Religa - "święty", który za dużo pił i palił jak smok

Portret wybitnego lekarza, który odważył się zmienić obowiązujące zasady

Obraz

/ 12Sekrety Zbigniewa Religi

Obraz
© Agencja Gazeta

Zbigniew Religa jest inny niż większość polskiej profesury z początków lat 80. Chodzi lekko zgarbiony, ale jest uśmiechnięty i na luzie. Nie jest wyniosły, nawet obcy nie boją się do niego podejść, porozmawiać. Nie dba o siebie, byle jak się ubiera. Nie chodzi do fryzjera, strzyże go żona. Pozwala młodym chirurgom samodzielnie operować, uczy ich podejmowania decyzji, brania odpowiedzialności. Wychowuje następców, nie boi się konkurencji.

Pacjentom dawał poczucie bezpieczeństwa i wiarę, że zrobi wszystko, żeby ich uratować. W książce opowiadają o tym jego współpracownicy: Andrzej Bochenek: - Operuję mężczyznę, chory mi odpływa, wołam na pomoc Religę. - Andrzej, to serce jest słabe, nic z tego nie będzie - mówi profesor. - Co robimy? Religa nie odpowiada. Wychodzi z sali operacyjnej, wraca, wychodzi, pali papierosa, wraca. W końcu mówi: - Dzwonię zaraz do profesora Pasyka, pojedziemy po sztuczne serce do Moskwy. Bochenek: - Panie profesorze, mam na stole pacjenta z otwartą klatką piersiową, a pan mówi, że leci do Moskwy? - Tak - odpowiada Religa. - U Walerija Szumakowa pracują nad sztucznym sercem. Na lotnisku w Mierzęcicach czeka już na nas samolot, a ty pilnuj pacjenta, żeby nie umarł, bo jak umrze, to ci nogi z dupy powyrywam.

Niewierzący, ale przylgnęło do niego słowo "święty". Dla wielu osób święta jest pamięć o nim. "To był święty człowiek" - mówią pacjenci. Lekarze dopowiedzą, że miał do chorych świętą cierpliwość. Pielęgniarki, że zawsze je szanował. I może święty to zbyt wiele, ale świetny był na pewno.

(evak)

/ 12Kawa musiała być mocna, z trzech łyżek

Obraz
© Agencja Gazeta

1 czerwca 1984 roku Religa obejmuje Klinikę Kardiochirurgii w Zabrzu. Nie jest wyniosłym szefem, w klinice panuje luźna atmosfera, nawet obcy nie boją się do niego podejść i porozmawiać. Dla chorego gotów zrobić wszystko.

"Lekarzy, którzy pracują z Religą, uderza brak dystansu wielkiego docenta do zespołu. - Był dla mnie bardzo wyrozumiały - mówi Ewa Maksymowicz (do 1991 roku jego sekretarka). - Przy nim nigdy nie było nerwowo. (...) Zajmowałam się głównie sprawami związanymi z uczelnią, umawiałam pacjentów na konsultacje. Przychodziłam o godz. 7.30. Jak profesor miał trudny zabieg, to był w pracy przede mną. Czasami spał na tapczanie w swoim gabinecie. Nigdy nie brał dyżurów. Jak był potrzebny, zostawał na noc w szpitalu.

Najpierw robiłam profesorowi kawę. Musiała być mocna, z trzech łyżek. Jak była za słaba, domagał się kolejnej. Spał tam, gdzie padł. Skoro nie brał dyżurów, nie przysługiwała mu szpitalna pościel, nie miał nawet poduszki. Meble w jego gabinecie były stare, pamiętały głęboki PRL, rozlatywały się.

Profesor Poloński wspomina Wigilię 1984 roku. - Przyszedł do nas docent Religa, były ciastka, kawa z rumem. Gadamy i nagle, mimochodem, Religa mówi, że w przyszłym roku przeszczepi w Zabrzu serce. Nie uwierzyłem, dla mnie to była abstrakcja. Rok 1984, co wtedy w Polsce było? Nic. Sitkowski pewnie by się do takiej operacji jeszcze 10 lat przygotowywał, Moll może troszkę krócej. A Religa tylko rok? Kim on jest? Szwoleżer spod Somosierry? I się z nim założyłem. Jeśli do roku przeszczepi serce, stawiam skrzynkę szampana.

- Religa od początku mówił, że będziemy robić przeszczepy serca - wspomina profesor Bochenek. - Myślałem, że jest nienormalny. Jakie przeszczepy, skoro my nawet dobrze nie umiemy by-passów operować? A on swoje, że ludzie niepotrzebnie umierają".

/ 12"Kićka, skalpel"

Obraz
© Agencja Gazeta

"Personel Szpitala Wolskiego w Warszawie jest zgodny: Pracować z docentem Religą to poezja. Ma świetną technikę, jest pewny siebie, spokojny. Hanna Miller, instrumentariuszka, opisuje go słowem: niesamowity.

Gdy się mył przed zabiegiem, był bardzo skupiony. Nic do niego nie docierało. Układał sobie wtedy w głowie plan operacji. Ale na sali, jak prosił o skalpel, zmieniał się, rozluźniał. Instrumentariuszki go uwielbiały. Do każdej mówił Kićka. 'Kićka, podaj mi, proszę, skalpel...'. Pewnego razu nie zauważył, że przy operacji stał instrumentariusz. Religa swoje: 'Kićka, skalpel'. Jak się zorientował, zażartował: - O, mamy kocura!

Co innego, gdy podczas zabiegu są jakieś komplikacje - wtedy rzuca k...wami. - Przy 21. razie nie wytrzymałam i na głos powiedziałam: Oczko! - wspomina Miller. - Jakie oczko? - pyta Religa. - No 21 k..ew. - To ty, k...a, liczysz? - Dwadzieścia dwa. I znów było wesoło.

Religa uwielbia słuchać jazzu. Gdy operuje, też musi być muzyka, koniecznie Louis Armstrong. Pielęgniarki pamiętają, bo gdy zapominają włączyć, docent śpiewa sam, najczęściej 'Serce w plecaku'. Fałszuje okropnie!" - dowiadujemy się z książki.

/ 12Trudny i bardzo długi zabieg

Obraz
© AFP

"Zawsze walczy do końca. - Mówił, że nie ma rzeczy, których nie da się zrobić, jeśli chodzi o życie i zdrowie pacjenta - wspomina Hanna Miller. Pamięta operację tętniaka: - Trudny i bardzo długi zabieg. Z małymi przerwami stałam przy stole 36 godzin! Ale adrenalina jest taka, że czas jakby się zatrzymał, człowiek jest wtedy jak w zawieszeniu.

Operacja trwała tak długo nie dlatego, że Religa nie mógł sobie poradzić. Protezy zakładane na naczynia krwionośne były podłej jakości. Ciągle przesączały. Dzisiaj taki zabieg trwa cztery godziny, a wtedy to była walka.

Po 12 godzinach zajrzała do nas koleżanka z oddziału i mówi: Żona pacjenta, którego operujecie, zabrała wszystkie jego rzeczy. Stwierdziła, że po tak długim czasie w narkozie jej mąż pewnie i tak nie żyje. Religa się wkurzył. - To ja jej, k...a, udowodnię, że ten facet będzie żył. I pacjenta uratował".

/ 12"Niech się wszyscy dowiedzą, co zrobiliśmy"

Obraz
© PAP

"Doktor Jerzy Pacholewicz, kardiochirurg: - Staliśmy z nim przy stole operacyjnym. Przysięgam, że nigdy nie widziałem lekarza, który byłby tak pewny tego, co robi. On wiedział, czego chce, i wiedział, że to potrafi. Po 62 minutach zespolenia gotowe. Defibrylacja, serce zaczyna bić.

Pacholewicz: - Co czuliśmy? Ktoś tam chyba popłakał się z radości. Religa: - Bochenek, twoja żona pracuje w radiu. Zadzwoń do niej i powiedz, że zrobiliśmy przeszczep. Bochenek: - Zadzwoniłem. Krystyna zapytała, czy się udało. Powiedziałem, że na razie nie, bo chory krwawi. Poradziła, żeby nie informować, dopóki nie będzie więcej wiadomo.

Religa poirytowany: - Oj, Bochenek, ty to się, k...a, znasz na mediach. Jak kura zniesie jajko, to gdacze. Trzeba działać po amerykańsku i ogłosić, że przeszczep się udał i mamy pełen sukces. Zadzwoń do żony jeszcze raz, niech mi tu kogoś przysyła. Bochenek: - Ale chory krwawi. Religa: - I po to jest prasa. Mają ogłosić, że jest krew potrzebna, niech się ruszy stacja krwiodawstwa, żołnierze też mogą oddać.

W Radiu Katowice komunikat o udanym przeszczepie i zbiórce krwi. Pod szpital podjeżdżają ciężarówki, cała jednostka powietrznodesantowa. Żołnierze z podwiniętymi rękawami. Za 300 mililitrów krwi trzy dni przepustki.

Środa, 6 listopada. Gabinet Religi tonie w kwiatach. Telefon nie milknie, każdy chce gratulować, podkreślić swoją dumę z wielkiego osiągnięcia, wyrazić wdzięczność, opowiedzieć o wzruszeniu, wspólnie przeżywanej radości, a także głębokiej nadziei i wierze w ostateczny sukces.

Tadeusz Szelachowski, minister zdrowia, w depeszy z gratulacjami 'wyraża słowa uznania', doktor Karol Grzybowski, naczelny lekarz wojewódzki, przyjeżdża osobiście. (...) Docent Religa poleca sekretarce, by nie odmawiała nikomu, nie odgradzała go od dziennikarzy. Ma ich umawiać na rozmowy.

Noc z 12 na 13 listopada, drugi przeszczep. Nowe serce dostaje dwudziestopięciolatek Zygmunt Chruszcz, kierowca z Wrocławia".

/ 12Pije i nie robi z tego tajemnicy

Obraz
© AFP

"Operacja rozpoczyna się o północy, mama Zimermana umiera na stole. Krystian Zimerman obwinia lekarzy o tę śmierć. Zapowiada, że już nigdy nie odwiedzi Zabrza.

Religa odreagowuje tę i inne nieudane operacje. Pije i nie robi z tego tajemnicy. Mówi: - Kiedy umarł mi jedenasty z kolei pacjent, duszkiem wypiłem butelkę koniaku.

Bochenek: - Zdarzało się, że wchodził do gabinetu, zamykał się, a następnego dnia rano wołał mnie do siebie: - K...a, widzisz, Bochenek, w jakim jestem stanie? Widziałem, więc proponowałem: 'Może pan troszeczkę odpocznie?'. Chętnie się na to zgadzał, bo nigdy nie operował po alkoholu. - Są trzy operacje do zrobienia i musisz je wykonać za mnie - mówił. - W porządku, proszę się nie martwić, wszystko będzie zrobione - uspokajałem szefa. - A ty, Bochenek, nigdy nie pijesz, to chyba kapujesz? - drażnił się.

Religa często pije do lustra w Karczmie Górniczej niedaleko zabrzańskiego mieszkania. Za to z lekarzami z kardiochirurgii w restauracji Balaton przy ul. de Gaulle’a. Kelnerki pewnie mogłyby opowiedzieć o tych libacjach, ale dawno już tam nie pracują.

Czasem Religa wpada w ciąg i sekretarka przez dwa dni nie wpuszcza nikogo do jego gabinetu. Nawet ambasadora Szwecji. A było tak: Do Bochenka dzwoni spanikowana sekretarka Monika. - Panie doktorze, mamy na dzisiaj umówioną wizytę ambasadora i delegację lekarzy ze Szwecji. Chcą się spotkać z profesorem Religą. - W czym problem? Sekretarka ściszonym głosem: - Bo, panie doktorze, profesor śpi nawalony w swoim gabinecie. - Co się stało? - Znowu mu pacjent umarł i nie wytrzymał. Poszedł w długą. - Pani Moniko, niech go pani zamknie na klucz, żeby nie mógł wyjść, nawet jak się obudzi. Ja przyjadę do szpitala i powitam delegację. Goście w szpitalu, Bochenek przeprasza: - Niestety, profesor Religa musiał w pilnej sprawie wyjechać do Warszawy. Siedzą w sali obok gabinetu profesora. Nagle walenie w drzwi: - K...a, kto mnie tu zamknął! Otwierać drzwi! K...a mać! Bochenek: - Wyprowadziłem gości, pokazałem im szpital i pożegnałem jak najszybciej. A co miałem zrobić? Pod ziemię się zapaść?"

/ 12"Jego mózg umarł, on nie żyje"

Obraz
© Agencja Gazeta

Październik 1985 roku. Do Zabrza przywożą mężczyznę. Nazywa się Józef Krawczyk i mieszka w Krzepicach pod Częstochową. Choruje od 15 lat. Trzy zawały serca, zawroty głowy. - Duszę się, nawet jak się czeszę - skarży się. Ma żonę, trzech synów i gospodarkę. Ostatnio prawie nie wstaje z łóżka. - Kto obrobi te 25 hektarów? - martwi się.

Doktor Zembala to syn sąsiada. Dobrze zna Krawczyka, cewnikował mu już serce we Wrocławiu, ale teraz jest naprawdę kiepsko. Kardiomiopatia zastoinowa, co znaczy, że niewydolne, przerośnięte jak balon serce już prawie nie pompuje krwi. Idealny biorca. Religa boi się tej rozmowy. Mówi wprost: - Proszę pana, ja nigdy nie robiłem przeszczepu serca, ale dla pana to jedyny ratunek. - Panie docencie, jestem szczęśliwy, że daje mi pan szansę. Do Zembali teraz dociera. - Szefie, nigdy nie zrobił pan przeszczepu? - Tylko na zwłokach i psach. - A u Kantrowitza? - Gdy byłem u niego na stażu, już się nie zajmował przeszczepami. Ale nie martw się, Marian, dużo o nich czytałem. Poniedziałek, 4 listopada. Do Religi dzwonią koledzy ze Szpitala Wolskiego w Warszawie. - Mamy tu młodego chłopaka po wypadku, rozbił się na motocyklu. Podtrzymujemy go, ale on nie żyje. Może być dawcą, ale oficjalnie tego nie zgłosimy.

Religa jedzie do stolicy. W mózgu pacjenta nie ma przepływu krwi, komórki dawno obumarły. Ale śmierć może stwierdzić tylko komisja złożona z anestezjologa, neurologa i lekarza medycyny sądowej. Nikt nie chce brać w tym udziału. Religa szaleje, w końcu udaje mu się zdobyć zaświadczenie. W korytarzu czekają rodzice chłopaka. - Co z moim dzieckiem? - pyta matka. Religa: - Pani syn nie żyje. - Przecież jest ciepły, oddycha. - Jego serce bije tylko dlatego... - Serce bije! Czyli jest nadzieja! - Proszę pani, jego mózg umarł, on nie żyje. Serce jest sztucznie podtrzymywane przez maszynę, ale może uratować kogoś innego. - Panie doktorze, co pan mówi!? - Jest pani pierwszą matką, którą pytam o zgodę na pobranie serca pani syna do przeszczepu. - Jego serce będzie biło w kimś innym? - Tak. - Syn chciałby tego.

Prokurator, zgoda dyrektora Instytutu Transplantologii, Ministerstwa Zdrowia...".

/ 12"Wy jesteście od operacji, a politykę to ja będę uprawiał"

Obraz
© PAP

Religa chce, żeby jego lekarze mieli kontakt ze światem, mogli jeździć na staże, wymieniać doświadczenia, uczyć się. Najlepiej na Zachód. Ale o tym, kto dostanie paszport, decyduje głównie SB. Lekarze skarżą się Relidze, że muszą podpisywać lojalki, są zmuszani do pisania raportów z wyjazdów, mają dość. W klinice plotkują, że pacjentem docenta był kiedyś bliski krewny jednego z wysoko postawionych członków Komitetu Centralnego PZPR i ten towarzysz podobno powiedział, że chce spłacić dług wdzięczności i pomoże Relidze, jak będzie w potrzebie.

Wielki Piątek, Religa prosi Bochenka, żeby pojechał z nim do Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Katowicach. - Czekałem w samochodzie kilka godzin, piąta po południu, Wielki Piątek, nie ma telefonu, żeby zawiadomić żonę, jestem coraz bardziej wkurzony - wspomina Bochenek.

- Wreszcie Religa, lekko wcięty, wychodzi z budynku. Niesie dwie laski salami, jedną mi podaje. - Daj żonie za to, że cię nie było dzisiaj w domu - mówi. - Ale jeszcze ci powiem, że tu ważną rzecz załatwiłem dla nas. Ważną rzecz, nawet nie wiesz jaką... - A co pan dla nas załatwił? - Powiedziałem, żeby się te politruki od was odp...lili, bo wy jesteście od operacji, a politykę to ja będę uprawiał".

/ 12"Kościół nie potępia przeszczepów"

Obraz
© AFP

"Nie wierzy w Boga. Może dlatego nikomu nie zwierza się ze swoich rozmów z księdzem Józefem Tischnerem. - Wie ksiądz, czasami patrzę w oczy pacjentowi i mówię, że go nie zoperuję. Wiem, że on umrze. Nie umiem powiedzieć, dlaczego potrafię to wyczytać, ale to prawda. Znam jego los i niestety to się sprawdza. Oczywiście, jako lekarz kieruję się wskazaniami i przeciwwskazaniami. Jeżeli są wskazania, zwłaszcza życiowe, to ja się podejmuję operacji, ale proszę mi wierzyć, w momencie gdy patrzę w oczy i widzę w nich śmierć, ci ludzie zawsze umierają.

- Wierzy pan w życie po śmierci? - Miałem w Zabrzu pacjenta, leżał na oddziale pooperacyjnym. Wystąpiły u niego zaburzenia rytmu. Jego serce przestawało bić i jak mówimy w naszym żargonie, odjeżdżał. Trzeba go było cztery razy defibrylować, przywracać do życia. Mówił nam, że widział tunel z jasnością, która go przyciągała. Myślę, że w czasie śmierci klinicznej w mózgu zachodzą różne wyładowania elektryczne. Mózg zapamiętuje to w postaci jakichś obrazów, ale to jest moja prywatna interpretacja. Nie wierzę, że dusza wychodzi z ciała, stoi obok, patrzy, a potem wraca. Mam ze śmiercią do czynienia na co dzień i uważam to za niemożliwe. Może dlatego, że jestem niewierzący? - Eeee tam, gdzie pan jest niewierzący. Pan jest wierzący, tylko pan nie jest kościelny. Po co pan do mnie przyjechał? - Ksiądz wie. - Kościół nie potępia przeszczepów. Oddać komuś serce to największy wyraz miłości bliźniego. Ale dla wielu osób to trudne do przyjęcia. Nawet dla niektórych księży. - Potępią mnie za to? - Będę się za pana
modlił".

10 / 12Klinika Religi

Obraz
© Agencja Gazeta

"Wojewódzki Ośrodek Kardiologii - kto jeszcze tak mówi o zabrzańskim szpitalu? Wszyscy: 'klinika Religi'. - Sukces przeszczepu spowodował, że ośrodek zaczął się rozbudowywać, dostaliśmy nowy sprzęt, z niczym nie było problemu - wspomina profesor Poloński. - Kto by odmówił takiemu facetowi? Odbiliśmy się nieprawdopodobnie, odskoczyliśmy całej Polsce na długie, długie lata.

Doktor Roman Przybylski: - Każdy z nas, młodych chirurgów, chciał operować, nie mogliśmy się doczekać, kiedy nas samodzielni operatorzy doproszą do stołu. Było nam obojętne, czy to 8 rano, czy 22. Klinika szybko przekroczyła limit 500 operacji. Jezu, w środowisku chirurgów jakby ktoś kij w mrowisko wsadził! W Warszawie robią 300 zabiegów, w Krakowie 200, a w Zabrzu pół tysiąca! Jak? Za co? Nagle ten wskaźnik stał się miernikiem znaczenia szpitala.

- Złapała mnie policja za przekroczenie prędkości. Gdzie pan pracuje? W zabrzańskiej klinice? Tam, gdzie Religa? To jedź pan, tylko proszę nie za szybko, szerokiej drogi - wspomina profesor Poloński.

W klinice szaleństwo, tłum pacjentów, każdy chce, żeby operował go Religa. Osobiście. Nie potrafi odmawiać, więc operuje. Zabieg za zabiegiem. Pacjenci z kolejki i protegowani".

11 / 12Zwolennik prywatyzacji, także szpitali

Obraz
© AFP

Profesor, gdy osiągnął w medycynie wszystko, postanowił spróbować czegoś nowego - polityki. "W styczniu 1995 roku sąd rejestruje pierwszą partię Zbigniewa Religi. Nazywa ją Republikanie, bo wzorem dla niego są amerykańscy republikanie i ich program. W sprawach reformy służby zdrowia radykalny: - Jestem zwolennikiem prywatyzacji, nawet szpitali. Taka deklaracja brzmi bardzo groźnie.

W styczniu 2005 roku Religa decyduje się na start w wyborach prezydenckich. Szuka poparcia. Powstaje blok chadecko-ludowy Zgoda. Ugrupowanie rozpada się po kilku tygodniach.

W wyborach do parlamentu, które odbywają się miesiąc przed prezydenckimi, Prawo i Sprawiedliwość nieznacznie wyprzedza Platformę Obywatelską. W wyścigu prezydenckim triumfuje Lech Kaczyński. Pomysł wspólnych rządów upada. Ministerstwo dla Piechy? PiS nie ma lepszego kandydata. Doświadczony lekarz i polityk system ochrony zdrowia zna na wylot. Ale Kazimierz Marcinkiewicz, nowy premier, dzwoni z propozycją do Religi. Ale Religa odmawia Marcinkiewiczowi. Mówi, że jest lojalny wobec Platformy, źle by się czuł, wchodząc do rządu PiS.

Kilkanaście dni później Jarosław Pinkas odbiera w domu telefon. To Religa. - Jarek, nie uwierzysz - mówi. - Dzwonił do mnie prezydent i poprosił, żebym dla dobra państwa został ministrem zdrowia. Mam się zgodzić? Pinkas: - No pewnie. Religa chce być w porządku. Rozmawia z Tuskiem. Informuje szefa Platformy Obywatelskiej: PiS daje mu tekę ministra zdrowia, sam jest tym zaskoczony, ale o rozważenie propozycji prosił go osobiście Lech Kaczyński, prezydentowi się przecież nie odmawia. Religa chce podjąć wyzwanie, ale musi mieć zapewnienie, że Tuskowi to nie przeszkadza. Program dla zdrowia jest przecież wspólny, ustalony podczas negocjacji PO-PiS. Czy PO nie będzie mu przeszkadzać, jeśli zgodzi się wejść do rządu. Tusk się zgadza.

Religa wie, że ma braki, nie wie, jak powstają ustawy, jaki jest obieg dokumentów, ale szybko się uczy. Pyta pracowników, uważnie słucha. Doceniają to, wcześniej nikt tak nie robił. Doradzają mu, pomagają" - czytamy w książce.

12 / 12"Zabija mnie to gówno"

Obraz
© Agora

"Jakiś znajomy lekarz zauważy, że jak wychodzi z hotelowego foyer na papierosa, to mocno kaszle. Czemu się dziwić, gdy ktoś pali od 55 lat. Zresztą on tryska energią. Jest pochłonięty pracą w ministerstwie, ma wielkie plany, przygotowuje reformę ochrony zdrowia.

Jest diagnoza. Profesorowie, którzy mają mu to powiedzieć, wyglądają, jakby mieli umrzeć. To jego koledzy albo znajomi. Rozmowa między lekarzami, więc nie ma owijania w bawełnę. On jest spokojny. Nie boi się. Dzwoni do żony, zaprasza ją na obiad do chińskiej restauracji. Tam jej powie.

Zabrze, 30 maja 2007 roku. Minister Religa przez jakiś czas nie pokazywał się publicznie. Teraz ogłasza: - Ponieważ są spekulacje na temat mojej nieobecności, postanowiłem powiedzieć prawdę. Mam guz. Jutro będę operowany.

W lutym 2008 roku Religa traci białe krwinki, wraz z nimi odporność. Czuje, że chemia niszczy go bardziej niż rak. - Zabija mnie to gówno - mówi jednemu z kolegów.

Zmarł w niedzielę 8 marca 2009 w Warszawie. - Jestem dumny z mojego życia - powie Religa przed śmiercią. A co będzie, kiedy umrze? Odpowie, że nic się nie stanie. Zabraknie na świecie jednego człowieka, ale świat się od tego nie zmieni

Pytany pod koniec życia o swój największy zawodowy sukces Religa powie: - Dwie rzeczy. Pierwsza to rozpoczęcie transplantacji serca w warunkach, w których to się w ogóle nie powinno udać. Druga to polskie sztuczne serce. Powtarzam: polskie, zrobione przez polskich inżynierów i stosowane w polskich klinikach. Przeszczep serca, który zrobiliśmy 1985 roku, ktoś inny pewnie by zrobił w 1988 czy 1989 roku. Ale sztucznych komór nie chciał robić nikt oprócz mnie. Uratowały życie kilkuset ludziom. To mi daje przeświadczenie, że coś dobrego zrobiłem".

Fragmenty książki "Religa. Biografia najsłynniejszego polskiego kardiochirurga" autorstwa Dariusza Kortki i Judyty Watoły wykorzystano dzięki uprzejmości wydawnictwa Agora.

(evak)

Wybrane dla Ciebie
Media o żądaniach Putina. Tego chce dyktator
Media o żądaniach Putina. Tego chce dyktator
Wyniki Lotto 18.10.2025 – losowania Lotto, Lotto Plus, Multi Multi, Ekstra Pensja, Kaskada, Mini Lotto
Wyniki Lotto 18.10.2025 – losowania Lotto, Lotto Plus, Multi Multi, Ekstra Pensja, Kaskada, Mini Lotto
Burza po słowach Merza. Oskarżany o rasistowską wypowiedź
Burza po słowach Merza. Oskarżany o rasistowską wypowiedź
Zrewolucjonizowała edukację. Nie żyje Mamma Erasmus
Zrewolucjonizowała edukację. Nie żyje Mamma Erasmus
Potworny wypadek autobusu w Brazylii. 15 ofiar śmiertelnych
Potworny wypadek autobusu w Brazylii. 15 ofiar śmiertelnych
Wpadka w Sejmie. Szejna poległ na fladze Islandii
Wpadka w Sejmie. Szejna poległ na fladze Islandii
Lubuskie: Czołowe zderzenie samochodów, są ranni
Lubuskie: Czołowe zderzenie samochodów, są ranni
W USA zawrzało. Tysiące ludzi na ulicach
W USA zawrzało. Tysiące ludzi na ulicach
Gigantyczna kolejka po paliwo w Rosji. Jest nagranie
Gigantyczna kolejka po paliwo w Rosji. Jest nagranie
Chłodny front dotarł nad Polskę. Spadła krupa śnieżna
Chłodny front dotarł nad Polskę. Spadła krupa śnieżna
Egipt przewodzi siłom stabilizacyjnym w Strefie Gazy
Egipt przewodzi siłom stabilizacyjnym w Strefie Gazy
Afera z krawatem Hegsetha. Tak wyglądał na spotkaniu z Zełenskim
Afera z krawatem Hegsetha. Tak wyglądał na spotkaniu z Zełenskim