"Putin jest przyciśnięty do ściany". Białoruś i Rosja intensywnie się szykują
Od początku wojny na Ukrainie Aleksander Łukaszenka lawiruje między Zachodem a Wschodem. Doskonale wie, że bez wsparcia Kremla jego reżim by się nie utrzymał. Dlatego też ulega licznym naciskom Władimira Putina. Ogłoszenie poboru nie było przypadkowe. Białoruskie czołgi już ćwiczą tuż przy polskiej granicy.
Białoruś niemal całkowicie jest zależna ekonomicznie od handlu z Federacją Rosyjską. Aleksander Łukaszenka zdaje sobie z tego sprawę, więc co jakiś czas wykonuje przyjacielskie gesty wobec Władimira Putina. Podczas spotkania z okazji 70. urodzin rosyjskiego dyktatora, prowadzono rozmowy w sprawie pozyskania białoruskiego sprzętu wojskowego. W zamian do Mińska popłynąć miało 1,5 mld dolarów. Oficjalnie pieniądze są przeznaczone na tzw. subskrypcję importu. Jednak tuż po podpisaniu porozumienia na wschód ruszyły eszelony z białoruskimi czołgami.
Pierwszy transport ruszył już 8 października. Na stacji kolejowej w Orszy zauważono skład z załadowanymi czołgami T-72A. Wyjechał on ze stacji Uzierje w rejonie lubańskim pod Mińskiem. Znajduje się tam 969. rezerwowa baza czołgów. 20 pierwszych białoruskich czołgów trafiło na front w Donbasie już pod koniec października.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nie są to jedyne gesty dobrej woli, jakie wykonał Aleksander Łukaszenka. Od początku wojny udostępnia Rosjanom swoje terytorium, skąd prowadzone są liczne operacje przeciw Ukrainie. W maju rozkazał utworzyć nową strukturę w armii - dowództwo operacyjne południe, które ma zabezpieczać południową granicę przed... planowanym atakiem ze strony Ukrainy. Oznacza to także, że pojawią się nowe brygady.
Ogłoszenie poboru nie było przypadkowe i między bajki można wsadzić zapewnienia Łukaszenki, że zmobilizowani mieliby pomóc przy pracach polowych, aby Białoruś mogła sprzedać plony na ogromnym rosyjskim rynku. Już latem ukraiński wywiad poinformował, że Białorusini rozpoczęli prace na lotniskach w Łunincu i Zabrauce. Trwają także roboty na liniach kolejowych łączących Białoruś z Rosją. Ponadto koszary są przygotowywane na przyjęcie nowych osób.
Powołani żołnierze skończyli już pomagać na polach. Za to intensywnie ćwiczą, a zalążki nowej brygady już się zawiązują. Łukaszenka ponadto zgodził się na stworzenie wspólnego dowództwa rosyjsko-białoruskiego i mieszanych oddziałów. Tym samym de facto oddał dowodzenie częścią swojej armii Rosjanom.
Wspólna armia
- W związku z zaostrzeniem się sytuacji na zachodnich granicach Państwa Związkowego, zgodziliśmy się na rozmieszczenie wspólnego ugrupowania Federacji Rosyjskiej i Republiki Białorusi. To wszystko zgodnie z naszymi umowami. Kiedy zagrożenie osiąga tak wysoki poziom, jak obecnie, musimy sięgnąć po siły Państwa Związkowego - mówił Łukaszenka w jednym ze swoich wystąpień.
Wspólne dowództwo, o którym mówi Łukaszenka, to de facto kolejny departament w ramach rosyjskiego Zachodniego Okręgu Wojskowego i białoruskie oddziały, które podlegają bezpośrednio Rosjanom. Jest to sytuacja, jaka miała już miejsce w czasach ZSRR. Połączone Dowództwo Sił Zbrojnych Układu Warszawskiego było jedynie fasadą pluralizmu. Formalnie bowiem było 14. Zarządem Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Związku Radzieckiego.
Dlatego właśnie Rosjanie mogą swobodnie przerzucać swoje oddziały w ramach "wspólnego" dowództwa, bez informowania o tym Mińska. Obecnie, według ukraińskiego wywiadu, na Białoruś przerzucanych jest około 20 tys. rosyjskich rezerwistów, którzy są rozlokowywani w koszarach przygotowanych pod koniec lata. Wraz z żołnierzami dotarł sprzęt i pieniądze, które mają zmodernizować nieco zaniedbaną białoruską armię.
Łukaszenka niezbyt interesuje się Siłami Zbrojnymi. Na dwa razy większe nakłady finansowe mogą liczyć oddziały podległe Ministerstwu Spraw Wewnętrznych. "Bat'ka" bardziej boi się "wroga wewnętrznego", który mógłby go realnie pozbawić władzy. Dał temu wyraz podczas starć z protestującymi po sfałszowanych wyborach w 2020 roku. W białoruską armię inwestuje więc Kreml.
Rosjanie angażują się przede wszystkim w rozwój białoruskiej artylerii rakietowej, obrony przeciwlotniczej i jednostek walki radioelektronicznej. Także dzięki pieniądzom Kremla zostały wyremontowane bazy lotnicze i koszary, w których obecnie stacjonują Rosjanie. Kreml niezbyt interesuje się wojskami pancernymi i piechotą. A to one są wyraźnie zaniedbane.
Jaką armię posiada Białoruś?
Armia Białorusi liczy 45 tys. zawodowych żołnierzy skumulowanych w czterech rodzajach sił zbrojnych. Największe są Wojska Lądowe, liczące około 26 tys. osób. Ci zgrupowani są w czterech brygadach zmechanizowanych, pięciu brygadach artylerii, trzech brygad inżynierskich oraz licznych samodzielnych pułkach.
Siłą uderzeniową są bataliony czołgów T-72B i nielicznych T-72B3. W sumie Białorusini posiadają ich około 500. Kolejnych 300 najstarszych wersji znajduje się w rezerwie. Brygady zmechanizowane mają około tysiąca bojowych wozów piechoty BMP-2 i około 200 kołowych transporterów BTR-70 i BTR-80.
Tradycyjnie, jak wszelkie armie wywodzące się z Armii Radzieckiej, Białorusini posiadają bardzo silne brygady artylerii, choć już mocno przestarzałe. Samobieżne haubice 2S1 Goździk i 2S3 Akacja przekraczają już 40 lat, a ograniczone modernizacje przeprowadzone na początku XXI wieku w żaden sposób nie zwiększyły ich zdolności bojowych. Podobnie jak potomka Katiuszy, czyli BM-21. Ich modernizacja ograniczyła się do przeniesienia wyrzutni na nowe podwozie. Za to dużą wartość bojową mają przekazane przez Rosjan wyrzutnie Uragan i Tornado.
Mińsk zaniedbał także modernizację i rozwój Sił Powietrznych. Posiadają one 24 myśliwce przewagi powietrznej MiG-29, które w 2014 roku zostały zmodernizowane do wersji BM. Od 2017 roku trwają z kolei dostawy wielozadaniowych Suchojów Su-30, których docelowo ma być 12. Flotę uzupełnia 27 szturmowych Su-25, które w ostatnich latach nie były modernizowane i powoli trafiają na złom albo na pomniki.
Bardzo dobrze prezentują się, doinwestowane przez Kreml, Siły Specjalnych Operacji, które składają się z dwóch brygad aeromobilnych, brygady specjalnego przeznaczenia i trzech samodzielnych oddziałów specjalnego przeznaczenia.
Osobnym rodzajem jest także obrona terytorialna, pod którą podlega również rezerwa licząca 290 tys. przeszkolonych rezerwistów. W razie wybuchu wojny pod dowództwo wojskowe przechodzą także jednostki MSW – wojska wewnętrzne, liczące ok. 20 tys. ludzi i jedenastotysięczne wojska ochrony granic.
Jednostki są zorganizowane i szkolone na wzór oddziałów rosyjskich. Procedury są takie same i ćwiczone kilka razy w roku, więc ewentualna wspólna operacja nie stanowi większego wyzwania taktycznego i logistycznego.
Białoruski dylemat
Liderka białoruskiej opozycji Swiatłana Cichanouska, podczas wystąpienia w Brukseli mówiła, że nie wierzy, aby Białorusini przyłączyli się do agresji na sąsiada. Według niej opór w społeczeństwie jest zbyt duży, aby Łukaszenka ryzykował wybuchem kolejnej fali protestów.
– Nie wierzę, że atak Białorusi na Ukrainę jest możliwy. Ukraina jest przygotowana na możliwe prowokacje. Zaminowane zostały pola, drogi i mosty w pobliżu granicy. Terytorium Białorusi może być jednak ponownie wykorzystane przez Rosję do ataku na Ukrainę – powiedziała.
- Jestem przekonany, że, gdy Putin naciska na Łukaszenkę, ten ostatni używa argumentu: "Nie możemy tak zrobić, bo mi się społeczeństwo zbuntuje i wtedy będziesz miał drogi Putinie problem nie tylko na Ukrainie ale i na Białorusi.". Tego rodzaju perswazja mogła się sprawdzać, jednak należy pamiętać o tym, że w tej chwili sam Putin jest przyciśnięty do ściany – mówi Krzysztof Wojczal, prawnik, analityk i publicysta.
Na razie Łukaszenka nadal stara się absorbować uwagę Zachodu. Podobnie, jak podczas kryzysu migracyjnego, który rozwinął się w październiku 2021 roku. Wymusza to koncentrację oddziałów NATO w pobliżu białoruskich granic. Tak się dzieje zarówno w Polsce, jak i na Litwie. Dlatego można przypuszczać, że wysłanie na ćwiczenia pod polską granicę czołgów z 7. samodzielnego batalionu pancernego nie jest przypadkowe.
Mińsk nadal gra na pomoc Moskwie. Robi to jednak subtelnie i bez zwracania na siebie uwagi zachodniej opinii publicznej. Gdyby jednak Białoruś zdecydowała na udział w wojnie, obecnie byłaby w stanie wystawić zaledwie do 15 batalionowych grup bojowych. Nie zmieniłoby to kiepskiej sytuacji operacyjnej Rosjan.
Bardziej prawdopodobnym jest, że Białorusini nadal będą wspierać Moskwę materiałowo i sprzętowo, udostępniając przy tym swoje zaplecze przemysłowe. Na razie Białorusini intensywnie ćwiczą pokonywanie przeszkód wodnych. Oficjalnie w ramach ćwiczeń, które mają przygotować ich "do obrony kraju przed ukraińską agresją".
Sławek Zagórski