Trump groził uderzeniem w Moskwę. Putin zabiera głos
- Stosunki między Federacją Rosyjską a Stanami Zjednoczonymi po wyborach zależą od przyszłej administracji Białego Domu - stwierdził rosyjski dyktator Władimir Putin. Skomentował także rzekome groźby, które miały być skierowane pod jego adresem ze strony Donalda Trumpa.
Wiele informacji podawanych przez rosyjskie media lub przedstawicieli władzy to element propagandy. Takie doniesienia są częścią wojny informacyjnej prowadzonej przez Federację Rosyjską.
W opublikowanym w sobotę wywiadzie dla "The Wall Street Journal" Donald Trump twierdził, że groził Władimirowi Putinowi uderzeniem na Moskwę, gdyby ten najechał Ukrainę.
Trump: Uderzę cię w sam środek pieprzonej Moskwy
- Powiedziałem Putinowi: Władimir, mamy świetne relacje (...), jeśli wejdziesz na Ukrainę, to uderzę cię tak mocno, że nawet w to nie uwierzysz. Uderzę cię w sam środek pieprzonej Moskwy. Powiedziałem: Jesteśmy przyjaciółmi. Nie chcę tego robić, ale nie mam wyboru. On na to: Nie ma mowy. Powiedziałem: Jest mowa. Powiedziałem: Dostaniesz tak mocno, że zdejmę ci te cholerne kopuły. Bo wiecie, on mieszka pod kopułami - opowiadał Trump.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Putin na konferencji podsumowującej szczyt BRICS odniósł się do tych słów i powiedział, że "nie pamięta" takiej rozmowy.
Podkreślił, że "nie ma sensu grozić Rosji, bo to ją tylko ożywia".
Odnosząc się do zbliżających się w USA wyborów prezydenckich, stwierdził, że "Rosja będzie otwarta na współpracę z USA po wyborach tam, jeśli i oni będą otwarci". - Nie chcą? Nie ma sprawy. Relacje Rosji i USA po wyborach zależą od przyszłej administracji Białego Domu - dodał Putin.
Absurdalne słowa Putina
Dyktator uznał także wypowiedzi Trumpa na temat zakończenia wojny w Ukrainie za "szczere".
Putin uważa "atak Ukrainy na obwód kurski za ingerencję Kijowa w wybory w USA".
- Atakiem w kierunku Kurska Kijów próbował pokazać Stanom Zjednoczonym, że jego inwestycje na Ukrainie nie poszły na marne - bredził dyktator.