Rosja to stan umysłu. Tam myślą, że władza nigdy się nie myli, a Putin jest "dobrym carem"
Większość Rosjan nie potrafi jasno określić celów wojny w Ukrainie. Mimo braku zrozumienia, dominuje przekonanie, że należy wspierać działania władzy, bo ona wie lepiej, niż zwykli obywatele. Wielu Rosjan wykazuje postawę pasywną, oczekując, że władza podejmie decyzje za nich - pisze dla Wirtualnej Polski Sławek Zagórski.
Obraz społeczeństwa, które z jednej strony wykazuje lojalność wobec władzy, z drugiej zaś charakteryzuje się brakiem pełnego zrozumienia dla prowadzonych działań wojennych, dziwiłby wszędzie, tylko nie w Rosji. Badania przeprowadzone przez niezależne media, takie jak "Wiorstka" oraz analizy ośrodków badawczych pokazują, że wielu Rosjan, w tym nawet żołnierzy, nie potrafi jasno określić celów wojny w Ukrainie.
Według najnowszych badań Centrum Lewady, najważniejszego i niezależnego od władz ośrodka badania opinii publicznej w Rosji, poparcie dla kontynuacji wojny w Ukrainie spadło wśród Rosjan do rekordowo niskiego poziomu, jak podał niezależny portal Moscow Times. Badanie przeprowadzono jednak przed atakiem Ukraińców na rosyjskie bombowce strategiczne w głębi kraju.
Mimo to w Rosji wciąż dominuje przekonanie, że należy wspierać działania władzy, ufając, że ona wie, co robi.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dyplomata wskazał wielki błąd Trumpa. "Nie rozumie Rosji"
Takie wskaźniki mogą wynikać z głęboko zakorzenionej tradycji podporządkowania, która przez stulecia wrosła w rosyjską kulturę i duszę. To dziedzictwo caratu, bolszewizmu i stalinizmu, gdzie samodzielność myślenia była nie tylko niepotrzebna, ale wręcz niebezpieczna. A szanowano jedynie siłę władzy.
Współczesna Rosja kontynuuje ten model, wykorzystując te same metody - cenzurę, propagandę, dławienie opozycji i systemową demoralizację życia publicznego. Dzięki temu społeczeństwo jest uległe, bezwolne i łatwe do kontrolowania.
Władza ma rację
Przykładem takiej pasywności są rozmowy przywoływane w reportażu "Wiorstki", ale też w innych materiałach, publikowanych przez nieliczne niezależne rosyjskie media, w których obywatele mówią wprost, że nie wiedzą, po co trwa wojna, ale jeśli "góra każe", to znaczy, że "tak trzeba". W podobnym tonie wypowiadają się cywile, którzy w sondażach deklarują, że nie interesują się polityką, bo "to i tak to nic nie zmieni".
Szczególnie wyraźnie tę postawę widać na prowincji, w tzw. gubince. W mniejszych miastach i wsiach, które w dużej mierze są zależne od budżetówki i lokalnych struktur władzy, dominują nastroje podporządkowania.
Osoby, które straciły bliskich na wojnie, często nie kwestionują sensu ich śmierci, ale uznają ją za "spełnienie obowiązku wobec ojczyzny". Jak mówiła matka poległego żołnierza w rozmowie z niezależnym reporterem: "Niech Bóg da mu niebo. Umarł, jak trzeba. A co ja mogę wiedzieć? Władza wie lepiej, po co ta wojna".
Ten typ myślenia nie jest wynikiem lenistwa czy głupoty, ale efektem długotrwałego i stopniowego upadku zaufania do możliwości wpływania na rzeczywistość. W rosyjskim społeczeństwie władza nie jest postrzegana jako reprezentacja obywateli, lecz jako wyższa kasta. Niczym dawna szlachta. Władza "jest" i "wie", podczas gdy zwykły człowiek "ma słuchać" i "się nie wtrącać".
W efekcie nawet ci, którzy nie popierają wojny, nie próbują jej zatrzymać. Nie wychodzą na ulice, nie piszą petycji, nie debatują. Reakcją jest milczenie albo obojętność. Społeczeństwo nie tyle żyje w autorytaryzmie, ile współtworzy go swoją biernością, licząc, że władza za nich wszystko zrobi.
Dobry car
W rosyjskim społeczeństwie głęboko zakorzeniona jest narracja "dobrego cara i złych bojarów", która znajduje odzwierciedlenie w postrzeganiu Władimira Putina jako sprawiedliwego władcy, otoczonego przez niekompetentnych lub skorumpowanych urzędników. Ta tradycja, sięgająca czasów carskich, jest podtrzymywana przez współczesną propagandę i media, co skutkuje przenoszeniem odpowiedzialności za problemy społeczne na niższe szczeble władzy, podczas gdy prezydent pozostaje poza krytyką.
Od lat w kraju można usłyszeć, że do upadku Rosji doprowadził Rasputin. Więc teraz Putin wprowadza ją na właściwe tory. Swoją tezę zwykli Rosjanie opierają na nazwiskach obu. Put to po rosyjsku droga. Rasputin, jak ma sugerować nazwisko, to rozdroże. "Drogowy" prezydent ma wyprowadzić kraj na autostradę do prosperity. Kreml świadomie podtrzymuje taką narrację.
Podczas corocznych sesji gorącej linii z prezydentem, obywatele często zgłaszają lokalne problemy, takie jak brak dostępu do leków, wszechobecne śmieci, dziurawe drogi czy wysokie ceny żywności. W odpowiedzi Putin obiecuje interwencję, jednocześnie wskazując na błędy lokalnych władz. Na przykład, gdy jedna z mieszkanek skarżyła się na brak insuliny, Putin zdymisjonował gubernatora obwodu, oskarżając go o brak komunikacji z obywatelami i niewłaściwe informowanie o dostępnych środkach.
Tego rodzaju działania wzmacniają przekonanie, że prezydent jest jedynym sprawiedliwym i skutecznym liderem. Jest ponad wszystko. A jeśli tak, po co coś zmieniać?
Sławek Zagórski dla Wirtualnej Polski