Rosjanie szykują uderzenie. "Wysoce prawdopodobne"

Wojska Władimira Putina szykują się do uderzenia znad granicy w rejonie obwodu sumskiego. - Rosja przygotowuje się do kolejnej próby ofensywnej i tworzy tam zgrupowanie wojsk - ostrzegał niedawno Wołodymyr Zełenski. - Wszystko wskazuje, że ma to wiązać i wyczerpać odwody - ocenia w rozmowie z Wirtualną Polską płk Piotr Lewandowski.

Rosjanie koncentrują wojska na północny zachód od Charkowa
Rosjanie koncentrują wojska na północny zachód od Charkowa
Źródło zdjęć: © East News
Tomasz Waleński

28.05.2024 21:15

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski powiedział w niedzielę, że Rosja koncentruje kolejne zgrupowanie swych wojsk w pobliżu granicy z Ukrainą, 90 km na północny zachód od Charkowa, przygotowując się do podjęcia nowych działań ofensywnych. Byłaby to kolejna próba ataku z kierunku granicznego.

Przypomnijmy: na początku miesiąca Rosjanie przeprowadzili zaskakujące uderzenie z rejonu obwodu biełgorodzkiego. Mimo początkowych sukcesów na poziomie taktycznym wojskom Putina nie udało się osiągnąć celów na poziomie strategicznym, nie przerwali także ukraińskiej obrony.

Co zatem teraz szykuje Putin? - Rosjanie koncentrują siły. To mogą być działania mylące albo kolejny kierunek natarcia. Ilość angażowanych sił wskazuje natomiast, że jeśli dojdzie do uderzenia, to będzie ono miało na celu wiązanie ukraińskich odwodów - przewiduje w rozmowie z Wirtualną Polską płk Piotr Lewandowski, weteran misji w Iraku i Afganistanie.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

"Wysoce prawdopodobne"

Z kolei ppłk Maciej Korowaj, ekspert w dziedzinie rosyjskiej taktyki wojskowej i analityk wydarzeń na wojnie w Ukrainie, szacuje, że do wykonania uderzenia Rosja mogła zaangażować około 50 tys. ludzi. - Moim zdaniem jest wysoce prawdopodobne, że nastąpi kolejne uderzenie, ale ograniczonymi siłami - wskazuje analityk.

Płk Lewandowski podkreśla, że będzie to stanowić wyzwanie dla obrońców. - Ukraińskie odwody są bardzo wyczerpane. Widać to po tym, co jest pod Charkowem. To są pojedyncze bataliony z kilkunastu brygad - dodaje. Zaznacza jednak, że Ukraińcy dysponują jeszcze brygadami pancernymi, które mogłyby zatrzymać ewentualne rosyjskie natarcie.

Kluczowe trzy-cztery miesiące?

Jednocześnie płk Lewandowski wskazuje inne niebezpieczeństwo. - Ile jeszcze wytrzyma tak rozciągnięty front? - pyta i ostrzega, że w tej sytuacji Ukraińcy jak najszybciej potrzebują uzupełnień. Te trafią na linię jednak dopiero w ciągu najbliższych trzech-czterech miesięcy - tyle bowiem minimalnie trwa szkolenie rezerwistów.

- Rozwiązaniem mogłoby być także przesunięcie obecnych sił z innych służb, za czym mocno lobbuje gen. Ołeksander Syrski (głównodowodzący ukraińskimi siłami - przyp. red.). W ten sposób relatywnie szybko na front mogłoby trafić nawet 100 tys. przeszkolonych już ludzi - podkreśla.

- Tyle Ukraińcy jeszcze wytrzymają, ale moim zdaniem to graniczny czas - zaznacza wojskowy w rozmowie z Wirtualną Polską.

"Rewolucji na froncie nie widać"

Nieco inaczej sytuację postrzega natomiast były dowódca GROM, gen. Roman Polko. - To nawoływanie prezydenta Zełenskiego, żeby mobilizować Zachód do wspierania Ukrainy amunicją i sprzętem - zaznacza na wstępie.

- Rosja próbuje nękać Ukrainę i szukać słabych punktów w ukraińskiej obronie, żeby uderzyć większymi siłami i uzyskać jakieś powodzenie. To oczywiście jest też taki kierunek, że Ukraińcy muszą reagować i przerzucać swoje siły - tłumaczy.

Wojskowy podkreśla, że najnowsze doniesienia nie zwiastują jednak "rewolucji na froncie". - To jest coś, co obserwujemy od dłuższego czasu i co mogło się wyrwać w pewnym momencie spod kontroli, kiedy Ukrainie bardzo brakowało tych zachodnich zasobów. Na szczęście dostawy już docierają. Pozostaję dobrej myśli, ale to nie znaczy, że Ukraińcy mają lekko - podsumowuje.

Tomasz Waleński, dziennikarz Wirtulanej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
wojna w Ukrainieukrainarosja
Zobacz także