"Niech się wszyscy dowiedzą, co zrobiliśmy"
"Doktor Jerzy Pacholewicz, kardiochirurg: - Staliśmy z nim przy stole operacyjnym. Przysięgam, że nigdy nie widziałem lekarza, który byłby tak pewny tego, co robi. On wiedział, czego chce, i wiedział, że to potrafi. Po 62 minutach zespolenia gotowe. Defibrylacja, serce zaczyna bić.
Pacholewicz: - Co czuliśmy? Ktoś tam chyba popłakał się z radości. Religa: - Bochenek, twoja żona pracuje w radiu. Zadzwoń do niej i powiedz, że zrobiliśmy przeszczep. Bochenek: - Zadzwoniłem. Krystyna zapytała, czy się udało. Powiedziałem, że na razie nie, bo chory krwawi. Poradziła, żeby nie informować, dopóki nie będzie więcej wiadomo.
Religa poirytowany: - Oj, Bochenek, ty to się, k...a, znasz na mediach. Jak kura zniesie jajko, to gdacze. Trzeba działać po amerykańsku i ogłosić, że przeszczep się udał i mamy pełen sukces. Zadzwoń do żony jeszcze raz, niech mi tu kogoś przysyła. Bochenek: - Ale chory krwawi. Religa: - I po to jest prasa. Mają ogłosić, że jest krew potrzebna, niech się ruszy stacja krwiodawstwa, żołnierze też mogą oddać.
W Radiu Katowice komunikat o udanym przeszczepie i zbiórce krwi. Pod szpital podjeżdżają ciężarówki, cała jednostka powietrznodesantowa. Żołnierze z podwiniętymi rękawami. Za 300 mililitrów krwi trzy dni przepustki.
Środa, 6 listopada. Gabinet Religi tonie w kwiatach. Telefon nie milknie, każdy chce gratulować, podkreślić swoją dumę z wielkiego osiągnięcia, wyrazić wdzięczność, opowiedzieć o wzruszeniu, wspólnie przeżywanej radości, a także głębokiej nadziei i wierze w ostateczny sukces.
Tadeusz Szelachowski, minister zdrowia, w depeszy z gratulacjami 'wyraża słowa uznania', doktor Karol Grzybowski, naczelny lekarz wojewódzki, przyjeżdża osobiście. (...) Docent Religa poleca sekretarce, by nie odmawiała nikomu, nie odgradzała go od dziennikarzy. Ma ich umawiać na rozmowy.
Noc z 12 na 13 listopada, drugi przeszczep. Nowe serce dostaje dwudziestopięciolatek Zygmunt Chruszcz, kierowca z Wrocławia".