PolitykaRuszył proces w sprawie "afery podsłuchowej". Łukasz N.: Falenta powoływał się na znajomości w PiS i obiecywał mu korzyści po zmianie władzy

Ruszył proces w sprawie "afery podsłuchowej". Łukasz N.: Falenta powoływał się na znajomości w PiS i obiecywał mu korzyści po zmianie władzy

• Przed warszawskim sądem ruszył proces ws. afery podsłuchowej
• Wszyscy oskarżeni są na sali, grozi im do dwóch lat więzienia
• Jeden z kelnerów, Łukasz N., przyznał się i odmówił wyjaśnień. W śledztwie mówił: Falenta powoływał się na znajomości w PiS, obiecywał mi korzyści po zmianie władzy
• Akt oskarżenia w sprawie wniosła praska prokuratura
• Zarzuty dotyczą nielegalnego nagrywania polityków w dwóch warszawskich restauracjach
• Giertych: osoby na ławie oskarżonych to czubek góry lodowej

Ruszył proces w sprawie "afery podsłuchowej". Łukasz N.: Falenta powoływał się na znajomości w PiS i obiecywał mu korzyści po zmianie władzy
Źródło zdjęć: © WP

Marek Falenta za pieniądze zlecał nagrywanie rozmów w restauracjach - twierdzi kelner Łukasz N., jeden z oskarżonych w aferze podsłuchowej. On tego nie zlecał; a mając o nich wiedzę, sam zawiadomił służby - replikuje obrońca oskarżonego biznesmena mec. Marek Małecki.

W piątek Sąd Okręgowy w Warszawie zaczął proces w głośnej sprawie nielegalnego nagrywania od lipca 2013 r. do czerwca 2014 r. w warszawskich restauracjach osób z kręgów polityki (głównie z PO), biznesu oraz funkcjonariuszy publicznych.

Oskarżeni to biznesmen Marek Falenta, jego współpracownik Krzysztof Rybka oraz dwaj kelnerzy Konrad Lassota i Łukasz N. (jako jedyny podsądny nie zgadza się na podawanie swego nazwiska w mediach). Wszystkim grozi do 2 lat więzienia.

Prok. Anna Hopfer odczytała skrócony akt oskarżenia. Potem zaczęła się faza wyjaśnień podsądnych - pierwszym był Łukasz N. Przyznał się do zarzuconego mu czynu i odmówił składania wyjaśnień. Wobec tego odczytano jego wyjaśnienia ze śledztwa, które - w toku rozprawy - podtrzymywał.

"Trafić na deal za miliard zł"

N., składając wyjaśnienia bez udziału obrońcy (na co wyraził zgodę), mówił w śledztwie, iż w restauracji "Sowa i przyjaciele" Falenta powiedział mu latem 2013 r., że skoro spotykają się w niej biznesmeni, to on chciałby informacji o tych spotkaniach - "by trafić na deal za miliard zł", np. po informacji o kursach akcji.

"Narodził się pomysł, by nagrywać rozmowy, które mogą być mu przydatne" - mówił N. Dodał, że Falenta mówił mu, że "on zarobi duże pieniądze, a ja dostanę nagrodę". N. współdziałał z Konradem Lassotą. "Nagrania Sienkiewicza z Belką są moje; Sikorskiego z Rostowskim - Konrada w "Amber Room" - zeznał N.

Według N., Falenta powoływał się na znajomości w PiS i obiecywał mu korzyści po zmianie władzy. Falenta doradzał też N. akcje, których firm kupować, co N. uczynił. Mówił mu też, że gdy jego firmy będą wchodziły na giełdę, to on będzie "dawał znać kiedy je kupić". Potem N. uznał, że "może nam się stać krzywda, bo komuś możemy przeszkadzać".

- Nagrałem ok. 50 rozmów - mówił N. w śledztwie. Dodał, że w sumie dostał za to od Falenty 80 tys. zł. Wyjaśniał, że początkowo Falenta miał na myśli zdobycie dzięki nagraniom informacji biznesowych i gospodarczych, a potem już wszystkich, które "mogłyby się przydać", bo "można nimi pohandlować ze służbami".

N. przyznał, że były także nagrania z "kwestiami obyczajowymi" - m.in. przychodził pewien polityk PO z koleżanką, a w restauracji bywały również prostytutki.

Pytany w śledztwie, czy planowano szantaż wobec nagranych osób, N. powiedział: - Padło takie stwierdzenie Falenty, ale ja odparłem, aby tego nie robić. Dodał, że Falenta wspominał mu o ewentualności szantażowania Jana Kulczyka. - Nie wiem, czy to zrealizował - zeznał N.

Mówił też, że dostał w sumie od Falenty i Rybki kilkanaście pendrivów, w tym takie z funkcjami nagrywania. Wszystkie wraz z laptopem, na który "zrzucał" nagrania, N. wyrzucił do Wisły, gdy w 2014 r. wybuchła afera z nagraniami. Dodał, że nagrania przekazywał Falencie w różnych miejscach, w tym w jego domu w Konstancinie pod Warszawą.

Zapewniał, że nagrania nie były przez niego przycinane; zarazem dodał, że nie wie, co z nimi robił Falenta.

"Wszystko szło dobrze, dopóki nie wybuchła afera ze Składami Węgla"

- Wszystko szło dobrze, dopóki nie wybuchła afera ze Składami Węgla, gdy wkroczył tam CBŚ. Wtedy ja się rozstałem z panem Falentą po tym, jak przekazałem Falencie nagranie ze spotkania Elżbiety Bieńkowskiej z Pawłem Wojtunikiem. To były czysto obyczajowe sprawy - mówił N.

Dodał, że Falenta tłumaczył, iż problem z jego firmą Składy Węgla (która sprowadzała ze Wschodu do Polski węgiel po konkurencyjnych cenach) polega na tym, że po wejściu CBŚ do firmy i zatrzymaniu jej kierownictwa, musiał za jedną dyrektorkę zapłacić pół miliona zł kaucji.

- Falenta zastanawiał się, co zrobić, bo jest problem. Mówił: najlepiej byłoby, żeby odpalić Sienkiewicza. Mówił, że zbiera ekipę mecenasów z Bydgoszczy, i że wybiera się na negocjacje z Rosjanami. Rosjanie mówili, że ich nie obchodzi jego problem, ma zapłacić i odebrać węgiel. Zastanawiał się do kogo pójść, żeby odblokować Składy Węgla. Dodawał, żebym i ja się zastanowił, kto byłby odpowiednią osobą, bo słuchałem wielu osób"- mówił N.

Jak dodał, ówczesny wiceminister skarbu Rafał Baniak mówił na jednym z nagranych spotkań, że to on z MSW będzie koordynował powstanie państwowych składów węgla. - Pisałem o tym na komunikatorze internetowym z Falentą, który miał do Baniaka napisać SMS: dobra, wygraliście. Złóżcie ofertę. Baniak nie odpowiedział - mówił N.

Gdy media nagłośniły sprawę nagrań w restauracjach, ówczesny prezes PKN Orlen Jacek Krawiec miał napisać do N., że wiadomo, iż jest dużo nagrań. - Napisałem do Falenty: coś ty narobił? (Sławomir-PAP) Nowak napisał mi, że jest skończony i jest przerażony. Falenta mówił, że żebym wyczyścił komputery i żebyśmy przestali się kontaktować, i że to nieprawda, że jestem skończony - mówił N. w śledztwie.

Mec. Małecki oświadczył mediom, że według obrony Falenta nie zlecał podsłuchiwania rozmów w restauracjach, a jedynie zawiadomił służby - z którymi miał kontakty z racji swej działalności biznesowej - o rozmowach prowadzonych w restauracjach. - Byłoby nielogiczne, gdyby donosił sam na siebie - dodał adwokat.

Podkreślał, że Łukasz N. - którego nazywa on "głównym oskarżonym" - odmówił składania wyjaśnień przed sądem i nie można też zadawać mu pytań. - Dlatego nie będzie teraz możliwe szczegółowe zweryfikowanie jego słów. Dopiero w dalszym ciągu procesu będzie można zweryfikować, czy ktoś wpływał na jego wyjaśnienia, czy nie był inspirowany. Wiemy, że drugi kelner był inspirowany i wiemy, że brat Łukasza N. jest osobą wysoko postawioną w strukturach policji - mówił mec. Małecki.

Proces dotyczy podsłuchiwania od lipca 2013 r. do czerwca 2014 r. osób z kręgów polityki, biznesu oraz funkcjonariuszy publicznych. Nagrano m.in. ówczesnych szefów MSW - Bartłomieja Sienkiewicza, MSZ - Radosława Sikorskiego, infrastruktury - Elżbietę Bieńkowską, prezesa NBP Marka Belkę, prezesa NIK Krzysztofa Kwiatkowskiego, szefa CBA Pawła Wojtunika. W sumie, podczas 66 nielegalnie nagranych spotkań, utrwalono rozmowy ponad stu osób; prokuraturze udało się ustalić tożsamość 97.

Akt oskarżenia wysłała we wrześniu 2015 r. Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga. Według niej motywy działania oskarżonych miały charakter biznesowo-finansowy. Media twierdzą, że nagrania miały być zemstą Falenty za śledztwo w sprawie firmy Składy Węgla, w której miał udziały, a także próbą zdobycia ważnych informacji dla działalności gospodarczej. Falenta twierdzi, że jest niewinny i liczy na uniewinnienie. Według prokuratury miał on zlecić wykonanie nagrań dwóm pracownikom restauracji. Wszyscy odpowiadają z wolnej stopy. N. jest chroniony przez policję.

Akt oskarżenia obejmuje 81 zarzutów. 66 z nich dotyczy nielegalnego nagrywania gości dwóch warszawskich restauracji Sowa i Przyjaciele (38 zarzutów) oraz Amber Room (28 zarzutów). Oskarżycielami posiłkowymi w tym procesie są m.in. Sienkiewicz, Sikorski, b. minister finansów Jan Rostowski, a także Lech Wałęsa i Aleksander Kwaśniewski. Żaden z nich osobiście nie uczestniczy w rozprawie.

Mec. Roman Giertych, pełnomocnik Sikorskiego i Rostowskiego oświadczył sądowi, że będzie chciał rozszerzenia postępowania dowodowego, by ustalić prawdziwy motyw przestępstwa. "Osoby na ławie oskarżonych to czubek góry lodowej, bo mogło tu dojść do operacji specjalnej delegatury CBA" - dodał. Według Giertycha cała sprawa mogła być "prowokacją dawnego CBA, aby umożliwić PiS powrót do władzy". Wniósł on do sądu o przesłuchanie m.in. obecnego koordynatora służb specjalnych Mariusza Kamińskiego.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (125)