Rozkręca się podobna afera jak ze zbożem. Zyskał miliarder z Ukrainy
Wydawało się, że pomagamy biednej Ukrainie, a właściwie to nabijamy kieszenie jednego ukraińskiego miliardera - oburza się polska branża drobiarska. Tanie kurczaki z Ukrainy wjeżdżają na rynek UE, psując dotychczasowe interesy. Po zbożu mamy nową aferę.
- Europie jesteśmy wdzięczni za wsparcie gospodarcze w ramach wolnego handlu. Umowa w formie zniesienia kontyngentów i zniesienia ceł na ukraińskie produkty pozwala nam eksportować do UE i Wielkiej Brytanii (...). W obecnej sytuacji to duże osiągnięcie - w ten sposób Jurij Kosiuk, przed wojną miliarder i numer 5 w rankingu najbogatszych ludzi w Ukrainie podsumował ubiegły rok.
To główny akcjonariusz (60 proc. akcji) notowanego na giełdzie w Londynie agroholdingu MHP, największego ukraińskiego producenta i eksportera mięsa drobiowego.
Jak na tragiczny czas wojny, biznes Jurija Kosiuka ma się zaskakująco dobrze. W raporcie z 11 kwietnia ogłoszono, iż spółka odnotowała 255 mln dolarów zysku operacyjnego. Przychody z eksportu wystrzeliły do 1,6 mld dol. (o 330 mln dol. więcej niż rok wcześniej). Z raportu rocznego MHP wynika, że udało się to dzięki otwarciu rynku Unii Europejskiej na drób z Ukrainy. Wcześniej więcej interesów robili z klientami w krajach arabskich i w Afryce.
Otwarcie rynku dla Ukrainy. Kto na tym skorzystał?
Na początku czerwca 2022 roku Unia Europejska przyznała ukraińskim drobiarzom swobodny dostęp do swojego rynku. Zrobiono tak na rok, aby "ożywić poważnie osłabioną wojną ukraińską gospodarkę". Bruksela szykuje przedłużenie dostępu. Polska branża drobiarska zatrzęsła się w posadach.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Każdy ekspert wie, że w Ukrainie od lat czai się agroholding MHP kontrolujący połowę ukraińskiego rynku drobiu. Nie stoją za nim biedni ukraińscy hodowcy, tylko kapitał giełdy w Londynie i zastępy zagranicznych menedżerów. Przewodzi im 55-letni Kosiuk, którego charakter opisał ukraiński "Forbes", podchwytując wymowny cytat o prowadzeniu firmy: "Kiedy wszyscy wiosłują, łódź płynie do przodu. Kto nie wiosłuje, ten wypada za burtę".
Polscy producenci już miesiąc po otwarciu rynku odkryli, że zyskuje głównie firma ukraińskiego miliardera. - Większość ze 163 tys. ton mięsa, jakie wjechało do UE z Ukrainy w ubiegłym roku, pochodzi z tej jednej firmy. Co miesiąc był to ekwiwalent 700 tirów przyjeżdżających do UE - mówi WP Dariusz Goszczyński, prezes Krajowej Rady Drobiarstwa-Izby Gospodarczej. Powołuje się na dane Komisji Europejskiej, która monitoruje transakcje z Ukrainą.
Nie ma jak z tym konkurować
- W Holandii firma MHP ma swoje zakłady przetwórcze i po przepakowaniu produkt rozszedł się po UE w cenach dla nas nieosiągalnych, wręcz dumpingowych - dodaje Goszczyński. - W efekcie mamy w sklepach pierś kurczaka po 13-14 zł, gdy polski producent nie ma co myśleć o opłacalności, jeżeli cena będzie poniżej 19 zł. Ten produkt wypiera polski drób z ważnego segmentu unijnego rynku, jakim jest zaopatrzenie restauracji i hoteli - dodaje.
Ukraińskie kurczaki mogą być dużo tańsze od hodowanych na terenie UE. To dlatego, że nie muszą spełniać wymagań, dotyczących dobrostanu zwierząt, np. zagęszczenia kurnika czy stosowania leków w trakcie hodowli. Nikt nie twierdzi, że są złe, albo trujące, ale wypychają ze stołów produkty z Polski.
Tymczasem to Polacy rządzili dotąd na unijnym rynku (trafiło tam 63 proc. eksportu mięsa drobiowego). Jeden z polskich prezesów twierdzi, że już stracił ważny zagraniczny kontrakt na rzecz ukraińskiego konkurenta. Otwarcie nie chce się przyznać, bo obawia się, że inni jego klienci też mogliby wybrać ukraińskie kurczaki.
Gorąco wokół unijnego komisarza Janusza Wojciechowskiego
Burza wokół drobiu idzie podobnym torem jak sprawa ukraińskiego zboża, które zasypało polskie silosy, doprowadzając do protestów rolników. "Rozumiemy potrzebę dalszego wspierania Ukrainy, ale to niesprawiedliwe, że niektóre sektory w niektórych państwach członkowskich, w szczególności w Polsce, muszą płacić za tę pomoc bardzo wysoką cenę. Jeśli środki nie zostaną wkrótce podjęte, przetrwanie naszego przemysłu drobiarskiego będzie zagrożone" - napisali w marcu do Komisji Europejskiej europosłowie Jarosław Kalinowski, Adam Jarubas i Krzysztof Hetman.
Odpowiedzi ma im udzielić Janusz Wojciechowski, komisarz UE ds. rolnictwa (przypomnijmy, to dawny znajomy z PSL, od 2010 roku w PiS). Jeszcze w styczniu na podobne pytanie innego europarlamentarzysty komisarz Wojciechowski odparł, że nie ma jeszcze wystarczających podstaw do działania. "Komisja jest świadoma obaw przemysłu związanych ze zwiększonym przywozem drobiu i jaj z Ukrainy" - odpisał.
W Polsce urzędnicy zaczynają zmieniać ton. - Bardzo zależy nam na tym, żeby do Polski nie przyjeżdżały produkty, które mogą zaszkodzić nie tylko zdrowiu Polaków, ale i naszej gospodarce. Każdy wjeżdżający do Polski transport będzie badany. Zakomunikowałem to ministrowi rolnictwa Ukrainy - powiedział nowy minister rolnictwa Robert Telus. O zalew tanim drobiem rynku UE dopytywali dziennikarze Interii.
Możliwe, iż początkujący minister nie wiedział, że tego samego dnia na innym spotkaniu z rolnikami-hodowcami przedstawiciel służb weterynaryjnych informował, że ze względów proceduralnych nie ma możliwości przebadania wszystkich partii wwożonego do UE partii mięsa drobiowego i jaj. Taką informację przekazali działacze Krajowej Federacji Hodowców Drobiu i Producentów Jaj.
11 kwietnia byli u wiceministra rolnictwa Janusza Kowalskiego, uzyskując od niego bardziej stanowcze oświadczenie. "Jest rekomendacja Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi o przywróceniu ceł i kontyngentów na mięso drobiowe i jaja świeże z Ukrainy. Takie stanowisko ma być przekazane Komisji Europejskiej" - zapewnił Kowalski.
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski