Rosjanie wyszli na ulicę w Kursku. "Przyznajcie, że trwa wojna!"
W rosyjskim Kursku ewakuowani mieszkańcy miasta Sudża domagali się ewakuacji ludności cywilnej, która pozostała na okupowanym przez Ukraińców terenie. - Przyznajcie, że trwa wojna! - krzyczeli do przedstawicieli lokalnych władz. Tłum wzywał także do ukarania generałów, który byli odpowiedzialni za bezpieczeństwo granicy.
10.11.2024 | aktual.: 10.11.2024 18:28
Uchodźcy z Sudży zorganizowali spontaniczny protest w Kursku. Kilkadziesiąt osób w różnym wieku zgromadziło się na Placu Czerwonym. Niektórzy przyszli z dziećmi. Jedna z przedstawicielek władz stwierdziła, że w proteście wzięło udział około 120 osób.
"Przyznajcie, że trwa wojna!"
Najwięcej z zebranymi rozmawiał Anatolij Drogan, szef wydziału ds. współpracy z organami samorządowymi. Najpierw poprosił protestujących, by "wybrali liderów grupy" – rzekomo po to, by przekazać im kopię zbiorowego oświadczenia i utrzymywać z nimi kontakt w przyszłości. Następnie urzędnik ogłosił, że mieszkańcy Sudży zorganizowali nielegalne zgromadzenie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Chciałbym zobaczyć inicjatorów tej akcji, ponieważ jest to publiczne, nielegalne zgromadzenie - powiedział, co wywołało oburzenie zebranych.
Drogan stwierdził, że zebrani na placu ludzie "popychani są do działań niezgodnych z prawem".
"Był wyłom, wojska, które tam stały, zginęły"
- Żyjemy w trybie operacji kontrterrorystycznej (KTO), niestety to nie zależy od władzy. Władza nie napierała na wrogów przy granicy, to jest wojna. To nie jest pod kontrolą władz. Był wyłom, wojska, które tam stały, zginęły. Wierzcie mi, winni już zostali zatrzymani. Jeśli poczujecie ulgę, wojskowi, którzy dopuścili się [wyłomu], jeśli przeżyli, zostaną ukarani - mówił do tłumu.
Ludzie zażądali, by władze uznały, iż na ich terenie "toczy się wojna". Zapytali Drogana, dlaczego wyszedł do nich on, a nie Aleksander Bogaczew, szef rejonu Sudży, który po wtargnięciu sił ukraińskich "nic nie powiedział mieszkańcom i nie zebrał swojego ludu".
Drogan powiedział, że ofensywa Sił Zbrojnych Ukrainy nie była kontrolowana przez władze rosyjskie, nastąpił "przełom", a stojący tam personel wojskowy zginął. Ludzie znów byli oburzeni i krzyczeli, że na granicy są "poborowi z karabinami maszynowymi", a "generałowie" powinni zostać ukarani. Jeden z uczestników stwierdził, że władze niewłaściwie zorganizowały ewakuację mieszkańców obwodu kurskiego.
Putin zapewniał bowiem rosyjskie matki, że ich dzieci nie będą uczestniczyć w bezpośrednich działaniach wojennych i nie będą w pobliżu linii frontu.
- Chcecie z nami rozmawiać czy krzyczeć? Jeśli krzyczeć, to skończymy teraz - odpowiedział urzędnik. Ludziom obiecano spotkanie z gubernatorem we wtorek, 12 listopada.
Władze udają, że w regionie nie ma wojny
Kilka dni temu w Kursku odbył się już protest mieszkańców innego przygranicznego regionu. Mieszkańcy rejonu bolszesołdatskiego twierdzą, że ich domy zostały zniszczone, chociaż urzędnicy mówią, że "region nie jest ostrzeliwany".
18 października pojawiła się informacja, że władze uznają opłacanie mieszkań dla mieszkańców Sudży za "niecelowe", ponieważ może to doprowadzić do "znacznego odpływu ludności pracującej" z regionu.
W sierpniu strona ukraińska zaatakowała rosyjskie rejony przygraniczne, przejmując kontrolę nad dziesiątkami wsi w obwodzie kurskim. Ukraińskie wojsko twierdzi, że ataki wymierzone są w kluczową, rosyjską infrastrukturę militarną. Z zajętych przez Kijów terenów ewakuowano 30 tys. Rosjan.