Rusiński sen o wolności. Tylko przez moment mieli własne państwo
Rusini Karpaccy, w tym Łemkowie, żyją w Karpatach od stuleci. Tylko przez krótki moment mieli własne państwo. Przez wieki byli obywatelami innych państw. Dziś jedynie na Ukrainie nie są traktowani jako mniejszość narodowa.
25.12.2022 18:08
Pierwsze osadnictwo pojawiło się w Karpatach pod koniec XII wieku. W dokumentach znajdują się wzmianki o pojedynczych gospodarstwach w dolinie Ropy i Jasiołki. Osiedlali się głównie Wołosi i Biali Chorwaci. Prawdziwa ekspansja osadnicza miała miejsce w XIV wieku, kiedy polscy władcy postanowili zasiedlić niegościnne góry. Był to też okres, kiedy powoli zaczął się kształtować rusiński etnos. Osadnicy zakładali wsie na surowym korzeniu na prawie niemieckim, a po zmianach dotyczących hodowli, prawem wołoskim. Pierwsze wzmianki z 1413 roku dotyczą Uścia Ruskiego, obecnie Gorlickiego, potem powstał Gładyszów, Klimkówka, Bielanka, Klimkówka.
Ówcześni Rusini sprowadzili w Karpaty hodowlę kóz i owiec. Górskie ziemie słabo nadawały się do uprawy zbóż. Do dziś w języku polskim używane są słowa wołosko-rusińskiego pochodzenia: cap, jarka, bundz, bryndza, czy koszara, jako określenie zagrody dla owiec. To głównie Rusini dostarczali baraninę na królewskie stoły. Znakomita większość karpackich wsi należała bowiem do dóbr królewskich.
Ku narodowi
W europejskiej historii XIX wiek zapisał się jako okres, w którym narody nieposiadające własnych państw zaczęły podnosić dumnie głowy, domagając się swobody. Ucisk społeczny w państwach wielonarodowościowych, jak Austro-Węgry i Imperium Rosyjskie oraz brak możliwości decydowania o własnym losie spowodowały, że mieszkańcy większości państw europejskich wystąpili przeciwko władzy. Wiosna Ludów stała się symbolem walk o wolność narodów. Poprzez działaczy węgierskich, kierujących Powstaniem Węgierskim w 1848 roku, idee wolnościowe dotarły również do Rusinów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak w przypadku większości małych narodów, w pierwszej połowie XIX wieku wśród Rusinów zaczęła rodzić się świadomość narodowa. Miała ona być przeciwwagą dla polonizacji, a potem hungaryzacji tych terenów. U schyłku XIX wieku, kiedy partie ukraińskie zaczęły rosnąć w siłę i zdobywać coraz większy posłuch w austriackim parlamencie walka polityczna między obiema opcjami sięgnęła zenitu. W mniemaniu Ukraińców ziemie rusińskie - Ruś Priaszowska, Karpacka i Łemkowyna, jako terytoria potencjalnie etnicznie ukraińskie, powinny trafić pod skrzydła ukraińskiego państwa.
Jednak nurt ukraiński nie znalazł nigdy szerokiego posłuchu wśród Rusinów i żadne z działań Ukraińców na tych ziemiach nie przyniosły skutku. Tak naprawdę rusińskie narodowe odrodzenie było skutkiem działalności dwóch aktywistów: Aleksandra Duchnowycza, autora pierwszego almanachu literatury rusińskiej i podręcznika do nauki języka rusińskiego, oraz Adolfa Doriańskiego, posła sejmu węgierskiego czterech kadencji, wielkiego zwolennika stworzenia samodzielnego okręgu rusińskiego w ramach imperium Habsburgów.
Udało się jedynie chwilowo, kiedy przez rok funkcjonował okręg użhorodzki. Wszelkie nadzieje na zwiększenie swobód umarły, kiedy Austro-Węgry stały się monarchią dualistyczną. Na terenach, które trafiły pod kontrolę Budapesztu rozpoczęła się intensywna madziaryzacja. Kolejną szansę przyniósł rozpad imperium Habsburgów.
Punkty Woodrowa Wilsona
Już na początku 1918 roku zaczęły się poważne dyskusje dotyczące przyszłości "ruskich ziemi". Związane było to z "czternastoma punktami Wilsona", z których dziesiąty, mówił o "stworzeniu możliwości autonomicznego rozwoju narodom Austro-Węgier".
Już po ogłoszeniu tez Wilsona, Rusini zaczęli się organizować politycznie. Przodowali w tym emigracyjni działacze, którzy lobbowali w USA za utworzeniem niezależnego państwa. Na początku były to oderwane od siebie organizmy polityczne, które nie tworzyły jednego organizmu państwowego, podobnie jak to było z Polską w tamtym okresie.
Najpierw, 27 listopada 1918 roku, w Gładyszowie powstała Ruska Rada, przemianowana w pierwszych dniach grudnia na Powiatową Radę Ruską, obejmującą powiat gorlicki i południowe części krośnieńskiego i jasielskiego, które zamieszkiwali Rusini. Kierował nią ówczesny proboszcz w Czarnem, ks. Mychaił Jurczakewycz. Kolejna Rada Ruska powstała w Śnietnicy, która obejmowała powiat grybowski. Powołał ją do życia, i kierował pracami prawnik, dr Jarosław Kaczmarczyk. W Krynicy powstała Rada Ruska dla powiatu nowosądeckiego i nowotarskiego z doktorem prawa Aleksandrem Cichańskim na czele. Na początku grudnia w Sanoku powstała Rada Ruska dla tego powiatu, a jej pracami kierował Aleksander Sawiuk.
Delegaci z tych Rad zebrali się 5 grudnia 1918 roku we wsi Florynka, gdzie powołano organ nadrzędny - Naczelną Radę Łemkowyny. Pojawiły się też wyraźne głosy nawołujące do całkowitej odrębności. Jeden z delegatów mówił: "Chcemy żyć w jedności z całym narodem ruskim. To jest także hasło całego chrześcijańskiego narodu ruskiego z byłych Węgier. Nie chcemy ani Węgrów, ani Polaków i nie znamy żadnej Ukrainy!"
26 grudnia odbył się kolejny wiec, na którym kilkudziesięciu działaczy przyjęło dokument będący deklaracją niepodległości: "Czujemy się i uznajemy się już od tej pory obywatelami jednego, wielkiego Państwa Ruskiego, nie uznajemy na naszej ziemi żadnej węgierskiej, polskiej, habsbursko-ukraińskiej i w ogóle jakiejkolwiek cudzej władzy, protestujemy przeciwko imperialistycznym zapędom innych narodów względem naszej ziemi i oczekujemy, że zwycięskie państwa koalicyjne (...) już w nieodległym czasie dadzą ruskiemu narodowi Przykarpacia (...) możliwość uwolnienia się od sięgających po jego ziemię zachłannych sąsiadów i stać się prawdziwym gospodarzem swojej ziemi". Wówczas na arenę wkroczyła tworząca się Polska.
"Polscy Łemkowie"
Polska prasa zaczęła kampanię informacyjną głoszącą o "chęci oderwania Łemkowszczyzny od Polski". Wszystko to działo się w okresie, kiedy Polacy sami tworzyli państwo na podstawie międzynarodowego prawa, które zaczęli łamać.
Łemkowie zaczęli być powoływani do Wojska Polskiego, choć było to niezgodne z ówczesnym prawem polskim. W armii mogli służyć jedynie Polacy. Rozpoczęły się łapanki dezerterów. Kulminacyjnym momentem sporu były akcje osadzania działaczy politycznych oraz wójtów wiernych Naczelnej Radzie Łemkowyny w obozie koncentracyjnym w, ówcześnie podkrakowskim, Dąbiu. Sprawa przyszłości rusińskich ziem trafiła na międzynarodowe forum. Najpierw pojawił kpt. Merian Cooper, który miał przygotować raport na konferencję pokojową.
W Paryżu kilkakrotnie poruszano temat państwa rusińskiego. Łemkowscy delegaci domagali się przeprowadzenia plebiscytu, który określiłby przynależność państwową tych terenów. Jarosław Kaczmarczyk był przekonany, że plebiscyt będzie zwycięski. Łemkowyna była spójna etnicznie. Ziemie te w prawie 90 procentach były zamieszkane przez Łemków. Były jeszcze nieznaczne liczby Żydów, Cyganów i Polaków. Ci ostatni mieszkali głównie w kilku miastach.
Jesienią z Paryża w Karpaty przyjechał Victor P. Hładyk, dziennikarz i działacz niepodległościowy, członek amerykańskiej delegacji na konferencję pokojową. Pod jego wpływem Rusini zdecydowali się na stworzenie państwa z prawdziwego zdarzenia.
Niepodległe państwo
12 marca 1920 roku został powołany do życia rząd Rusińskiej Narodowej Republiki Łemków - Komitet Wykonawczy. Premierem został Jarosław Kaczmarczyk, ministrem spraw wewnętrznych ksiądz Dmytro Chylak, tekę ministra rolnictwa przejął Mykoła Hromosiak, zaś polityką zagraniczną miał się zająć ksiądz Wasilij Kuryłło.
Władze kolejny raz zaczęli domagać się przeprowadzenia plebiscytu na Łemkowynie. Polska administracja odpowiedziała kolejny raz bezprawnymi powołaniami do wojska i pacyfikacjami wsi. Eskalacja nastąpiła 30 maja, kiedy polscy policjanci zastrzelili Łemka uciekającego przed poborem. Morderstw popełniono znacznie więcej:
"Podczas aresztowania naczelnika gminy Regetów Wyżny zakłuto bagnetem przeciwstawiającego się temu jego syna, Deonija Morocha. W Wysowej protestującego wójta pobito i zakutego w kajdany przewieziono do Gorlic. W wielu łemkowskich wsiach doszło do pacyfikacji połączonych z rekwizycją żywności i odzieży. W Leszczynach Wojsko Polskie zabiło naczelnika gminy i na pięciu wozach wywiozło ze wsi odebraną tak odzież. W Andrzejówce zabito jednego Łemka a zraniono dwu. W Bodnarce i Pielgrzymce pobito wiele osób. 10 lutego na targu w Muszynie Łemkowie zostali otoczeni przez wojsko z nastawionymi bagnetami. Niektórzy z otoczonych zostali pobici kolbami karabinowymi. W Wapiennem wojsko zmusiło Łemków do wycinania w lesie drzewa na cele wojskowe. Na Wyszewadkę i Żydowskie dokonano nocnego najścia i zabrano z obu wsi wszystkie konie. 23 lutego doszło do zbrojnego incydentu we wsi Bartne, w wyniku którego dwu Łemków zostało rannych".
Najbrutalniej został potraktowany Mychajło Koska, którego pojmano 9 sierpnia i powieszono pod sufitem szkoły. Torturowano go przez kilka godzin. Docelowo miał trafić do więzienia w Jaśle. Niestety po drodze zmarł. Wówczas młodzież zdecydowała się sięgnąć po broń i walczyć o niepodległość. Sprzeciwili się temu politycy. Komitet Wykonawczy liczył jeszcze na udane pertraktacje i powoływał się na prawo o samostanowieniu się narodów. Były to złudne nadzieje. W grudniu 1920 roku polska żandarmeria aresztowała premiera Kaczmarczyka, i ministrów Hromosiaka i Chylaka. Polacy postanowili zorganizować pokazowy proces.
Pokazowy proces
Prokuratura zarzucała politykom próbę zamachu stanu. Polska prasa podsycała nienawiść i budowała poczucie zagrożenia ze strony Łemków. Ci mieli szykować atak na polskich żołnierzy. Było to wówczas niemożliwe. Łemkowie posiadali jedynie sześcioosobową milicję. Proces okazał się farsą. Rozmowa prokuratora z Chylakiem rozbawiła sędziego i trafiła na łamy ówczesnej prasy:
– Jak przedstawiał Pan sobie granicę między Łemkowszczyzną a Polską? – pytał pierwszego przesłuchiwanego prokurator Piechowicz.
– Według Wilsona należało uważać, iż starych granic nie ma, a na ich miejsce pojawiają się narodowe granice – zdecydowanie odpowiadał o. Chylak. (...)
– Rusinów jest w nowosądeckim 10 proc., w grybowskim 20 proc., w gorlickim 30 proc. itd. Jak to jest możliwe, aby ta mniejszość stała się suwerenem nad Polakami?
– Ani jednego polskiego domu nie chcemy, my żyjemy tu oddzielnie od was, w zwartej grupie.
– Czy prawdą jest, że Rusini nie mają tu równego prawa, że Polacy prześladują ich?
– Tak! W starostwie muszyńskim, gdzie Polaków prawie nie ma, sąd nie uznaje języka ruskiego.
– Czy uznawał Pan władzę cesarza austriackiego?
– Tak.
– A teraz uznaje Pan władzę polską?
– Takiego pytania nie sposób w ogóle stawiać, gdyż kwestia granic Polski nie została jeszcze postanowiona.
– Ma Pan dobre ideały, ale jest utopistą. Pragnie Pan, aby Łemkowszczyzna była w centrum zainteresowania całego świata i była wyjątkiem w grupie bardzo złożonych światowych problemów.
Z kolei kiedy prokurator zapytał ministra Hromosiaka, czy pragnął oderwania Łemkowyny od Polski, ten odrzekł ze zdziwieniem: "Oderwania? A kiedyż była ona przyłączona?". W mowie końcowej prokurator podkreślił, że Łemkowyna od wieków uważana jest za ziemie rdzennie polskie, więc jasnym jest, że po rozpadzie Austro-Węgier będą one podlegały Warszawie. Na koniec wystąpił z mową dziennikarz z Przemyśla, Lew Hankiewicz, który zwrócił się do ławników: "Osądźcie ich i powróciwszy do domu powiedzcie waszemu narodowi, że Łemkowie chcieli tego, co Polacy już mają".
Sędziowie nie naradzali się długo. Wszyscy oskarżeni zostali uniewinnieni. Rusiński sen o wolności spełnił się jedynie na południowych stokach Karpat, gdzie w ramach Czechosłowacji, Ruś Karpacka została uznana za jedną z części federacji z własną polityką wewnętrzną, która obejmowała edukację, religię i sport, w tym ligę piłkarską, której najlepsza drużyna, Ruś Użhorod, zasłynęła jako "Latający nauczyciele".
Sen trwał zaledwie do 1938 roku, kiedy nastąpił rozpad Czechosłowacji. Po drugiej wojnie światowej nastąpił niemal całkowity rozpad rusińskiej społeczności. W Polsce nastąpiła akcja Wisła, a Ruś Karpacka została anektowana przez ZSRR. Dziś znajduje się w granicach Ukrainy, która od 30 lat nie uznaje wyników referendum, w którym Rusini niemal jednogłośnie domagali się szerokiej autonomii, na wzór tej przedwojennej.
Czytaj też:
Dla Wirtualnej Polski Sławek Zagórski