Od szpitala do szpitala
Jaś przeszedł kolejne badania. - Syn miał bardzo wysokie CRP (tzw. białko ostrej fazy, które wzrasta w stanach zapalnych - przyp. red.), co wskazywało na poważną infekcję. Badanie krwi było tak niepokojące, że robiono je przy Niekłańskiej dwa razy, sądząc, że pierwszy wynik był błędny - mówi Anna Kęsicka. Wyniki, nie tylko krwi, ale i stawów, były złe. Płyn był już nie tylko w biodrze, ale i kolanie. - Jaś czuł się coraz gorzej, wymiotował, spuchła mu prawa ręka. - Jeden z lekarzy stwierdził, że to problem hematologiczny i oni się na tym nie znają. Odesłali nas do szpitala przy ul. Marszałkowskiej. Co gorsza, musieliśmy tak jechać własnym samochodem - rozkłada ręce kobieta.
Rodzice nie poddali się. Liczyli, że są coraz bliżej diagnozy. - Lekarce, która mnie przyjęła miałam jedynie pokazać wyniki Jasia - wcześniej miał się z nią skontaktować lekarz z Niekłańskiej i przekazać telefonicznie informację o naszej wizycie. Miała zadecydować, co dalej. Uznała, że stan, w jakim znajduje się Jaś, zagraża jego życiu i... skierowała do szpitala zakaźnego na Woli, bo - jak nam wyjaśniała, nie weźmie na oddział hematologiczny dziecka z ospą.