnął mocno nogą. Chce wykorzystać fakt, że nowe dostawy zachodniej broni pojawią się na froncie najwcześniej za 3-4 tygodnie - oceniają w rozmowie z Wirtualną Polską wojskowi eksperci.
11.02.2023 | aktual.: 11.02.2023 07:27
Według Instytutu Studiów nad Wojną (ISW) Rosjanie rozpoczęli ofensywę na wschodzie Ukrainy, wzdłuż linii Swatowe-Kreminna. Zaangażowano w to siły z trzech dywizji zmechanizowanych i pancernych m.in. z 20. armii Zachodniego Okręgu Wojskowego i 76. dywizji powietrznodesantowej.
"Zaangażowanie w tym sektorze do operacji ofensywnych znaczących elementów co najmniej trzech dużych dywizji rosyjskich świadczy o tym, że ofensywa rosyjska się zaczęła. Nawet jeśli wojska ukraińskie jak dotąd nie pozwalają siłom rosyjskim na zapewnienie sobie znaczących zdobyczy" - uważają analitycy ISW.
Ich zdaniem ofensywa rosyjska nie osiągnęła jeszcze pełnego rozpędu, m.in. dlatego, że Rosjanie nie zaangażowali jeszcze elementów 2. dywizji zmechanizowanej sprowadzonych z Białorusi i rozmieszczonych w obwodzie ługańskim w styczniu.
Zobacz też: Ofensywa dyplomatyczna. "To musi irytować Rosjan"
"Naciskają w kilku miejscach równocześnie i szukają dziury"
Zdaniem byłego szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego gen. Stanisława Kozieja, obecne oznaki ofensywy wskazują, że nie będziemy mieli klasycznego rozpoczęcia operacji uderzeniami odwodów z głębi, które podchodziłyby do linii frontu i wykonywały zmasowane natarcie.
- Wygląda to na działania podobne do tych, które dotychczas widzieliśmy na froncie, czyli pełzającego natarcia sił rosyjskich. A to oznacza, że będą najpierw podciągali swoje jednostki pod linię frontu, rozmieszczali je i atakowali na linii bezpośredniej styczności. W ten sposób mogą wprowadzać rozproszone siły w pobliże frontu i wówczas nacierać. Nie będzie natarcia z marszu - mówi Wirtualnej Polsce gen. Koziej.
W jego ocenie, jednostki regularnej armii zostały wprowadzone na front, by zwiększać ciśnienie i presję na ukraińskich żołnierzach.
- Liczą, że ich obrona zostanie przełamana i pęknie. Naciskają w kilku miejscach równocześnie i szukają dziury. Być może wówczas, już po pęknięciu obrony, wyślą dodatkowe odwody. Znamienne jest to, że nie widać obecnie na teatrze działań wojennych większej liczby rosyjskich czołgów. Wygląda na to, że trzymają je na tyłach i szykują na dogodny moment. Gdyby ukraiński front pękł, wprowadzą je w lukę. A z nimi resztę odwodów, by spróbować ich okrążyć w Donbasie - ocenia były szef BBN.
"Jeśli wyciągnęli wnioski, Ukrainę czeka trudny czas"
Podobnie uważa gen. Tomasz Drewniak, były Inspektor Sił Powietrznych RP, ekspert fundacji Stratpoints.
- Rosjanie intensywnie próbują nękać ukraińską armię. Pytanie, na ile są silni i czy są w stanie przeprowadzić zmasowany atak. Wygląda to teraz na testowanie możliwości Ukraińców tak, żeby zobaczyć, gdzie można ich skruszyć. Jeśli im się uda, wtedy rzucą większe siły, próbując przełamać w tym miejscu front - mówi nam gen. Drewniak.
Jego zdaniem Rosjanie - w ramach rozpoczętej ofensywy - chcą najpierw opanować rejon Donbasu, a później kolejne terytoria, by przyłączyć je do Federacji Rosyjskiej.
- Pytanie, czy Rosja przez rok wojny czegoś się nauczyła. Czy ich dowódcy będą stosować nowoczesne metody walki, czy dalej będą brnąć w sowiecki sznyt z II wojny światowej. Sama ilość sprzętu nie walczy. To dowódcy muszą wyznaczyć kierunki ofensywy, łącząc to w całość. Mieliśmy na początku wojny dowodzenie w okręgach, na szczeblu centralnym nikt tego nie koordynował. Jeśli wyciągnęli wnioski, Ukrainę czeka trudny czas - prognozuje ekspert fundacji Stratpoints.
300 tys. rosyjskich żołnierzy
W czwartkowym artykule amerykański magazyn "Foreign Policy" stawia tezę, że Rosja wyraźnie jest już przygotowana do ofensywy.
Powołując się na źródła ukraińskie, "FP" podaje, że w tym celu rosyjskie wojsko zgromadziło do ataku 1800 czołgów, 3950 pojazdów opancerzonych, 2700 systemów artyleryjskich, 810 systemów rakietowych pochodzących jeszcze z czasów sowieckich - Grad i Smiercz oraz 400 myśliwców i 300 helikopterów. A natarcie ma przeprowadzić 300 tys. rosyjskich żołnierzy.
"Udział lotnictwa może być kluczowy"
- Jeśli faktycznie mają w gotowości 400 samolotów, to jest to potężna siła. Udział lotnictwa może być kluczowy - ocenia gen. Drewniak.
I - jak przypomina - do tej pory nie było sytuacji, by rosyjskie lotnictwo działało w dużych ugrupowaniach, najczęściej była to para samolotów czy śmigłowców.
- Pomijam pierwsze dni, kiedy Rosjanie przy pomocy desantu próbowali zająć kluczowe obiekty. Nieudanie zresztą. Później odbywało się to w małych grupach. Jeśli umiejętnie wykorzystają taką siłę w powietrzu, to ukraiński czołg czy system rakietowy, np. HIMARS, nie będzie w stanie funkcjonować, bowiem lotnictwo widzi dużo więcej i atakuje intensywniej - podkreśla były Inspektor Sił Powietrznych RP.
Również w ocenie gen. Kozieja, liczebność sprzętu i wojska, których Rosjanie chcą użyć w ofensywie, "to potężna siła", którą Rosjanie w każdej chwili mogą wprowadzić do walki.
- Jeśli jest to początek ofensywy, to brakuje im przygotowania ogniowego. Nie widzimy na razie intensywnych działań rosyjskich wojsk artyleryjskich. Za to są atakowane poszczególne miejscowości, miasta i wioski. Po przełamaniu linii obronnych w Donbasie może się to jednak zmienić - uważa gen. Koziej.
"Widać, że Putin mocno tupnął nogą"
Według brytyjskiego ministerstwa obrony, pogoda w Ukrainie znacząco utrudnia prowadzenie większych operacji wojskowych. Jednak w ocenie wojskowych ekspertów, Rosjanie będą próbowali z warunków pogodowych, które panują obecnie w Ukrainie, jak najwięcej "wycisnąć".
- Rosjanie mają trudny dylemat z warunkami pogodowymi. Muszą coś zrobić przed roztopami, a dokończyć po roztopach. Im później zaczynają, tym dla nich gorzej. Moskwa jest pod presją, by przed wiosną skutecznie naruszyć ukraińską obronę. Tak, by zachwiać nią i stworzyć sobie warunki do dużej ofensywy - mówi gen. Koziej.
Gen. Drewniak także podkreśla, że Rosjanie są obecnie pod presją - zarówno polityczną, jak i pogodową.
- Ofensywa ruszyła z dwóch powodów. Widać, że Putin mocno tupnął nogą. A Kreml zdaje sobie sprawę, że ilość zachodniego sprzętu już niedługo pojawi się na froncie. Rosjanie próbują ten czas wykorzystać na ile się da. Pogoda również ma ogromne znaczenie. W obecnych warunkach na froncie może działać bez problemu lotnictwo, aparaty bezprzewodowe mogą pokazywać cele, a czołgi poruszać się po zmarzniętej ziemi. Za dwa, trzy tygodnie, kiedy temperatura będzie na plusie, wówczas będą mieli kłopot - podsumowuje ekspert fundacji Stratpoints.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski