Rosjanie bezradni. Czeski sprzęt z gumy krzyżuje szyki wojsk Putina
Czesi dostarczają Kijowowi nadmuchiwany sprzęt wojskowy, który dezorientuje i zwodzi rosyjskich najeźdźców na froncie. W mieście Decin znajduje się fabryka, która tworzy gumowe przynęty. W czeskim INFLATECH produkowane są m.in. atrapy amerykańskich HIMARS-ów.
23.02.2023 13:53
Bądź na bieżąco z wydarzeniami w Polsce i na wojnie w Ukrainie, klikając TUTAJ
Rosjanie twierdzą, że zniszczyli już kilkadziesiąt HIMARS-ów, którymi dysponują ukraińscy żołnierze. Kijowowi przekazano jednak dotychczas tylko 20 amerykańskich wyrzutni. Tajemnica "sukcesu" wojsk Putina ma prawdopodobnie związek ze sprytnym rozwiązaniem, które Ukraińcom udostępnia czeska firma INFLATECH.
W fabryce, która znajduje się w mieście Decin produkowane są gumowe atrapy m.in. HIMARS-ów. Kijów co miesiąc może otrzymać około 35 nadmuchiwanych wyrzutni - informuje portal BulgarianMilitary.com.
Czech M270/M142 inflatable decoys confusing Russian attackers
Jeden z pracowników firmy Vojtech Fresser w rozmowie z CT 1 oświadczył, że nie może ujawnić ile "wabików" trafiło już na ukraiński front.
- Możemy to oszacować na podstawie publicznie dostępnych źródeł, które niedawno twierdziły na przykład, że Rosjanie zniszczyli o 140 proc. więcej HIMARS-ów niż rzeczywiście dostarczono Ukrainie. Łatwo więc wyobrazić sobie, że te 40 proc. to prawdopodobnie będą jakieś wabiki, a jeśli wabiki były tak skuteczne, to na pewno były od Decina. Od nas - powiedział Fresser.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nadmuchiwane wabiki to "ważna broń" dla Ukraińców. "Produkty mają za zadanie zwodzić, odwracać uwagę, ukrywać i chronić. Są ekonomiczne i nie do odróżnienia od oryginału ze względu na swoje unikalne cechy i możliwości" - czytamy na oficjalnej stronie internetowej firmy. Gumowe atrapy nie zniszczą rosyjskiego sprzętu, ale mają wpływ m.in. na zmniejszenie liczby rakiet, którymi dysponuje wojsko Putina.
Fresser nie zdradził ile kosztują produkty firmy, ale podkreślił, że "jeden pocisk do javelina kosztuje 80 tys. dolarów (najtańsza wersja - przyp. red.), a to cztery razy więcej niż nasz wabik".