Przyczyną śmierci był paciorkowiec
Obolały Jaś trafił do wolskiego szpitala na chwilę. Lekarka stwierdziła bowiem, że dziecko już nie zaraża, więc może być leczone na hematologii przy Marszałkowskiej. Tym razem, już na prośbę rodziców, do szpitala przewieziono je karetką. Na oddziale wykonano kolejne badania morfologiczne, a na ciele Jasia pojawiły się wybroczyny. Po kolejnych kilku godzinach, wieczorem, lekarz stwierdził, że chłopiec ma potężne zaburzenia krzepnięcia krwi oraz uogólnioną infekcję organizmu. Stan dziecka, który pogarszał się w błyskawicznym tempie, określił jako ciężki. Tata Jasia zapytał lekarza, czy to sepsa. Doktor powiedział, że to możliwe. Dziecko trafiło na OIOM. Do rana trwała walka o jego życie. - Jak na to, co przeszedł, był i tak silny. O 4.45 jego serce przestało bić... - zawiesza głos Anna.
Jak się okazało, przyczyną śmierci był paciorkowiec. - To bakteria, którą większość ludzi ma w gardle i leczy się ją zwykłymi antybiotykami. To wszystko mogło zakończyć się szczęśliwie gdyby tylko pojawił się ktoś, kto lek by przepisał. A przecież przez te kilka dni my i nasz syn przeszliśmy katorgę. Od lekarza do lekarza, od szpitala do szpitala. Pukaliśmy w tyle drzwi... - kończy mama Jasia.