Wszystko teraz w rękach Zełenskiego. Czeka go kluczowa decyzja
Niezwykle zażarte walki w Donbasie, a zwłaszcza pod Bachmutem, powodują, że przemęczeni żołnierze obu stron coraz częściej dezerterują. Generałowie apelują o podniesienie kar, co wzbudza falę protestów. Wszystko teraz znajduje się w rękach Wołodymyra Zełenskiego.
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski nieoczekiwanie pojawił się we wtorek, 20 grudnia, na pierwszej linii frontu. Wizyta ta miała podnieść morale walczących tam żołnierzy. Odznaczył obrońców miasta, porozmawiał o sytuacji w twierdzy i wydał oświadczenie.
- Od maja okupanci próbują rozbić nasz Bachmut, ale czas płynie, a Bachmut rozbija nie tylko armię rosyjską, ale także rosyjskich najemników, którzy przybyli, by wesprzeć armię okupantów - powiedział Zełenski.
Wizyta na froncie nie była przypadkowa. Powstrzymywanie kolejnych rosyjskich szturmów kosztuje obrońców bardzo dużo wysiłku, a straty są większe od zakładanych. Walki o Bachmut ciężko porównać do bitwy o Mariupol. Są znacznie brutalniejsze, a warunki bytowe znacznie gorsze. Żołnierze biją się o każdy dom, skrawek ulicy, skwer. Kwartały przechodzą z rąk do rąk. Okolice miasta przypominają sceny po bitwie pod Verdun. Z błota wystają kikuty rozerwanych drzew. Żołnierze w okopach brodzą po kolana w błocie. Wszędzie czają się snajperzy, a powietrze wypełnia świst pocisków artyleryjskich.
W takich warunkach nawet człowiek posiadający niezwykle mocną psychikę w końcu znajdzie się w dołku. Przerwy w walce są niezwykle krótkie, najwyżej kilkugodzinne. Z tego powodu nie zawsze udaje się dostarczyć na front zapasy i odpowiednio często rotować przemęczone oddziały. W takich chwilach żołnierze zaczynają się buntować.
Właśnie coraz częstsze protesty walczących pod Bachmutem stały się kolejnym przyczynkiem do dyskusji o zaostrzeniu prawa dotyczącego dezercji z pola walki. Dlatego też w Bachmucie pojawił się prezydent Zełenski.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz też: Polskie Kraby dziesiątkują Rosjan na froncie. Oto dowód
Piekło okopów
Działania wojenne przede wszystkim niezwykle wyczerpują żołnierzy psychicznie. Ciągłe zagrożenie śmiercią, zmęczenie fizyczne i trudne warunki bytowe wyniszczają ludzi. Dotyczy to zwłaszcza żołnierzy rezerwy, którzy zostali powołani w ramach uzupełnień. W porównaniu do żołnierzy zawodowych i ochotników, oni znacznie częściej popełniają wykroczenia i samowolnie opuszczają jednostki.
O ile w przypadku Ukraińców jest to zjawisko niemal marginalne, tak w przypadku Rosjan dzieje się to bardzo często. Niskie morale rosyjskich żołnierzy wynika głównie z niezrozumienia celu, w jakim prowadzona jest wojna, słabego wyszkolenia i jeszcze gorszego wyposażenia. Napoleon Bonaparte zwykł mawiać, że "żołnierze maszerują na żołądkach" i ta maksyma sprawdza się obecnie w Ukrainie.
Z tego powodu Kreml już we wrześniu wprowadził poprawki do Kodeksu karnego, które przewidują kary do 10 lat więzienia za dezercję oraz dobrowolne poddanie się. Za niewypełnienie rozkazu przełożonego grozi Rosjanom obecnie do trzech lat więzienia. Stało się to zaledwie tydzień przed rozpoczęciem mobilizacji i zapewnieniach, że mobilizacji nie będzie.
Trzy miesiące później, 19 grudnia, również ukraińscy sztabowcy zaczęli domagać się zaostrzenia kar wobec uchylających się od walki. Naczelny Dowódca Sił Zbrojnych Ukrainy, Wałerij Załużny, zwrócił się do prezydenta Zełenskiego, aby ten jak najszybciej podpisał projekt przygotowany przez Radę Najwyższą.
Nowe przepisy
Nowelizacja przede wszystkim nakłada na sądy zakaz łagodzenia kar poniżej wyznaczonego ustawą progu, zwłaszcza zasądzania kar w zawieszeniu. Kwestia pojawiła się w październiku, kiedy Sąd Rejonowy w Kijowie skazał dezertera na pięć lat więzienia w zawieszeniu na rok i odesłał go na front. Skazaniec został zmobilizowany wiosną tego roku i na przełomie lipca oraz sierpnia samowolnie opuścił jednostkę na dwa tygodnie. Po czym powrócił na front.
Generalne Dowództwo uznało, że odsyłanie żołnierzy na front z wyrokiem w zawieszeniu nie jest odpowiednio wychowawcze i żołnierzom należy się kara bezwzględnego więzienia. Wedle obowiązujących w Ukrainie przepisów za dezercję grozi od pięciu do 15 lat pozbawienia wolności. Nowe pomysły krytykują zarówno żołnierze, jak i przedstawiciele organizacji pozarządowych i niektórzy politycy.
- O dezercji ci nie powiem - mówi Siergiej, ukraiński żołnierz, który obecnie jest na urlopie. - Pomysł zwiększenia kar jest głupi. Zadziała odwrotnie. Ludzie dezerterują z różnych powodów. Głównie nie wyrabiają psychicznie - dodaje.
Żołnierze i działacze podkreślają, że nowe przepisy mogą prowadzić do nadużyć na polu walki i szantażowania żołnierzy, którzy będą bali się wycofać z zagrożonego odcinka w obawie przed sądem wojennym. Dyskusja trwa podczas niezwykle twardych walk miejskich w Bachmucie.
- Walka w mieście, na najbliższym kontakcie, jest przerażająca i stresująca - podsumowuje Siergiej.
Walki o Bachmut zapewne przejdą do historii, jako najbardziej zacięte podczas wojny w Ukrainie.
Bachmut jest niezwykle ważnym węzłem komunikacyjnym, leżącym na skrzyżowaniu dróg z Doniecka do Słowiańska i Lisyczańska, a także Ługańska i Kramatorska. Stanowi kluczowy punkt rejonu, ryglujący wszelkie ruchy. Jego utrzymanie jest niezwykle istotne dla dalszych działań obu stron. Dlatego Ukraińcy zamienili miasto w twierdzę, którą Rosjanie cały czas bezskutecznie próbują zdobyć, łamiąc sobie kolejne zęby.
Dla Wirtualnej Polski Sławek Zagórski