Duda schlebia Trumpowi, przy okazji pomagając Polsce? [OPINIA]

Rzadko zdarza się, by można było pochwalić prezydenta Andrzeja Dudę, więc trzeba skwapliwie korzystać z okazji, gdy jest to wskazane. A taka właśnie okoliczność przydarzyła się przy okazji wizyty w Białym Domu - pisze dla Wirtualnej Polski prof. Marek Migalski.

Andrzej Duda i Donald Trump podczas wizyty polskiego prezydenta w Waszyngtonie w 2020 roku
Andrzej Duda i Donald Trump podczas wizyty polskiego prezydenta w Waszyngtonie w 2020 roku
Źródło zdjęć: © PAP | Leszek Szyma�ski
Marek Migalski

16.03.2024 18:00

Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.

Podczas spotkania ze swym amerykańskim odpowiednikiem, głowa naszego państwa powtórzyła propozycję, zaprezentowaną po raz pierwszy dzień wcześniej na posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Narodowego, polegającą na zobowiązaniu państw NATO do wydatkowania na cele wojskowe co najmniej 3 proc. PKB. Nie mam zamiaru oceniać sensowności tego pomysłu (choć mnie, laikowi, wydaje się ona racjonalna i zwiększająca nasze bezpieczeństwo), ale raczej chciałbym odnieść się do oczekiwanych skutków politycznych tej idei… nawet, jeśli nie wejdzie ona w życie.

Bo że małe są szanse na jej zmaterializowanie, to już chyba jasne. Niechętnie odniósł się do niej Waszyngton, a pozostałe państwa (także te, które nie spełniają nawet wymaganego progu 2 proc. PKB wydatków na zbrojenia) zbyły ją milczeniem. Nie wygląda zatem na to, by propozycja Dudy została zrealizowana.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Cicha wiadomość Dudy do Trumpa

Dlaczego zatem mam zamiar pochwalić go za nią? Bo przypuszczam, że nie Biden i nie liderzy Niemiec czy Francji byli jej adresatami. Przypuszczam, że jedyną osobą, do której nasz prezydent kierował swoje słowa (także opublikowane w sponsorowanym artykule w "The Washington Post"), był Donald Trump, któremu musiały się one spodobać, bo wychodzą naprzeciw temu, co sam głosi i do czego - w swoim strasznym i brutalnym stylu - wzywa państwa członkowskie Paktu Północnoatlantyckiego.

Tak, przyszły (najprawdopodobniej) prezydent Stanów Zjednoczonych na pewno odnotował ten pomysł i na pewno mu się on spodobał.

Dopieścić Trumpa

Czy to dobrze dla Polski? Owszem, bo dobrze mieć po swojej stronie najsilniejszego człowieka na świecie i wyprzedzać jego oczekiwania. Jak wiemy, Trump zagroził, że amerykańska ochrona nie będzie dotyczyć tych członków NATO, którzy ociągają się z przeznaczaniem na obronność deklarowanych 2 proc. swego PKB.

Można, a nawet trzeba, zżymać się na takie słowa, ale nie można ich lekceważyć. Taki jest po prostu sposób rozumowania tego człowieka i lepiej jest go rozumieć (oraz być jego sojusznikiem), niż pogardzać nim i - tym samym - mieć w nim swojego wroga lub obojętnego obserwatora.

Trzeba przyznać Dudzie oraz politykom poprzedniej władzy, że potrafili znaleźć klucz do serca Trumpa. Czasami przybierało to żenujące formy (jak na przykład propozycja, by baza amerykańska w Polsce nazywała się "Fort Trump"), ale ogólnie służyło Polsce.

Kontrowersyjny polityk lubił Polskę i czuł się w niej dobrze. Pewnie dlatego, że w rządach PiS widział podobny populizm - jak jego, a w Dudzie podobnie niedojrzałego narcyza - jak on sam. Ale efekt był korzystny dla naszego kraju i to się poprzedniej władzy powinno zapisywać na plus.

Wszystko wskazuje na to, że w listopadzie Trump ponownie wygra wybory, a w styczniu przyszłego roku wprowadzi się do Białego Domu. Oznacza to, że przez ostatnie pół roku drugiej kadencji Dudy prezydentem USA będzie właśnie on. Warto byłoby wówczas, by na powrót polubił Polskę, a nad Wisłą widział miłych sobie i podobnie myślących polityków.

Niestety, z niezbyt dla mnie zrozumiałych względów, Donald Tusk publicznie krytykuje Trumpa, więc tym, kto może skłonić amerykańskiego prezydenta do zapewnienia Polsce parasola militarnego USA może być właśnie Andrzej Duda. Zwłaszcza, jeśli głosił i głosi miłe dla amerykańskiego polityka idee i pomysły.

Jeśli takie były intencje naszego prezydenta, to znaczy, że należą mu się pochwały. Oczywiście, komentuję politykę już tak długo, że nie mogę wykluczyć, iż chodziło mu tylko o własny interes - i o to, by po skończeniu swej drugiej kadencji dostać coś z ręki Trumpa (bo na unijną karierę raczej liczyć nie może). Ale być może jednak Duda tym razem miał dobre intencje i nawet udało mu się zrobić coś pożytecznego dla nas wszystkich. Nie wykluczałbym takiej właśnie interpretacji jego waszyngtońskiej szarży.

Dla Wirtualnej Polski prof. Marek Migalski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (646)