"Rolowanie" prezydenta [OPINIA]
Przebieg ubiegłotygodniowej wizyty Andrzeja Dudy i Donalda Tuska w Waszyngtonie oraz towarzyszące im wydarzenia znakomicie ilustrują aktualny stan kohabitacyjnego napięcia między dużym i małym Pałacem - pisze dla Wirtualnej Polski prof. Antoni Dudek.
19.03.2024 | aktual.: 19.03.2024 12:54
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Podwójne zaproszenie wystosowane przez prezydenta Joe Bidena, co było podobno pomysłem ambasadora USA w Warszawie Marka Brzezińskiego, stanowiło dla polskiego prezydenta swoistą propozycję nie do odrzucenia. Teoretycznie, jako głowa państwa, Duda mógł się domagać samodzielnego spotkania z Bidenem, ale gdyby to uczynił, wówczas - po nietrudnym do przewidzenia ujawnieniu tego żądania - na jego głowę spadłby grad oskarżeń. Z kolei dla Tuska, dla którego w innym przypadku właściwym partnerem do rozmowy byłaby wiceprezydentka Kamala Harris, podwójne zaproszenie oznaczało ewidentny sukces.
Formalnie podwójne zaproszenie wynikało z chęci zademonstrowania, że administracja Bidena rozumie stan dwuwładzy istniejący w Polsce i stara się zachować poprawne relacje z obu stronami. W rzeczywistości jednak Amerykanie dowartościowali polskiego premiera kosztem prezydenta, aby uzyskać pewność, że nowy rząd nie będzie się próbował wykręcić z programu wielkich zakupów w USA, jaki opracowała ekipa Jarosława Kaczyńskiego.
W szczególności dotyczyło to decyzji o zakupie technologii elektrowni jądrowej w firmie Westinghouse, co potencjalnie było łatwiejsze do wytłumaczenia polskiej opinii publicznej od rezygnacji z którejkolwiek inwestycji zbrojeniowej. Tusk nie zawiódł tych oczekiwań i publicznie zadeklarował gotowość kontynuacji projektu z Westinghouse, co wydaje się dobrą wiadomością. Bowiem po latach opóźnień, za które poprzedni rząd Tuska ponosi istotną odpowiedzialność, nie możemy już sobie pozwolić na ponowne rozpoczynanie od zera budowy elektrowni atomowej, czy tym bardziej na rezygnację z tego źródła prądu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Prezydent Duda, postanowił odwrócić uwagę od prestiżowego prztyczka, jakim była konieczność tolerowania obecności Tuska, zgłaszając propozycję podniesienia przez państwa NATO z 2 do 3 proc. PKB nakładów na obronę. Amerykańscy gospodarze, którzy właśnie tyle wydają na armię, nie mieli powodu, aby ten pomysł otwarcie zakwestionować, ale skoro sami nie są w stanie od dekady nakłonić większości państw NATO osiągnięcia poziomu 2 proc., to swoje o realizmie Dudy musieli pomyśleć.
Prezydent ma prawo weta
Jednak prawdziwy cios spadł na prezydenta dopiero w kilkanaście godzin po zakończeniu wizyty u Bidena. Minister Radosław Sikorski poinformował wówczas o zamiarze odwołania aż 50 ambasadorów, powołując się przy tym na art. 146 konstytucji, zgodnie z którym polską politykę zagraniczną prowadzi Rada Ministrów. Tę zaś rzeczywiście tandemowi Tusk-Sikorski trudno jest prowadzić, mając za ambasadorów ludzi w większości związanych z PiS.
Takich właśnie ludzi, zamiast zawodowych dyplomatów, wysyłano najczęściej w ostatnich latach na stanowiska ambasadorów, ponieważ na Nowogrodzkiej - gdzie zapadały ostateczne decyzje - tych ostatnich uważano za niewiarygodnych. Problem jednak w tym, że nasza niespójna wewnętrznie konstytucja w art. 133 daje prezydentowi kompetencję powoływania i odwoływania ambasadorów oraz innych zagranicznych przedstawicieli RP, choć na placówkach mają już realizować politykę rządu.
To uprawnienie prezydenta wzmocniła jeszcze tzw. ustawa kompetencyjna, przyjęta pod koniec ubiegłej kadencji Sejmu. Przewiduje ona, że prezydent ma prawo weta w sprawie kandydatur obywateli polskich kierowanych do instytucji unijnych, w tym polskiego komisarza w Komisji Europejskiej.
To zaś może się okazać problemem, gdyby istotnie w zbliżającej się nowej kadencji unijnych władz miało powstać stanowisko komisarza ds. obrony, do którego przymierzany jest Radek Sikorski. Może, ale nie musi, bo Donald Tusk najwyraźniej nie widzi żadnego problemu w rozmaitych rozwiązaniach tymczasowych i zastępczych, które mają potrwać do połowy przyszłego roku, gdy skończy się kadencja Dudy. Dlatego wygląda na to, że wzorem działań dotyczących TVP i prokuratury, już wkrótce w kilkudziesięciu państwach Polskę będą reprezentować już nie ambasadorzy, ale – zgodnie z zapowiedzią premiera – pełniący ich rolę urzędnicy niższego szczebla w randze chargé d'affaires.
Zwykle taka sytuacja wiąże się z kryzysem w relacjach z państwami, w których obniżono dyplomatyczną rangę szefa placówki. W tym przypadku, będzie smutną okazją do poznania w tych państwach słabości naszego ustroju politycznego.
Lekceważenie Dudy. Z trudem skrywane
Na większości Polaków operacja swoistego rolowania prezydenta, czemu miotający się coraz bardziej Andrzej Duda najwyraźniej nie potrafi się przeciwstawić, nie robi wrażenia. I nie chodzi tu wyłącznie o zwolenników kordonowej koalicji, ale i część zwolenników PiS.
Ci ostatni swe z trudem skrywane lekceważenie Dudy przejęli od prezesa Kaczyńskiego, od lat traktującego prezydenta jako rodzaj zła koniecznego, a nie najważniejszy atut jakim dysponuje jego tracący wpływy obóz polityczny. Dlatego też Kaczyński, jak sam przyznał, od bardzo dawna nie widzi potrzeby spotykania się z Dudą, a prezydent najwyraźniej uznał, że epoka, gdy to on zabiegał o audiencje u prezesa już się skończyła.
Wydaje się, że proces "rolowania" Andrzeja Dudy będzie się teraz nasilał z każdym miesiącem, w rytm jego miotania się od twardej walki z rządem Tuska, przez próby zawarcia z nim jakichś cząstkowych kompromisów, aż po faktyczną kapitulację. Skłonność do tej ostatniej - oczywiście jak zwykle okraszonej słowotokiem mającym nas przekonać, że jest inaczej - wydaje się wpisana do politycznego genomu Andrzeja Dudy.
Prof. Antoni Dudek dla Wirtualnej Polski
*Antoni Dudek - profesor nauk humanistycznych, politolog i historyk, obecnie związany z Uniwersytetem im. Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Prowadzi na YouTube kanał "Dudek o Historii". Autor wielu książek o najnowszej historii Polski i jej systemie politycznym. Właśnie ukazała się jego nowa książka "Historia polityczna Polski 1989-2023"