Recep Erdogan grozi wysłaniem do Europy milionów uchodźców. Blefuje?
Turecki prezydent postraszył Unię Europejską, że jeśli nadal będzie nazywać antykurdyjską operację w Syrii "inwazją", otworzy drogę prawie 4 milionom uchodźcom do Europy. - To nie jest wiarygodna groźba - ocenia w rozmowie z WP politolog Alexander Clarkson. Jak dodaje, powtórka kryzysu z 2015 jest mało prawdopodobna.
11.10.2019 | aktual.: 14.10.2019 11:06
- Hej, Unio Europejska, opanuj się! Jeśli nazywacie naszą operację w Syrii inwazją, otworzymy bramy i wyślemy wam 3,6 miliona uchodźców - zapowiedział w czwartek turecki przywódca. Odniósł się w ten sposób do unijnej krytyki .
Zakpił przy tym z porozumienia Unii z Turcją, w ramach którego UE zobowiązała się przekazać 6 miliardów euro w zamian za zatrzymanie syryjskich uchodźców w Turcji. Umowa jest bliska zerwania; według Brukseli Turcja nie spełnia wszystkich zobowiązań i jak dotąd Unia wypłaciła tylko połowę kwoty. Erdogan stwierdził, że tureckie władze wydają na utrzymanie uchodźców wielokrotnie więcej.
Na ile wiarygodna jest groźba Ankary? Zdaniem dr. Alexandra Clarksona, politologa z Uniwersytetu Londyńskiego badającego m.in. kwestię migracji, spełnienie tej groźby jest wątpliwe. Choćby dlatego, że sprawa uchodźców to najmocniejsza karta Ankary w relacjach z UE. Wykorzystanie tej karty teraz pozbawiłoby ją tego atutu.
Przeczytaj również: Prezydent Turcji szantażuje UE. Recep Erdogan: Możemy otworzyć bramy uchodźcom
- To nie pierwszy raz, kiedy Turcja sięga po ten argument. O ile jeszcze cztery lata temu Erdogan używał tego argumentu dość subtelnie, teraz retoryka się zaostrzyła. Teraz już otwarcie mówi, że to on odpowiada za przepływ migrantów z Turcji - mówi Clarkson. - To głównie efekt poczucia, że nic już go nie ogranicza i nic mu nie zagraża, przynajmniej jeśli chodzi o sytuację wewnątrz Turcji. Co więcej, w jego partii AKP panuje przekonanie, że takie podejście działa na UE - dodaje.
W piątek do gróźb Erdogana odniósł się szef Rady Europejskiej Donald Tusk, który potępił Turka.
- Turcja musi zrozumieć, że naszą główną troską jest to, że jej działania mogą doprowadzić do kolejnej humanitarnej katastrofy. I że nigdy nie zgodzimy się na używanie uchodźców jako broni i elementu szantażu. Groźby prezydenta Erdogana są całkowicie nie na miejscu - powiedział Tusk.
Zdaniem Clarksona, perspektywa powrotu kryzysu migracyjnego ma na zachowanie UE istotny wpływ.
- Cynicznie patrząc, tworzona w Syrii przez Ankarę strefa buforowa, gdzie planuje się miejsce dla przesiedlenia uchodźców właściwie wpisuje się w interesy Unii. Dla UE, czerwona linia w relacjach z Turcją to większe przepływy migracyjne z Turcji i napięcia na Cyprze. Europa nie pójdzie na całość dla uratowania Kamiszlo czy Tall Abjadu (kurdyjskich miast pod ostrzałem Turcji) - mówi Clarkson.
Co się stanie, jeśli jednak Erdogan zrealizuje swoje groźby? Efekt może być mniejszy, niż spodziewany. Choć według statystyk ONZ w Turcji rzeczywiście przebywa 3,6 miliona syryjskich uchodźców, liczba ta w rzeczywistości może być mniejsza. Sposób ewidencji uchodźców nie jest doskonały. Zdarza się np., że uchodźcy liczeni są podwójnie.
Jak zauważa brytyjski ekspert, "otwarcie bram" przez Erdogana nie stanowiłoby "systemowego zagrożenia" dla Unii, choć mogłoby mocno odbić się na Grecji.
- Ale fakt jest taki, że nawet w szczycie kryzysu w 2015 napływ uchodźców był stopniowy i dział się miesiącami. Nie ma mowy, by nagle milion migrantów rzucił się przez morze. Tym razem państwa UE i Frontex znacznie pilniej monitorują sytuację - ocenia Clarkson.
Przeczytaj również: Turecka inwazja na Kurdów w Syrii. Jest reakcja Izraela i polskiego MSZ
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl