"Boże, co to było. Myślałem, że to koniec świata"
"Spojrzałem przed siebie i zobaczyłem najbardziej przerażającą rzecz w życiu. Kręgosłup. To znaczy tak: spojrzałem na plecy człowieka, który siedział przede mną. Ale nie widziałem pleców. Widziałem, jak przez jego skórę - niczym na zdjęciu rentgenowskim - prześwitują kręgosłup i żebra".
Wirtualna Polska rozmawia z tzw. weteranami atomowymi - ludźmi, którzy uczestniczyli w testach nuklearnych w trakcie zimnej wojny i z odległości kilkunastu lub kilkudziesięciu kilometrów widzieli wybuchy jądrowe.
W trakcie zimnej wojny przeprowadzono ponad 2 tys. testów nuklearnych. Dekady starań na rzecz deeskalacji nuklearnej sprawiły, że liczba głowic jądrowych na świecie została zredukowana z ponad 70 tys. w latach 80. do ok. 10 tys. obecnie (dane Federacji Amerykańskich Naukowców).
Z wyjątkiem werbalnego straszenia, nie ma dowodów, aby którekolwiek z mocarstw jądrowych planowało użycie tej broni. W związku z agresją Rosji w Ukrainie i retoryką nuklearną, którą stosuje Kreml, ryzyko użycia bomby atomowej jest określane jako najwyższe od czasu kryzysu kubańskiego w 1962 roku.
6 maja 2024 roku rosyjskie ministerstwo obrony poinformowało, że z polecenia Władimira Putina przeprowadzone zostaną manewry, podczas których przećwiczona zostanie "kwestia przygotowania i użycia niestrategicznej broni jądrowej".
24 bomby atomowe w 78 dni
John Lax, uczestnik Operacji Dominic - serii testów nuklearnych na Wyspie Bożego Narodzenia w 1962 roku:
Miałem 20 lat, byłem mechanikiem lotniczym. Sam się zgłosiłem, żeby jechać. Wymarzona robota - pracy niewiele, bo ruch samolotowy mały, a tak to żar z nieba i ocean. Pływasz, nurkujesz, łowisz ryby. A wszystko na rajskiej wyspie. Bajka.
Nie, nie wiedzieliśmy, co ma się wydarzyć. Nie byliśmy gotowi. Zresztą nie ma sposobu, żeby się na coś takiego przygotować.
Tego dnia kazali nam usiąść na boisku piłkarskim. Odzież ochronna? Jaka odzież ochronna! Długie spodnie i koszulka z długim rękawem. Chociaż… na co dzień chodziliśmy w krótkich spodenkach, więc tak, właściwie była to większa ochrona. No i dali nam gogle.
Ciężko to opisać. Ciężko oddać to zaskoczenie, ten lęk.
Był wczesny ranek, jeszcze ciemno. Posadzili nas tyłem do laguny.
I bum.
Huk straszliwy. Czasem mówię, że jak strzał z pistoletu, tylko milion razy głośniej. Całe niebo zrobiło się jasne, jakby nagle nastało południe. Facet za moimi plecami powiedział, nie zapomnę tego nigdy, że to tak, jakby ktoś wylał słońce z wiaderka.
Kręgosłup.
To znaczy tak: spojrzałem przez moje ciemne gogle na plecy człowieka, który siedział przede mną. Ale nie widziałem pleców. Widziałem, jak przez jego skórę - niczym na zdjęciu rentgenowskim - prześwitują kręgosłup i żebra.
Spojrzałem na swoją rękę i zobaczyłem kości. I krew, jak krąży.
Kula ognia była jakieś 50 kilometrów od nas. Właściwie to było piękne. Lubię malować, chciałbym umieć wyczarować na płótnie takie kolory jak to, co wtedy zobaczyłem.
Gdy kula zaczęła gasnąć, mogliśmy w końcu spojrzeć w niebo i zobaczyć grzyb atomowy.
Wkrótce pozwolili nam wstać, wrócić do pokoi i założyć strój roboczy, czyli krótkie spodenki i sandały. Mówiłem już, że było ciepło. Podjechał autobus, zabrał nas na lotnisko. Praca zaczynała się o szóstej.
W sumie w ciągu 78 dni byłem świadkiem wybuchu 24 bomb atomowych.
Nie trzeba być geniuszem matematycznym, żeby policzyć, że to mniej więcej jedna co trzy dni. Ale to tylko taka średnia. W maju dajmy na to, było tak: jedna bomba atomowa 2 maja, potem kolejna 4 maja i dalej po jednej 8, 9, 11, 12, 14, 19, 25 i 27 maja.
W czerwcu po jednej bombie 8, 9, 10 i 12. Potem mała przerwa. I znowu 17, 19, 22 i 27. Ta z 27 czerwca to był mocarz. Kryptonim Bighorn. Moc 7,7 megatony. Bomba zrzucona na Hiroszimę miała moc ok. 15 kiloton, czyli ponad 500 razy mniejszą.
Ostatni wybuch atomowy widziałem 11 lipca. Człowiek się szybko przyzwyczaja. Po czwartym czy piątym razie wielu z nas nie chciało się nawet wstawać z łóżek i iść na to boisko. Zakładaliśmy tylko gogle i odwracaliśmy się na drugi bok. A potem szliśmy pływać w wodzie, nad którą wcześniej wybuchały bomby.
Promieniowanie? Nikt o tym nie myślał. Badanie lekarskie? Na sam koniec, przed opuszczeniem wyspy, lekarz wojskowy musiał podpisać kwit. To był wzięty rybak, jak tylko mógł, brał łódkę i wypływał w lagunę. Chowam więc kwit w plastikową torbę i do niego płynę. - Czego chce? - rzuca na powitanie. Ja, że chciałbym podpis, lekarz: - Pływał w tej wodzie, jak się czuje? - Dobrze. - No to zostawi mi kwit na biurku, podpiszę, jak wrócę.
I to było moje badanie.
Byłem jednym z młodszych na wyspie, dziś mam 81 lat. Jak na swój wiek, czuję się całkiem dobrze. Dużo chłopaków zmarło na nowotwory. Na pogrzebie jednego byłem w ubiegłym tygodniu. Rak płuc - najczęstszy wśród weteranów atomowych.
Niektórzy weterani twierdzą, że byliśmy królikami doświadczalnymi. Nie. Jest zasadnicza różnica. Króliki są w trakcie doświadczeń uważnie obserwowane i badane. Nas nikt nie badał.
Opad promieniotwórczy
W sierpniu 1963 roku - kilka miesięcy po zakończeniu Operacji Dominic - USA, ZSRR i Wielka Brytania podpisały traktat, w którym zobowiązały się, że nie będą przeprowadzać testów nuklearnych w atmosferze, pod wodą ani w kosmosie. Do tego czasu przeprowadzono kilkaset testów atmosferycznych - m.in. w amerykańskim stanie Nevada, na atolu Bikini, na Wyspach Marshalla, na wyspach Nowa Ziemia, a także na terytoriach obecnego Kazachstanu, Uzbekistanu czy Ukrainy.
Opad promieniotwórczy pochodzący z tych testów - przenoszony przez wiatr - rozniósł się po całym świecie.
Dwie agencje rządu Stanów Zjednoczonych - Centra Zapobiegania i Zwalczania Chorób (CDC) oraz Narodowy Instytut Raka (NCI) - pod koniec lat 90. ubiegłego wieku, na wniosek Kongresu, przeprowadziły badanie, w którym stwierdziły, że każda osoba zamieszkująca terytorium USA po 1951 roku była narażona na kontakt z opadem promieniotwórczym i w związku z tym u części osób może występować podwyższone ryzyko zachorowania na nowotwór.
W kontekście zagrożenia CDC i NCI wskazały głównie dwa izotopy promieniotwórcze: jod-131, który zwiększa ryzyko raka tarczycy, oraz stront, który zwiększa ryzyko białaczki. Szkodliwe izotopy mogły trafić do organizmu np. z piciem i pożywieniem. CDC i NCI jako przykład podają spożycie mleka - krowa zjadła trawę pokrytą opadem promieniotwórczym, potem człowiek wypił jej mleko, a z nim - być może - rakotwórczy izotop.
"Naukowcy z CDC i NCI wierzą, że choć ryzyko zachorowania na raka tarczycy z powodu globalnego opadu promieniotwórczego jest niskie, ważne jest, aby ludzie byli świadomi tego zagrożenia" - informuje dzisiaj CDC na swojej stronie internetowej.
Zabrali tajemnicę do grobu
Paul Sparacino, uczestnik Operacji Dominic:
W 1993 roku lekarka w Nowym Orleanie stwierdziła, że moja tarczyca jest usmażona. Od tego czasu jestem na lekach.
Długo miałem problemy ze snem. Jak już spałem, to śniły mi się koszmary. Nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. Dopiero w 2008 roku usłyszałem diagnozę: PTSD. W sierpniu 2022 wykryto u mnie raka prostaty.
Pierwszy wybuch? Siedzieliśmy na pasie startowym lotniskowca. To był wielki statek, moim zadaniem było prowadzenie dokumentacji służby wszystkich na pokładzie. Czego tam nie było! Sala rekreacyjna z telewizorem i stołem do bilarda, ping-pong, dobre żarcie. Mieliśmy nawet ekipę dentystyczną i fryzjera! W sumie 3,5 tys. ludzi na pokładzie. Małe miasteczko.
Tak więc siedzimy i mówią nam, żeby schować głowę w dłoniach. "A jak usłyszycie eksplozję, to nie patrzcie za szybko w niebo". Zaczęło się odliczanie - 10, 9, 8… Usłyszeliśmy nadlatujący bombowiec B-52. Błysk był tak jasny, że widać było wszystkie kości w dłoniach. Po jakichś 30 sekundach powiedzieli, że możemy spojrzeć w górę.
Właściwie to było piękne. Niesamowite kolory. Dużo czerwonego i pomarańczowego. Po jakichś dwóch minutach nadeszła fala uderzeniowa.
Łącznie widziałem wybuch dziewięciu bomb atomowych. Miałem 18 lat, moja wiedza na temat bomb atomowych była zerowa. Nie martwiliśmy się promieniowaniem ani niczym takim, bo powiedziano nam, że wszystko jest w porządku. Graliśmy więc sobie spokojnie w baseball, urządzaliśmy pikniki i pływaliśmy w skażonej wodzie.
Moja rodzina nic o tym nie wiedziała. Nie mieli pojęcia, co robiłem, będąc w marynarce wojennej. Gdybym komuś powiedział, byłoby to jednoznaczne ze zdradą państwa. Złożyłem przysięgę tajemnicy. Dopiero w 1996 roku, po przeszło 30 latach, prezydent Clinton ją zniósł. Wielu weteranów nie dożyło tego momentu. Zabrali tajemnicę do grobu.
Żona raz poroniła. Długo się zastanawiałem, czy powinienem w ogóle mieć dzieci. Mam trójkę. Syn był pierwszą osobą, której opowiedziałem o testach.
Nie wiedziałem, skąd te wahania nastrojów. Jak mi zdiagnozowali PTSD, to nie wiedziałem nawet, co to jest. Myślę, że to wszystko wpłynęło na rozpad mojego pierwszego małżeństwa. Z obecną żoną jesteśmy małżeństwem 18 lat.
Zastanawiam się czasem, jak wyglądałoby moje życie, gdyby nie testy. Każdego dnia dziękuję Bogu, że jestem w stanie postawić jedną stopę przed drugą. Byle do przodu - to teraz moje motto.
"To chłopiec"
"Stałem się śmiercią, niszczycielem światów" - to zdanie z Bhagawadgity, świętej pieśni hinduizmu, wypowiedział Robert J. Oppenhaimer po skonstruowaniu pierwszej bomby atomowej.
Co miał powiedzieć Edward Teller, ojciec jeszcze potężniejszej bomby wodorowej?
Oppenhaimer był przeciwny próbom stworzenia takiej bomby, uznając, że stanowiłaby "ekstremalne zagrożenie dla ludzkości". Nic sobie jednak z jego sprzeciwu nie zrobiono i w listopadzie 1952 roku odbył się test pierwszej bomby wodorowej. Wybuch o mocy 10 megaton zmiótł z powierzchni ziemi Eugelab - niewielką wysepkę w atolu Eniwetok.
Edward Teller "śledził" eksplozję w USA za pośrednictwem sejsmografu. Kiedy stało się jasne, że test się udał, wysłał telegram do Norrisa Bradbury’ego, dyrektora laboratorium Los Alamos, gdzie pracowano najpierw nad stworzeniem bomby atomowej, a potem wodorowej.
Telegram od szczęśliwego ojca liczył tylko trzy słowa: "It’s a boy" (To chłopiec).
Ludzie by nie uwierzyli
Ronald Benoit, uczestnik Castle Bravo - najsilniejszego testu wodorowego przeprowadzonego kiedykolwiek przez Stany Zjednoczone. Eksplozja na atolu Bikini miała mieć moc 6 megaton, ale przewidywania naukowców były błędne i jej rzeczywista moc wyniosła 15 megaton. Bomba była tysiąc razy silniejsza od bomby zrzuconej na Hiroszimę:
Ludzie oglądają teraz film "Oppenheimer". Jestem pewien, że efekty są wspaniałe, dźwięk fantastyczny. Ale jakbym im powiedział, że widziałem bombę tysiąc razy silniejszą, toby pewnie nie uwierzyli. Wielu moich kolegów nie chce oglądać tego filmu. Przynosi zbyt wiele negatywnych wspomnień.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nie chciałem w ogóle iść do wojska. Ale musiałem. Był pobór. Miałem 19, może 20 lat. Po obozie dla rekrutów miałem lecieć do Korei. Moje nazwisko było już na liście, ale wtedy powiedzieli nam nagle: sprawdźcie listę jutro, zniknie z niej 10 nazwisk. I moje zniknęło. Razem z innymi wykreślonymi miałem jechać na Wyspy Marshalla.
Byłem tam policjantem wojskowym. W nocy robiłem obchód, pilnowałem bomby, ale nie wiedziałem do końca, co to jest. Słyszało się plotki. Że bomba atomowa. A może nawet coś innego, coś specjalnego.
Pewnego dnia znalazłem na biurku papiery z napisem "top secret". Było tam napisane, że warunki pogodowe nie są korzystne. Nie wiedziałem, o co chodzi, pomyślałem, że nie będę przecież nikogo budził z powodu raportu o pogodzie. Ale trzy dni później pogoda była już dobra. Ewakuowaliśmy całą wyspę i udaliśmy się na statek.
Widziałem wybuch pięciu bomb wodorowych. Najsilniejsza nazywała się Castle Bravo. Miała moc 15 megaton. To 15 milionów ton TNT, które wybucha, ot tak. W jednej chwili.
Boże, co to było. Myślałem, że to koniec świata. Zdjąłem okulary i zobaczyłem kości w mojej ręce. I szkielet gościa, który siedział przede mną.
Bomby, które zabiły dziesiątki tysięcy ludzi w Japonii, to były malutkie petardy. Biszkopciki, jak to mówię, w porównaniu z tym, co wtedy zobaczyliśmy.
Nie było opcji, żeby wrócić na wyspę. Wszystkie nasze rzeczy przepadły. Udaliśmy się na wyspę oddaloną o 320 km.
Minęło kilka lat. I nagle, w roku 1961, Rosjanie wyskakują ze swoją Car-bombą. Miała od 50 do 58 megaton. Jakby chcieli nam powiedzieć: "Myślicie, że wasza bomba była duża? To zobaczcie na naszą". Mogli zrobić bombę i 100-megatonową, ale nie zrobili, bo zginęliby ludzie na całym świecie. Świata by nie było.
No ale zrobili tę cholerną Car-bombę. Trzy razy silniejszą od naszej. Nie mogłem w to uwierzyć.
O niczym nie mogliśmy mówić. Milczeliśmy przez 42 lata, dopiero Clinton zniósł obowiązek tajemnicy. Za jej złamanie groziło więzienie, a kto wie, może coś gorszego.
Po kilku dekadach dostaliśmy medale. Jeśli można to tak nazwać. Wygląda to, jak jakaś wielka moneta. Co nam z tych medali? Ktoś w ogóle o nich wie? O nas?
Przemowa o Armagedonie
Według Federacji Amerykańskich Naukowców (FAS) łączny arsenał dziewięciu krajów dysponujących dzisiaj bronią atomową - USA, Rosji, Chin, Francji, Wielkiej Brytanii, Pakistanu, Indii, Izraela i Korei Północnej - liczy 9 576 głowic jądrowych. Większość tej broni posiadają Rosja - 4 489 głowic, oraz Stany Zjednoczone - 3 708 głowic.
Statystyki FAS różnią się od tych Sztokholmskiego Międzynarodowego Instytutu Badań Pokojowych (SIPRI), który łączny arsenał dziewięciu krajów dysponujących dzisiaj bronią atomową szacuje na 12 512 głowic jądrowych. Według SIPRI Rosja ma posiadać 5 889 głowic, a USA - 5 224.
Po inwazji Rosji na Ukrainę 24 lutego 2022 roku zagrożenie nuklearne wzrosło. - Po raz pierwszy od kryzysu kubańskiego mamy bezpośrednie zagrożenie użycia broni nuklearnej, jeśli wydarzenia dalej będą się rozwijać tak jak do tej pory - mówił Joe Biden jesienią 2022 r. podczas spotkania w kamienicy Jamesa R. Murdocha w Nowym Jorku.
Jak ujawnił "The New York Times", obawy prezydenta Stanów Zjednoczonych były następstwem podsłuchanej rozmowy, w której jeden z najwyżej postawionych rosyjskich dowódców wojskowych wprost mówił o użyciu broni atomowej w Ukrainie.
Wkrótce po tym, jak w Nowym Jorku Biden wygłosił swoją "Armageddon Speech" (Przemowę o Armagedonie) - jak zaczęto ją nazywać w Białym Domu - doszło do spotkania twarzą w twarz szefa CIA Williama J. Burnsa z Siergiejem Naryszkinem, dyrektorem rosyjskiej Służby Wywiadu Zagranicznego. W trakcie spotkania Burns przekazał Naryszkinowi, jaka będzie reakcja USA, jeśli Rosja użyje broni nuklearnej. - Naryszkin powiedział, że rozumie i że Putin nie zamierza jej użyć - relacjonuje Burns, cytowany przez "The New York Times".
Władimir Putin kontynuuje tymczasem retorykę nuklearną:
- "Wszystko to grozi konfliktem z użyciem broni nuklearnej i zniszczeniem cywilizacji" (29 lutego 2024);
- "Z technicznego punktu widzenia jesteśmy oczywiście gotowi [na wojnę nuklearną]" (13 marca 2024 roku).
W maju 2024 r. Rosja zapowiedziała, że planuje ćwiczenia wojskowe, w ramach których przeprowadzi "szereg działań mających na celu praktyczne sprawdzenie zagadnień przygotowania i użycia niestrategicznej broni jądrowej".
Za niespełna dwa lata, w lutym 2026 r., wygaśnie traktat New START - jedyny obecnie traktat pomiędzy dwoma największymi mocarstwami nuklearnymi, USA i Rosją, dotyczący dalszej redukcji strategicznej broni nuklearnej. Władimir Putin już w 2023 r. zawiesił udział Rosji w tym traktacie.
Nie chcecie tego zrobić
Ronald Benoit: To było straszne. I teraz jest strasznie. Śledzę to wszystko. Boję się, że prędzej czy później coś się wydarzy. Między USA a Koreą Północną albo Rosją. W Polsce też się pewnie boicie.
Paul Sparacino: To, co się dzieje w Ukrainie, jest przerażające. Trzeba ich wspierać, przekazywać im wszystko, czego potrzebują. Nie chciałbym, żeby jakikolwiek przywódca kiedykolwiek użył broni atomowej. Rosja to jedno, ale są też przecież Korea Północna, która ciągle o tym mówi, i Chiny, które mogą próbować zająć Tajwan.
John Lax: Mieszkasz w Polsce, tam sami dobrze wiecie. Do Rosji nie macie daleko. To byłoby łatwe. Łatwe dla kogoś takiego jak Putin, kto ma być może nie do końca równo pod kopułą. Moim zdaniem jedyny powód, dla którego nie ma w tej chwili trzeciej wojny światowej, to broń nuklearna. Fakt, że NATO ją posiada. Broń nuklearna to straszak. Rozmawiam dzisiaj z młodymi, oni nie mają pojęcia, że coś takiego jak testy atomowe w ogóle miało miejsce. Powinni się uczyć w szkole o zimnej wojnie. Powinni wiedzieć, że istnieje możliwość, że ktoś znowu to zrobi.
Paul Sparacino: Nie wiem, co by zrobił Biden, jak by zareagował, gdyby Putin użył broni atomowej. Mnie już wiele nie zostało. Ale martwię się o wnuki, nie chciałbym, żeby czegoś takiego doświadczyły. Co bym powiedział dzisiaj światowym przywódcom, gdybym mógł? Chyba tylko to: słuchajcie, nie chcecie tego zrobić. Byłem jakieś 15 km od wybuchu bomby atomowej. I nie chciałbym być ani o centymetr bliżej.
Łukasz Dynowski, dziennikarz Wirtualnej Polski