Ujawniali ruchy wojsk. Doszło do wycieku danych na Białorusi
Projekt Biełaruski Hajun, który monitoruje działalność wojskową na Białorusi, przestał działać. Wszystko przez wyciek danych, w wyniku którego doszło do pierwszych zatrzymań.
Biełaruski Hajun to projekt prowadzony przez opozycyjnego dziennikarza Antona Motolko. Informował o ruchach białoruskich wojsk oraz transporcie uzbrojenia. W ten sposób do opinii publicznej trafiały informacje np. o zestrzeliwaniu ukraińskich i rosyjskich dronów nad Białorusią.
Inicjatywa została przez reżim Alaksandra Łukaszenki uznana za organizację ekstremistyczną.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rosyjska broń coraz bliżej. Gen. Polko ocenia stopień zagrożenia
Hajun zbierał doniesienia m.in. od swoich informatorów, którzy kontaktowali się z chatbotem systemu. Jak podał Motolko, ktoś uzyskał "nieautoryzowany dostęp" do bota.
"Nie wiemy, ile danych mogło zostać pobranych, gdy konto osoby trzeciej miało do nich dostęp" - podkreślił.
Motolko dodał, że dostęp był wynikiem jego błędu. Zaznaczył, że część informatorów, którzy zdradzili szczegóły o siebie, może być zagrożonych. Hajun zdecydował o wstrzymaniu działalności.
Akcja służb? Pierwsze zatrzymania
Wszystko wygląda na to, że była to akcja białoruskich służb. Na powiązanym z nimi kanale "Księga Państwowej Instytucji Baza" pojawił się wpis z przekreślonym logiem Hajuna i podpisem "istnieje 100 proc. szans, że sądy wymierzą niższy wyrok za wspieranie już zamkniętego projektu ekstremistycznego niż za taki, który nadal jest aktywny".
Dwa dni po zamknięciu projektu poinformowano o pierwszym zatrzymaniu w związku z wyciekiem. W ręce służb wpadł 42-letni mieszkaniec Mozyrza Maksym Nikitenko, który w ostatnich latach pracował w miejscowej rafinerii.
Czytaj więcej: