Rosja wzmaga ataki. Co zrobi Polska? "Nie możemy zamknąć nieba"
Kolejny zmasowany ostrzał Ukrainy w wykonaniu Rosji. Jeden z pocisków zmierzał w kierunku polskiej granicy. Systemy obronne postawiono w stan gotowości i poderwano myśliwce. - Nie jesteśmy w stanie wojny. Nie możemy zamknąć polskiego nieba i powiedzieć, że wszystko, co wleci od granicy, będzie zestrzelone bez rozpoznania - mówił w rozmowie z Wirtualną Polską gen. Tomasz Drewniak.
07.02.2024 14:33
W środę rano Rosja przeprowadziła kolejny zmasowany atak na Ukrainę. Pojawiły się doniesienia, że jeden z pocisków zmierzał w kierunku polskiej granicy. Szybko zareagowało polskie Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych (DO RSZ).
"Wszystkie niezbędne procedury mające na celu zapewnienie bezpieczeństwa polskiej przestrzeni powietrznej zostały uruchomione, a DO RSZ na bieżąco monitoruje sytuację. Ostrzegamy, że aktywowano polskie i sojusznicze statki powietrzne, co może wiązać się z występowaniem podwyższonego poziomu hałasu, zwłaszcza w południowo-wschodnim obszarze kraju" - napisano w komunikacie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Widać, że albo był w tym czasie samolot AWACS (statek wczesnego ostrzegania - red.) nad Polską, bezpilotowe środki albo dostajemy dokładne dane z Ukrainy - tak reakcję Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych komentował w Wirtualnej Polsce były Inspektor Sił Powietrznych generał Tomasz Drewniak.
Dodał, że nasze radary mogły wykryć pocisk, gdyby był na bardzo dużej wysokości. - Może były jeszcze inne dane rozpoznawcze, które wskazywały, że Rosjanie się przygotowywali do takiego działania np. dane satelitarne - podkreślał.
Wojskowy wyjaśnił sposób postępowania armii w takiej sytuacji. Konieczne jest m.in. wprowadzenie systemów obrony powietrznej w stan gotowości.
- Nawet jak systemy rakietowe są ustawione, to przecież ludzie nie siedzą w nich 24 godziny na dobę z ręką na spuście. Są określone stopnie, które oznaczają czas, gotowość systemu do reakcji. Podnosząc je, skracamy ten czas gotowości do reakcji - mówił gen. Drewniak.
Wskazał na istotną rolę lotnictwa. - Systemy rakietowe są przywiązane do ziemi. Samolot ma możliwości przestrzenne. Ustawia się je w określonych strefach, są uzbrojone i mają procedury do zestrzelenia nadlatujących pocisków, gdyby była potrzeba - opisywał.
"Nie możemy zamknąć polskiego nieba"
Od kilku tygodni Rosja coraz częściej przeprowadza zmasowane ostrzały Ukrainy. W przeszłości mieliśmy już do czynienia z kilkoma sytuacjami, gdy rakiety przekroczyła polską granicę. Pociski spadły w Przewodowie oraz pod Bydgoszczą, a w grudniu 2023 roku niezidentyfikowany obiekt wleciał w polską przestrzeń powietrzną.
Były Inspektor Sił Powietrznych podkreślił, że Polska może rozszerzyć np. możliwości radarowe, poprzez częstsze wykorzystywanie samolotu AWACS. Ale bardziej radykalne działania są ograniczone.
- Nie jesteśmy w stanie wojny. Nie możemy zamknąć polskiego nieba i powiedzieć, że wszystko, co wleci od granicy, będzie zestrzelone bez rozpoznania i natychmiast. Mamy normalną aktywność lotniczą, lotniska w Rzeszowie i Lublinie, wojsko korzysta z portu w Białej-Podlaskiej, lotniska we Lwowie też działają - wskazał.
Podkreślił, że zamknięcie nieba byłoby też ciosem dla Ukrainy, gdyż oznaczałoby całkowite odcięcie jej od dostaw broni i amunicji.
Rozwój konfliktu zależny od Zachodu
Pytany o to, jak jego zdaniem rozwinie się konflikt w Ukrainie stwierdził, że "wszystko zależy od kroplówki".
- Ukraina jest pacjentem Zachodu na kroplówce. Jak będzie wszystko płynęło tak, jak dotychczas, to konflikt będzie zawieszony na takim etapie, jak teraz. Jak kroplówka zostanie zmniejszona, to Ukraina wykorzysta wszystko, co ma zgromadzone, dojdzie do ściany. Ma czołgi, haubice, ale musi je mieć czym załadować, musi to jakoś jeździć. Wydaje się, że opór Ukrainy jest wprost proporcjonalny do poziomu dostaw sprzętu i wyposażenia - mówił gen. Drewniak.
Generał: Rosja ma ograniczone siły, by atakować państwa NATO
Wojskowy skomentował także wyciekające plany m.in. Bundeswehry dotyczące ewentualnego ataku Rosji na państwa NATO.
- Wojsko robi plany na różne rzeczy. Budując scenariusze na przyszłość, przyjmuje się różne założenia, które wynikają z dziesiątek, jak nie setek tysięcy zależności. Wszystkim wychodzi, że państwa bałtyckie są zagrożone, bo jak się spojrzy na mapę, to Rosji byłoby je najłatwiej zaatakować, w końcu z Tallina do Petersburga nie jest daleko. Poza tym ich siły zbrojne są niewielkie - mówił generał.
Jego zdaniem, publikacja takich planów może mieć aspekt polityczny i chodzi o to, by "kraje zagrożone się obudziły" i podjęły działania zabezpieczające.
Dodał, że ciężko mu uwierzyć w to, by Rosja wikłała się w kolejną wojnę.
- Z wojskowego punktu widzenia Rosja, będąc zaangażowana w znacznym stopniu w Ukrainie, ma ograniczone siły, by atakować państwa NATO. We wszystkich tych scenariuszach mówi się o zakończeniu lub zamrożeniu konfliktu i dopiero potem zbudowaniu potencjału na kierunek bałtycki. Rosja nie może prowadzić jednocześnie operacji ukraińskiej i z krajami bałtyckimi, czyli NATO. Nie ma takiej możliwości - podkreślił.
Adam Zygiel, dziennikarz Wirtualnej Polski
Czytaj więcej: