Rosji brakuje chętnych do walki w Ukrainie. Znaleźli nowy sposób na "rekrutację"
Rosyjska armia, jak wynika z danych przedstawianych przez ukraiński sztab generalny, straciła już podczas inwazji na Ukrainę ponad 32,5 tys. żołnierzy. Wielu skończyły się też kontrakty i nie zamierzają ich przedłużać. Nie chcą ginąć na wojnie. Firmy rekrutacyjne - jak informuje ukraińska służba bezpieczeństwa - znalazły więc nowy sposób na zwabienie ludzi do Ukrainy. Oferują im pracę przy "odbudowie" Donbasu.
Jednym z "pracowników", który z powodów finansowych zdecydował się na wyjazd do Ukrainy był mieszkaniec Republiki Udmurckiej. Mężczyzna "zaciągnął się" na dwa miesiące, miał pracować jako "złota rączka".
Jak wynika z jego słów, tuż po przyjeździe skierowano go do porządkowania terenu szkoły w jednej z miejscowości na terenie Donbasu. Pracował tam jednak tylko przez tydzień.
Razem z innymi współpracownikami, tak jak on zwerbowanymi do pomocy przy odgruzowywaniu, porządkowaniu, czy wyładowywaniu pomocy humanitarnej, otrzymał nieoczekiwaną "propozycję". Mieli do wyboru: albo wstępują do oddziałów separatystycznej Ługańskiej Republiki Ludowej, albo zostaną rozstrzelani - informuje ukraińska służba bezpieczeństwa.
Było ich 32. Wróciło sześciu
Mężczyzna, razem ze swoimi współpracownikami, został skierowany do Zołotego. Było ich łącznie 32. Tylko sześciu z nich udało się wrócić do domu. Siedmiu, w tym mieszkaniec Udmurcji, trafiło do ukraińskiej niewoli. Reszta zginęła.
Przypomnijmy, że na terenach okupowanych, a także w separatystycznych republikach w Donbasie, trwa od dawna przymusowa mobilizacja.
Przeczytaj także: