Dziennikarze demaskują premiera. Reagują na "blokadę"
Premier Mateusz Morawiecki ogłosił, że odrzuca "cały paragraf konkluzji szczytu Rady Europejskiej dotyczący migracji". - Odpowiadam za bezpieczeństwo Polski i jej obywateli - przekonuje. Komentatorzy wskazują jednak, że to nieformalny szczyt i płynące z niego konkluzje są "bez żadnego znaczenia prawnego".
06.10.2023 | aktual.: 06.10.2023 18:42
Artykuł w trakcie aktualizacji.
Wszystkie informacje o wyborach 2023 znajdziesz TUTAJ.
"Jestem premierem Rzeczypospolitej Polskiej. Odpowiadam za bezpieczeństwo Polski i jej obywateli. Dlatego jako odpowiedzialny polityk oficjalnie ODRZUCAM cały paragraf konkluzji szczytu dotyczący migracji. Polska jest i pozostanie bezpieczna pod rządami Prawa i Sprawiedliwości!" - napisał szef rządu na Facebooku.
Podczas konferencji prasowej po szczycie Rady Europejskiej Morawiecki mówił, że kwestia migracji była najgorętszym tematem dyskusji.
- Tak jak ostrzegaliśmy wcześniej przed kryzysem migracyjnym w 2015-2016, teraz przestrzegamy przed tym samym zjawiskiem - mówił Morawiecki. - Wtedy byliśmy bardzo zdecydowani i dopięliśmy swego - dodał.
- W czerwcu 2018 roku postawiliśmy twarde weto i włożyliśmy takie zapisy do konkluzji Rady Europejskiej, które świadczyły o pełnej dobrowolności w relokacjach, pełnej dobrowolności względem nielegalnej imigracji - mówił.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Przekonywał, że rząd PiS "jest jedynym gwarantem zapobieżenia i powstrzymania fali nielegalnej migracji, którą Unia Europejska chce rozdystrybuować i rozlokować po całej Europie".
- Na sali plenarnej wypowiedziałem nasz głos zdecydowanie i podjąłem decyzję o zawetowaniu tej części, która dotyczyła migracji. Ta decyzja została uszanowana przez przewodniczącego Charlesa Michela. Nie ma tego zapisu dotyczącego migracji. On będzie przedstawiał na swojej konferencji prasowej, ale takie uzgodnienia zostały podjęte - zapewniał.
Morawiecki atakuje Tuska
Morawiecki zaatakował także polską opozycję. - Przestrzegamy przed przyjęciem nielegalnych imigrantów do Europy. Przestrzegamy przed tym, na co zgodziła się tutaj partia Tuska i razem z Weberem prą bardzo szybko do realizacji tego koszmarnego i bardzo błędnego procesu politycznego - mówił.
Przekonywał, że w kwestii migracji nastąpiło "przyspieszenie", gdyż instytucje europejskie chciały zdążyć z przyjęciem porozumienia przed referendum ws. migracji w Polsce.
- Gdyby nie nasze weto tutaj, można by powiedzieć dzisiaj, że proces relokowania, rozlokowania nielegalnych imigrantów właśnie się zakończył - przekonywał.
- Polska ma szansę powstrzymać partię Tuska, powstrzymać te błędne decyzje Komisji Europejskiej dotyczące nielegalnej imigracji, dotyczące również ewentualnego przyjmowania kar za to, że nielegalni imigranci nie są dystrybuowani - mówił. Stwierdził, że "ta choroba toczy Europę od lat".
Morawiecki przekonywał, że na szczycie przedstawił pięciopunktowy plan rozwiązania problemu migracji. Chodzi m.in. o silną ochronę granic zewnętrznych UE, walka z przemytnikami ludzi, odcięcie pomocy socjalnych dla migrantów, którzy przybyli nielegalnie do danego kraju i przeprowadzenie referendum.
Czy premier cokolwiek zablokował?
Dziennikarze pracujący w Brukseli wskazują, że działania premiera mają niewielką wagę, gdyż szczyt w Grenadzie nie jest znaczący.
"To tylko protest symboliczny - nie wpływa w żaden sposób na prace nad Paktem Migracyjnym, który trafił do negocjacji z PE" - napisał dziennikarz TVN24 Maciej Sokołowski.
Jak tłumaczył, "premier zapowiadał weto i postawił weto".
"Tylko, że NIE ZABLOKOWAŁ Paktu Migracyjnego, a odmówił jedynie wpisania ogólnego akapitu o migracji do niewiążącej deklaracji ze szczytu" - zaznaczył.
"Akapit ten został zresztą przyjęty jako deklaracja Szefa Rady i nie ma wpływu na prace nad Paktem" - dodał.
Tomasz Bielecki z "Deutsche Welle" i "Gazety Wyborczej" porównuje protest Morawieckiego do podobnego protestu polskiego rządu w czerwcu. "Takie samo, czyli bez żadnego znaczenia prawnego" - napisał.
Korespondentka RMF FM Katarzyna Szymańska-Borginon twierdzi, że działania rządu mają nawet jeszcze mniejszą wartość.
"Deklaracja z Grenady to bardzo ogólnikowy dokument z nieformalnego szczytu, a nie konkluzje ze szczytu, które są wytycznymi politycznymi" - napisała.
Porozumienie ws. migracji
Nowe porozumienie, które w czerwcu zostało przyjęte przez Radę Unii Europejskiej, dotyczy wspólnego dla wszystkich państw UE systemu azylowego. Najważniejsze i najbardziej kontrowersyjne ustalenie dotyczy mechanizmu solidarności. Zgodnie z nim państwa UE będą wspierać się poprzez relokację w sumie 30 tys. azylantów rocznie.
Każdy kraj UE musiałby przyjąć część tych osób, proporcjonalną do własnej liczby ludności, co dla Polski oznaczałoby ok. 2500 osób.
Od wspomnianej zasady przyjmowania proporcjonalnej liczby azylantów istnieją jednak dwa wyjątki. Jeżeli jakieś państwo nie będzie chciało przyjąć tych ludzi, to może zapłacić 20 tysięcy euro do wspólnej unijnej puli środków, które zostaną przeznaczone na bliżej nieokreślone projekty wsparcia państw trzecich, do których UE planuje odsyłać część uchodźców.
Drugi wyjątek wiąże się z państwami będącymi "pod presją migracyjną". Państwa te byłyby całkowicie zwolnione z obowiązku przyjmowania azylantów. Wybór krajów, które miałby się kwalifikować do tej reguł, byłby zatwierdzony na podstawie corocznego raportu Komisji Europejskiej.
Z wywiadów przeprowadzonych z unijną komisarz ds. wewnętrznych i migracji Ylvą Johansson wynika, że obecnie wśród takich krajów znalazłaby się Polska. - Solidarność w polityce migracyjnej UE jest obowiązkowa, z wyjątkiem krajów, które znajdują się pod presją migracyjną, właśnie takich jak Polska, która przyjęła ponad milion ukraińskich uchodźców. (...) Podczas negocjacji paktu migracyjnego dodano ten artykuł specjalnie dla Polski i Czech, które są obecnie pod presją migracyjną - mówiła Johansson.
Kraj uznany za znajdujący się pod presją migracyjną nie tylko zostanie zwolniony z solidarnościowego mechanizmu, ale będzie także mógł uzyskać wsparcie finansowe od Unii Europejskiej.
Czytaj więcej: