Rosja wkrótce otrzyma potężny cios? Znany rosyjski politolog: według danych ministerstwa finansów rezerwy budżetowe wyczerpią się już na początku przyszłego roku
Rosyjska gospodarka upada, rezerw finansowych pozostało jedynie na pół roku. A już w niedzielę w Rosji odbędą się wybory parlamentarne. Fałszerstwa w trakcie poprzedniej elekcji stały się powodem do najbardziej masowych protestów w najnowszej historii tego kraju. Czy tak będzie również tym razem? A może sposobem Władimira Putina na odwrócenie uwagi Rosjan od wewnętrznych problemów stanie się kolejny konflikt zbrojny? O tym ze znanym rosyjskim politologiem, Stanisławem Biełkowskim, rozmawia Aleh Barcewicz.
16.09.2016 | aktual.: 19.09.2016 07:50
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
WP: Aleh Barcewicz, WP: W krajach zachodnich wybory bardzo często wnoszą spore zmiany do bieżącego życia politycznego. Na przykład w Polsce po ostatnich wyborach parlamentarnych doszło do wymiany rządzącej ekipy i znaczących przekształceń w polityce państwa. Z kolei w Rosji jest chyba inaczej? Czy nadchodzące wybory do Dumy Państwowej w jakikolwiek sposób wpłyną na życie polityczne w kraju?
Stanisław Biełkowski: W perspektywie krótkoterminowej nie wniosą absolutnie nic. Parlament pozostanie mniej więcej w takim samym składzie, jak obecnie, i niezależnie od personaliów będzie całkowicie podporządkowany Kremlowi. Te wybory mają znaczenie jedynie w perspektywie średnioterminowej, bowiem w trakcie kampanii w opozycji pojawiło się kilka nowych ciekawych twarzy, które mogą odgrywać ważne role w politycznej przyszłości Rosji.
WP: Niektórzy opozycjoniści i działacze społeczni z kolei zachęcają do bojkotu tych wyborów, bowiem, ich zdaniem, tylko umocnią obecne władze. Garri Kasparow, na przykład, wskazuje nie tylko na bezsens, ale i na konkretne szkody płynące z udziału niektórych opozycjonistów w tych wyborach.
Uważam, że wezwania do bojkotu również nie mają sensu. Niska frekwencja zwiększa możliwości oszustw, wrzucania fałszywych kart do głosowania na Jedną Rosję i inne partie Kremla. Ludzie, którzy nie chcą głosować na formacje prorządowe, mogą wesprzeć np. Partię Narodowej Wolności (ros. PARNAS - przyp. red.) - jej członkowie byli najbardziej prześladowani w trakcie tej kampanii, zarówno moralnie, medialnie, jak i fizycznie. Mogą też głosować na kandydatów demokratycznych, których po prostu znają i którzy budzą prywatną sympatię, niezależnie od priorytetów ideologicznych. Jednak, powtórzę, nie zmieni to znacząco wyniku wyborów.
WP: Skoro sprawa jest przesądzona, a kontrola Kremla niemal totalna, to po co w takim razie władze w ogóle te wybory przeprowadzają?
Władimir Putin jest człowiekiem rytuałów, jest do nich mocno przywiązany. Uważa, że ich pielęgnowanie jest ważnym czynnikiem zachowania stabilności. Putin jest konserwatystą i nigdy nie dążył do formalnych rewolucji. Owszem, może wyzuć, pozbawić każdy proces jego treści, jednak z formy nie zrezygnuje.
WP: Skala fałszerstw w trakcie poprzednich wyborów do Dumy w 2011 roku stała się powodem do najbardziej masowych i długotrwałych protestów w Rosji w XXI stuleciu. Czy Kremlowi grozi powtórka z tamtych wydarzeń?
Nie sądzę. Wtedy były ogromne nadzieje na polityczne zmiany, na to, że podobne formy presji na władzę odniosą skutek, do czego po części nawet doszło, bowiem w grudniu 2011 roku prezydent Miedwiediew zapowiadał zmiany w ordynacji wyborczej, przywrócenie wyborów gubernatorów, władz regionalnych itd. Później Putin, co prawda, cofnął te zapowiedzi, ale to już inna historia. Dziś żadnej nadziei już nie ma, a jeżeli nie ma nadziei, to nie będzie protestu przeciwko wynikom wyborów.
WP: Czyli wtedy działania władzy ludziom się nie podobały, a dziś już się godzą na obecny stan rzeczy?
Klasa średnia, ludzie o poglądach demokratycznych, którzy stanowili wtedy trzon protestów, obecnie są ogarnięci apatią, obojętnością i brakiem wiary w jakiejkolwiek możliwości wpływu na rządzących.
WP: Tymczasem druga, chyba liczniejsza część rosyjskiego społeczeństwa popierająca działania władz jest rozpalona wojnami i konfliktami, które Moskwa prowadzi w ostatnich latach na terenie innych państw. Istnieje opinia, że Władimir Putin jest jak rozpędzony rowerzysta, który już nie bardzo może się zatrzymać i musi co rusz podrzucać ludowi nową propagandową pożywkę. Jaki region, jaki kraj musi się obawiać Rosji w najbliższym czasie?
Obecnie głównym celem Putina jest zniesienie lub złagodzenie obowiązujących sankcji. Zatem sądzę, że przynajmniej do końca tego roku nowych wojennych awantur nie będzie. Są natomiast możliwe w roku 2017, przede wszystkim na obszarze poradzieckim, zwłaszcza w strefach nieuregulowanych, "zamrożonych" konfliktów. Mam na myśli Naddniestrze czy Górski Karabach.
WP: Na alarm biją też kraje bałtyckie, czyli Łotwa, Litwa i Estonia...
Nie, terytorium NATO Moskwa na pewno nie zaatakuje.
WP: Być może powodem do większej rozwiązłości Kremla na arenie międzynarodowej będą wyniki wyborów prezydenckich w USA? Republikański kandydat Donald Trump wcale nie gwarantuje zachowania parasolu ochronnego nawet dla członków NATO, nie mówiąc już o jego niejednoznacznych wypowiedziach w sprawie konfliktu na linii Moskwa-Kijów.
Przedwyborcza retoryka i realna polityka po wyborach bardzo często nie idą w parze. Dlatego nie sądzę, aby Kreml szukał tu jakichś możliwości i był zainteresowany zwycięstwem Trumpa, o którym nie wiemy, jak się zachowa w przypadku objęcia fotelu w Białym Domu.
WP: Pan wspomniał o sankcjach nałożonych na Rosję przez kraje zachodnie. Po ich wprowadzeniu w związku z aneksją Krymu i wojną na Donbasie wielu ekspertów wróżyło rychły upadek rosyjskiej gospodarki. Jednak lata mijają, a skutki ekonomiczne i społeczne tych restrykcji nie wyglądają aż tak drastycznie, przynajmniej z zewnątrz.
Być może faktycznie upadek nie jest drastyczny, jednak ma on miejsce. Notujemy spore straty we wszystkich kluczowych aspektach gospodarki, w tym jeżeli chodzi o wielkość PKB i wydatki budżetowe, które gwałtownie się kurczą. Zmniejszania wydatków nie ma jedynie w sferze wojskowej, wszystkie pozostałe grupy społeczne cierpią z powodu cięć budżetowych. Gospodarka utrzymywana jest dzięki rezerwom finansowym zgromadzonym w latach wysokich cen na surowce (Fundusz Stabilizacyjny Federacji Rosyjskiej - przyp. red.). Jednak według danych rosyjskiego ministerstwa finansów owe zasoby wyczerpią się już na początku przyszłego roku.
WP: Czyli poważny kryzys społeczny i gospodarczy zacznie się w Rosji za pół roku?
Tak naprawdę nie wiadomo, czego możemy się spodziewać. Właśnie dlatego Putin dąży do zniesienia sankcji. Bardzo liczy też na cierpliwość narodu rosyjskiego. Do hartowania tej cierpliwości został uruchomiony cały mechanizm propagandy, która ma wyjaśniać, że pogorszenie sytuacji społeczno-gospodarczej jest nieuniknioną ceną walki o niepodległość oraz pozycję Rosji na arenie międzynarodowej.
WP: A gdzie jest granica tej cierpliwości?
Jak pokazuje historia Rosji ta granica jest jeszcze daleko. Na razie nie obserwujemy gotowości szerokich mas ludowych do powstania. Aczkolwiek lokalne bunty na gruncie społecznym mogą wybuchnąć już w najbliższym czasie.
Stanisław Biełkowski - rosyjski publicysta i politolog, były dyrektor Instytutu Strategii Narodowej, założyciel Agencji Informacji Politycznych. W przeszłości współpracował jako technolog polityczny z wieloma znanymi postaciami rosyjskiej sceny politycznej, w tym z Borisem Bieriezowskim, Iriną Chakamadą i Konstantinem Borowojem.