Radziecki naukowiec mógł doprowadzić do apokalipsy
Szaleni naukowcy dzielą się na dwie kategorie. Częstszą są ci, których nie da się określić mianem innym niż oszołomów, jednakże część z nich to geniusze i wizjonerzy, wyśmiewani przez większość otoczenia, ale generujący światowy postęp. W przypadku radzieckiego uczonego Michaiła Budyko sprawa jest skomplikowana. Nie do końca wiadomo, do której kategorii należałoby go zaliczyć.
Jego pomysły nigdy nie zostały bowiem zrealizowane, a były co najmniej kontrowersyjne. Zacznijmy jednak od początku. Urodzony w Gomlu na Białorusi Budyko był w Związku Radzieckim poważanym naukowcem, który jest uważany za jednego z założycieli współczesnej klimatologii fizycznej. Działał w Leningradzie, był członkiem Akademii Nauk ZSRR.
W komunistycznym kraju uzyskał autorytet, ponieważ w wielu aspektach jego zespoły badawcze wyprzedzały poziomem swoje odpowiedniki w krajach zachodnich, co w okolicznościach wyścigu zbrojeń miało dla sowieckich władz kapitalne znaczenie. Umysł był to wybitny, jednakże jednego ze swoich pomysłów nie zdołał wprowadzić w życie. Mimo że miał już wstępne poparcie władz.
Budyko był jednym z pierwszych naukowców na świecie, którzy zauważyli globalne ocieplenie, które sam nazywał "efektem szklarniowym". Różnica pomiędzy podejściem dzisiejszych naukowców do tego zjawiska, a tym co stwierdzał radziecki uczony, była jednak zasadnicza. On uznał bowiem, że jest to zjawisko pożądane, a co więcej, należy je wzmacniać.
Bardzo chciał, by ZSRR stało się krajem cieplejszym i dumał nad możliwościami wpływania na klimat przez człowieka. Chodziło przede wszystkim o to, by zasięg rolnictwa przesunąć zdecydowanie na północ, na bezużyteczne ze względu na ogromne mrozy ziemie Syberii. W końcu wymyślił coś, co z dzisiejszego punktu widzenia brzmi szokująco.
Atmosfera, a więc warstwa gazów otaczających Ziemię, ogrzewa ją o kilkadziesiąt stopni, a czynnikiem wzmacniającym ten efekt jest emisja dwutlenku węgla. Co zatem proponował Sowiet? Otóż chciał emisję CO2 zwiększać i czynić to nie tylko jako efekt uboczny produkcji przemysłowej, ale też celowe działanie mające na celu ocieplenie klimatu.
Stwierdził również, że takie działanie doprowadzi do ocieplenia klimatu na stałe, ponieważ zmniejszenie się zasięgu lodowca zmieni kąt odbicia promieni słonecznych od tegoż i sprawi, że Słońce zacznie samodzielnie podgrzewać tereny dotąd zimne. Na to wszystko miał skomplikowane obliczenia matematyczne, które aparatczykowie z Kremla uznali za genialne, plan był bliski realizacji.
Ostatecznie przestraszono się aż takiej ingerencji w naturę i zaprzestano przygotowań do celowej zmiany klimatu. Wciąż docierają do nas bowiem sprzeczne dane odnośnie do antropocentryczności ocieplenia klimatu, a dwutlenek węgla wcale nie musi być (choć może) głównym sprawcą tegoż.
Kto wie, czy za jakiś czas na świecie nie znajdzie się kolejny Budyko, który tym razem dostanie pozwolenie na swoje działania. Mogłyby one doprowadzić w konsekwencji do wymarcia planety, ale nie jest to oczywiste. Klimatologia jest bowiem nauką dziwną, ponieważ jej przedstawiciele mają skłonność do wygłaszania skrajnie różnych sądów.
Opcje są dwie - albo Budyko był aż tak wielkim wizjonerem, że zdawał sobie sprawę z konsekwencji emisji wielkich ilości CO2 i wiedział, że nic złego się nie stanie, a wręcz przeciwnie, albo doprowadziłby do zagłady planety. Cóż, czytelnik musi odpowiedzieć sobie na to pytanie sam.
Zobacz więcej w serwisie pogoda. href="http://wp.pl/">