Rosja nie taka słaba, jak się wielu wydaje. "Bardzo dobrze adaptuje się do wojny"
Rosja po kolejnych miesiącach wojny nie jest tak słaba, jak wielu się wydaje. Władimir Putin przygotowuje armię do zimowej ofensywy i planuje zwiększenie wydatków na wojsko. - Rosja bardzo dobrze adaptuje się do wojny, wyciąga wnioski - mówi w rozmowie z WP dr Marcin Zaborowski.
28.11.2023 20:10
Od miesięcy mamy do czynienia z myśleniem życzeniowym dotyczącym tego, w jakim stanie znajduje się Rosja. Jedni wieszczyli jej rychły upadek, inni widzieli nadzieję w chwilowych sukcesach Ukrainy na froncie, jeszcze inni w coraz to nowszych doniesieniach na temat ewentualnych chorób Władimira Putina. Byli też tacy, którzy chwytali się plotek na temat jego śmierci.
Tymczasem mija 643. dzień wojny w Ukrainie i - jak mówią eksperci - istnieje ogromne ryzyko, że już za kilka tygodni Rosja przejdzie do ofensywy, by uderzyć w osłabione ukraińskie wojsko, które nie ma szans na zorganizowanie jakiegokolwiek silnego uderzenia, o ewentualnej kontrofensywie nawet nie wspominając.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Rosja nigdy nie jest ani tak silna, ani tak słaba jak się wydaje"
Dr Marcin Zaborowski z GLOBSEC, analityk i były dyrektor Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, w rozmowie z Wirtualną Polską przypomina: "Rosja nigdy nie jest ani tak silna, ani tak słaba jak się wydaje". - Jesteśmy na różnych etapach tego myślenia. Kiedy Rosja rozpoczęła wojnę, wydawało się, że potrwa ona dwa tygodnie. Wtedy przeceniliśmy Rosję. Kiedy się to nie wydarzyło, nie doceniliśmy tego kraju, uznając, że tam wszystko rozpadnie się bardzo szybko - mówi.
- Ale do tego nigdy nie doszło. Mamy więc potwierdzenie, że słowa o sile i słabości Rosji są bardzo prawdziwe - podkreśla.
Sankcje? "Dla przeciętnego obywatela mało odczuwalne"
Ekspert zwraca uwagę, że sankcje na Rosję w pewnym stopniu działają. - Długoterminowo odbiją się na jej zdrowiu gospodarczym. Dla przeciętnego obywatela rosyjskiego są one jednak mało odczuwalne - mówi.
Jak wyjaśnia, zwykły obywatel może bowiem prowadzić życie w Rosji w taki sposób, że działania wojenne są niezauważalne. Mogą być one widoczne jedynie podczas śledzenia portali informacyjnych. - To nie jest więc tak, że życie przeciętnego Rosjanina w sposób dramatyczny uległo zmianie - zaznacza.
- Jeżeli jest się młodym chłopakiem, jest się osobą zagrożoną mobilizacją. Dla tych ludzi faktycznie groźba odbiła się na ich życiu codziennym. Wielu z nich wyemigrowało, starają sobie radzić gdzie indziej. Takich osób jest około miliona - to bardzo dużo. Były to osoby, które byłyby pasywne lub nieszczególnie wspierające reżim Władimira Putina, więc dyktator pozbył się kłopotu - wyjaśnia.
"Czyszczenie społeczeństwa"
Rozmówca Wirtualnej Polski zwraca także uwagę, że w Rosji łatwo jest się wykupić od pójścia do wojska. - Łapówka wynosi ok. 4-5 tys. dolarów. Większość ludzi z klasy średniej z Petersburga czy Moskwy może sobie na to pozwolić. Ci, którzy trafiają do wojska to osoby z dalekiej Azji, kryminaliści (którzy trafiali na przykład do grupy Wagnera). Z faszystowskiego punktu widzenia, to swego rodzaju czyszczenie społeczeństwa - dodaje.
- Nie powoduje to stanów przedrewolucyjnych w kraju. Nie jest to bowiem najsilniejsza, najlepsza tkanka społeczna - mówi dr Zaborowski.
"Za 10-15 lat to będzie odczuwalne"
Zwraca także uwagę, że efekty gospodarcze nie są bardzo odczuwalne dla Rosji, bo jest ona ratowana przez Chiny, Indie czy inne państwa, dokąd przekierowano ropę naftową czy gaz.
- Relacje gospodarcze z krajami Wschodu są w tej chwili bardzo dynamiczne. Udało się Rosji zastąpić rynki europejskie. Za 10-15 lat to będzie odczuwalne, że ich technologie nie będą na najwyższym poziomie, że mają problemy, ale nie jest to taka sytuacja, jak w Iranie, że życie codzienne bardzo się zmieniło. W Rosji tak się nie stało - dodaje.
"Rosja bardzo dobrze adaptuje się do wojny"
Dr Zaborowski podkreśla, że Rosja bardzo dobrze adaptuje się do wojny, wyciąga wnioski i są obszary, w których świetnie sobie dają radę. - Na przykład w wojnie elektronicznej. Oznacza to, że co prawda Ukraina może mieć najnowsze HIMARS-y, ale Rosja ma zdolność dokonywania zakłóceń sygnału GPS i rakiety nie docierają do celu. To teraz wielki problem w Ukrainie - mówi.
- Informacje o wszelkiego rodzaju sprzęcie, który do Ukrainy dociera, jest zawsze tak upubliczniana, że kiedy znajdzie się wreszcie na polu walki, Rosja jest już na to przygotowana. Ma czas na to, by na przykład przesunąć cele strategiczne - podkreśla.
Zwiększenie wydatków na uzbrojenie
Rozmówca Wirtualnej Polski zwraca także uwagę na istotny aspekt, jakim jest zajęcie 15 proc. terytorium Ukrainy przez Rosję. - Włącznie z portami na południu, które umożliwiają przede wszystkim logistykę dotyczącą Krymu - zaznacza.
Ponadto Rosja zapowiada, że zwiększa wydatki na zbrojenia o prawie 70 proc. - Ma na to pieniądze, bo sprzedaje ropę i gaz do Chin czy Brazylii i innych państw. Do tego jest też przyzwolenie społeczne, ludziom się to podoba. Będą więc to robić i trzeba się na to przygotować - mówi.
Przypomnijmy, że wydatki na ten sektor gospodarki wyniosą 6 proc. PKB. Dla porównania wydatki na edukację i opiekę zdrowotną mają zostać zamrożone na poziomie z 2023 r., co de facto oznacza ich obniżenie z uwagi na inflację.
"Jeśli to odpuścimy, za kilka lat dojdzie do frontalnego ataku na Ukrainę"
Czy w takim razie powinno dojść do przyspieszenia choćby myślenia o rozmowach pokojowych? - Jeśli Ukraina zostanie zmuszona do pokoju na warunkach niekorzystnych dla siebie, zmuszona do przyjęcia obecnego stanu sił strategicznych za permanentny, to za parę lat będziemy mieć powtórkę z rozrywki - ocenia dr Zaborowski.
- W 2014 roku Rosjanie zajęli Krym i wtedy Zachód nacisnął na Ukrainę, żeby oddała ten teren bez walki. Osiem lat później zrobili to, co robią teraz. W 2014 roku już było jasne, że Putin chce zająć południe i wschód Ukrainy. Taki projekt - Noworosja. Teraz udało mu się tereny zająć - mówi ekspert.
I dodaje: - Jeśli to odpuścimy, za kilka lat dojdzie do frontalnego ataku na Ukrainę pod jakimkolwiek pretekstem i siły rosyjskie będą chciały zająć Kijów. A celem nie jest tylko Ukraina, ale i zmiana porządku bezpieczeństwa europejskiego i stworzenie odwrócenia systemu, Nowej Jałty, co i nas będzie dotyczyć.
- Jeśli zmusimy Ukrainę do pokoju na niehonorowych warunkach, i my będziemy mieć bezpośrednie zagrożenie ze strony Rosji - podkreśla dr Zaborowski.
Żaneta Gotowalska-Wróblewska, dziennikarka Wirtualnej Polski