"Nie było izolatki, kazali nam czekać w samochodzie"
Mama Jasia uważa, że gdyby od razu po badaniach dziecku przepisano antybiotyk, dziś żyłoby. - Wielu lekarzy, z którymi po śmierci Jasia rozmawiałam dziwiło się, dlaczego żaden lek nie został wówczas zalecony - wspomina mama. A jednak. - Na Niekłańskiej, stwierdzono, że w następstwie ospy, dziecko ma zapalenie stawu biodrowego, a tego antybiotykami się nie leczy. Minie samo.
- Dzień później przyjechaliśmy do szpitala. Jakie było nasze zdziwienie, gdy na miejscu dowiedzieliśmy, że nie ma wolnej izolatki i... musimy czekać na zewnątrz. Po pół godzinie w samochodzie, w środku zimy, zdenerwowani wróciliśmy na izbę przyjęć. Po nieprzyjemnej wymianie zdań, wreszcie znalazło się miejsca dla Jasia - opowiada Anna.