Rosja chciała stworzyć sieć kolaborantów. Nie zdołała. Kim są nieliczni zdrajcy?
Choć Rosjanie liczyli, że zdecydowanie więcej osób będzie z nimi współpracować, ukraińskie władze wszczęły dotąd tylko 38 postępowań o zdradę. - Rosjanie muszą przywozić m.in. pracowników swoich służb specjalnych, bo nie są w stanie zapewnić stabilizacji sytuacji miejscowymi siłami osób kolaborujących - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Wojciech Konończuk, zastępca dyrektora Ośrodka Studiów Wschodnich.
Zaledwie garstka lokalnych urzędników ukraińskich opowiedziała się po stronie Rosji - informował w swoim artykule "New York Times". Choć Rosjanie liczyli, że kolaborantów będzie znacznie więcej, ukraińskie władze wszczęły zaledwie 38 postępowań o zdradę. Wszystkie dotyczą pojedynczych urzędników niskiego szczebla.
Na początku Rosjanie próbowali zmuszać Ukraińców do współpracy siłą. Zdarzało się to wśród tamtejszych polityków lokalnych - niektórzy byli porywani, torturowani, a nawet zabijani. Taki los spotkał m.in. naczelniczkę wsi Motyzin Olgę Suchenko i jej rodzinę - wszyscy zostali zamordowani. Mimo to przedstawiciele ukraińskich władz stawiali opór.
Wśród osób, które jednak zdecydowały się na kolaborację, pojawiają się takie nazwiska:
- Illa Kywa - były kandydat na prezydenta Ukrainy i były deputowany Rady Najwyższej Ukrainy z partii Platforma Opozycyjna - Za Życie poinformował, że zamierza ubiegać się o ochronę i azyl polityczny na terytorium Federacji Rosyjskiej. W połowie marca mandat został mu odebrany po wypowiedziach, w których popierał Rosję; 17 kwietnia Kywa wezwał Kreml do ataku nuklearnego na Ukrainę, który "zakończyłby konfrontację z Ukrainą i całym Zachodem". Państwowe Biuro Śledcze wszczęło przeciwko niemu śledztwo w związku z podejrzeniem o kontakty z jednym z rosyjskich generałów;
- Jewhen Balicki - były członek prorosyjskiego Bloku Opozycyjnego, Rosja miała mianować go szefem "administracji wojskowo-cywilnej" obwodu zaporoskiego, o czym informował na Twitterze analityk Michael A. Horowitz;
- Pawel Sobodczikow i Wladimir Saldo - asystent byłego burmistrza Chersonia i sam burmistrz, którzy opowiedzieli się za Rosją i starali się utworzyć proputinowską administrację na okupowanych terenach;
- Giennadij Metsagora - mer Kupiańska, który poddał to 28-tysięczne miasto Rosjanom już 27 lutego, jest oskarżony o pomoc w naruszeniu integralności terytorialnej Ukrainy, a także o zdradę stanu.
Rosjanie próbowali kusić też innych obywateli Ukrainy. Obecny szef administracji wojskowej Krzywego Rogu, były wicepremier Ukrainy Ołeksandr Wiłkuł, uznawany dotąd za polityka prorosyjskiego, otrzymał telefon od swojego byłego współpracownika Witalija Zacharczenki. Zacharczenko to były minister spraw wewnętrznych w dawnym rządzie Wiktora Janukowycza. Przebywa dziś w Rosji.
Wiłkuł nie zdecydował się na współpracę z Rosją. Wyjaśnił Zacharczence, że wraz z rozpoczęciem wojny szara strefa w kwestii relacji z Rosją zniknęła z ukraińskiej polityki. "Odpowiedziałem przekleństwem" – oznajmił Wiłkuł.
To niejedyna osoba z grona wpływowych polityków, która była namawiana do współpracy. Wśród innych nazwisk wymieniany jest także mer Charkowa Ihor Terechow czy mer Odessy Hennadij Truchanow. Mimo wszystko pozostali oni lojalni i stali się zaciekłymi obrońcami swoich miast.
"Projekt rozwoju sieci kolaborantów nie ma zbyt wielu kandydatów"
- Kolaboracji w Ukrainie jest mniej, niż oczekiwaliby tego Rosjanie - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Wojciech Konończuk, zastępca dyrektora Ośrodka Studiów Wschodnich. Jak podkreśla, "spodziewali się oni, że kiedy wejdą rosyjskie wojska, ta kolaboracja będzie masowa". - Tymczasem nie ma ona takiego charakteru. To są wręcz - w niektórych terenach zajętych przez Rosjan - jednostki, czasem grupy kilkudziesięciu osób - dodaje.
Ekspert podkreśla, że "państwo ukraińskie w ostatnich kilku tygodniach wzmocniło kary za kolaborację". - Został znowelizowany Kodeks karny, co ma być swoistym ostrzeżeniem dla ewentualnych przyszłych kolaborantów - mówi.
Za współpracę z Rosją grozi kara od 3 do 15 lat pozbawienia wolności. Ponadto możliwe będzie zamknięcie partii politycznej lub organizacji, która będzie powiązana z osobami skazanymi na podstawie pierwszego przepisu.
Kim są kolaboranci? - To najczęściej aktywiści partii prorosyjskiej, która w Ukrainie wcześniej legalnie działała. Głównie opozycyjnej partii Za Życie. Są to najczęściej marginalne osoby - dodaje.
- To nie są postaci, które zajmowałyby w danym regionie znaczącą funkcję przed wojną. Częściowo to także agenci Rosji, choć możemy tak sądzić jedynie na podstawie przesłanek. Po niewielkim stopniu kolaboracji z Rosją widać, że rosyjski projekt rozwoju sieci kolaborantów nie ma zbyt wielu kandydatów - podkreśla ekspert.
- Rosjanie tę kolaborację próbują wspierać także przez zmuszanie niektórych lokalnych polityków do współpracy na terenach, które zajęli. Ale to wciąż niewystarczające - zaznacza Konończuk. - Rosjanie muszą więc przywozić m.in. pracowników swoich służb specjalnych, bo nie są w stanie miejscowymi siłami osób kolaborujących zapewnić stabilizacji sytuacji. To najlepiej widać na południu Ukrainy, głównie w obwodzie chersońskim - dodaje.
I podkreśla, że "na zajętych terenach Melitopolu rządzą w większości miejscowi kolaboranci". - Częściowo osoby, które przyjechały z głębi Rosji albo z Donieckiej czy Ługańskiej Republiki Ludowej oraz z Krymu. Nie mają poparcia miejscowej ludności. Gwarantem ich trwania są towarzyszące im siły zbrojne Rosji - zaznacza.
Żaneta Gotowalska, dziennikarka Wirtualnej Polski