"Było ryzyko". Ekspert wskazuje, co zmieniło się w zachowaniu Trumpa
- Było ryzyko związane z tym spotkaniem - w ten sposób Wojciech Lorenz komentuje spotkanie Donalda Trumpa z Władimirem Putinem. Analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych ocenia, że rosyjski dyktator wyszedł wzmocniony z wizyty na Alasce. Ekspert wątpi jednak w to, że Trump w ramach rewanżu poleci na spotkanie do Moskwy.
Brak jakiegokolwiek przełomu - tak można podsumować spotkanie Donalda Trumpa z Władimirem Putinem, które miało miejsce w piątek na Alasce. Wprawdzie prezydent Stanów Zjednoczonych przyznał, że "zgodził się w wielu sprawach" z rosyjskim dyktatorem, a rozmowa była "konstruktywna", ale nie zawarto porozumienia ws. zawieszenia broni w Ukrainie.
Putin mocniejszy po spotkaniu z Trumpem. "To było ryzyko"
- Nie jestem tym zaskoczony - mówi Wirtualnej Polsce Wojciech Lorenz, analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych i koordynator programu Bezpieczeństwo Międzynarodowe, komentując brak przełomu po spotkaniu Trumpa z Putinem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Szczyt na Alasce. "Putinowi zaczyna palić się grunt pod nogami"
- Nie dziwi mnie, że Trump próbuje wykorzystać metody dyplomatyczne, aby za cenę ustępstw w wymiarze godnościowym, dowartościować Putina. Stąd ten czerwony dywan, wyjście Putina z izolacji, ale gdyby to wystarczyło, aby przekonać Putina do zawieszenia broni, to mówilibyśmy o sukcesie. Tyle że szanse na to były bardzo małe. Putinowi nie zależy na przerwaniu walk. Wie, że Ukraina nie zgodzi się na oddanie terytoriów. Nie zrezygnuje ze swojej integralności terytorialnej i innych rosyjskich żądań - dodaje rozmówca Wirtualnej Polski.
Zdaniem Lorenza, wiele będzie zależało od tego, co wydarzy się dalej i jak Trump zareaguje na postawę Putina oraz Ukrainy. - Czy Trump wykorzysta to jako pretekst, by ograniczyć wsparcie amerykańskie i zostawi to na barkach Europejczyków, by kupowali tylko broń amerykańską? Czy jednak będzie podejmować działania, które będą zwiększały presję na Rosję? Czy nie zmniejszy obecności wojskowej w Europie? - zwraca uwagę.
Wielu ekspertów i polityków oburzył sposób, w jaki Putin został przyjęty na Alasce. Trump klaskał na widok dyktatora z Moskwy, zaprosił go nawet do swojej limuzyny.
- To było ryzyko związane z tym spotkaniem. To jest zysk dla Putina - ocenia Lorenz, zdaniem którego rosyjska propaganda może wykorzystać ten fakt.
- Putin nie musi się przejmować opinią publiczną w Rosji, ale mimo wszystko też podlega wewnętrznej polityce. Każde dowartościowanie ze strony USA, pokazanie, że jest równorzędnym partnerem, to zysk polityczny dla Putina. To sygnał niekorzystny dla kolektywnego Zachodu, bo to wyjście Putina z izolacji może mieć ciąg dalszy. Łatwiej będzie innym państwom zapraszać Putina, choć jest wystawiony za nim list gończy przez Międzynarodowy Trybunał Karny - dodaje ekspert PISM.
Czas na spotkanie Putin-Trump w Moskwie?
- To mało prawdopodobne. Jeśli już, to Trump chciałby raczej w ten sposób otworzyć drogę do spotkania trójstronnego z Zełenskim. To jest bardziej realny scenariusz, ale też nie ma podstaw, by sądzić, że cokolwiek się udało osiągnąć w trakcie spotkania na Alasce. Szanse na taki trójstronny szczyt nie wydają się dużo większe - komentuje Lorenz.
Bez konkretów, krótsze rozmowy, odwołany lunch
Warto też zwrócić uwagę na to, ile trwała rozmowa Trumpa z Putinem. Jeszcze przed jej rozpoczęciem rosyjska strona szacowała, że spotkanie może potrwać nawet sześć, siedem godzin. Tymczasem dyskusja zamknęła się w niespełna trzech godzinach, a na dodatek odwołano zaplanowany lunch przedstawicieli obu delegacji.
- Spotkanie było krótsze, bo najprawdopodobniej szybko wyczerpano temat rozmów o konkretach. Może Trump nie uznał po 15 minutach, że nie ma o czym rozmawiać, ale szybko zdał sobie sprawę, że nie ma pola do kompromisu ze strony Putina - ocenia Lorenz.
Co z sankcjami na Rosję?
Jeszcze zanim doszło do spotkania Trump-Putin, amerykański prezydent mówił, że jest "wkurzony" na rosyjskiego dyktatora i groził Rosji sankcjami, jeśli nie zrezygnuje z walk w Ukrainie. Po zakończeniu rozmów gospodarz Białego Domu wspomniał w Fox News, że poczeka z ewentualnymi sankcjami "dwa, trzy tygodnie", bo chce zobaczyć, jak rozwinie się sytuacja.
Równocześnie w szczycie na Alasce udział brali przedstawiciele resortów gospodarczych i finansowych. Czy to oznaka, że USA szykują się do wznowienia relacji biznesowych z Rosją?
- One zawsze były ograniczone. To nigdy nie byli istotni partnerzy dla siebie, mimo obietnic i zachęt Trumpa. Same USA nie mają aż tak wiele do zaoferowania Moskwie - analizuje Lorenz.
- Odmrożenie kontaktów handlowych i powrót amerykańskich firm do Rosji, kiedy trwa wojna, jest mało prawdopodobny. Amerykański biznes na to nie pójdzie, bo każda eskalacja konfliktu będzie oznaczać wycofanie się z tego rynku i stratę pieniędzy. Musiałyby to być bardzo atrakcyjne warunki, aby doszło do jakiejś umowy. Dlatego nie spodziewam się porozumień handlowych i znoszenia sankcji - dodaje analityk PISM.
Co przyniesie przyszłość? Zmiana w zachowaniu Trumpa
Lorenz dostrzega też pewną zmianę w zachowaniu Trumpa. Spotkanie obu głów państwa zostało poprzedzone konsultacjami z europejskimi przywódcami. Amerykański prezydent nie działa już nad głowami Europejczyków, jak miało to miejsce zaraz po jego powrocie do Białego Domu.
- Zmienił się sposób rozmowy z Rosją. Nawet jeśli doszło do bezpośredniego spotkania z Putinem, to jednak Trump się konsultował z Zełenskim i Europą. To jest szalenie istotne - uważa rozmówca Wirtualnej Polski.
Europa musi być gotowa na negatywny scenariusz
Trump zaraz po spotkaniu odbył rozmowę telefoniczną z Zełenskim, a następnie dołączyli do niej przywódcy krajów europejskich. W ocenie eksperta PISM, to "bardzo ważne", bo pozwala koordynować wspólne działania państwom UE i zablokować ewentualne szkodliwe działania amerykańskiego prezydenta.
- Teraz państwa europejskie będą mogły dalej planować wsparcie dla Ukrainy. Po spotkaniu Trump-Putin sygnał jest raczej jednoznaczny, że nic się nie zmienia w rosyjskich celach, że chcą wymusić ustępstwa Ukrainy. Państwa europejskie będą musiały utrzymać determinację, by nadal wspierać Ukrainę i równocześnie rozwijać własny potencjał. Muszą się przygotować się na negatywny scenariusz i załamanie frontu ukraińskiego. Być może nawet na wysłanie wojsk do Ukrainy, jeśli nie będą chciały, aby Kijów przegrał, a rosyjskie zagrożenie nie rozlało się dalej - podsumowuje Lorenz.
I jak dodaje na zakończenie: tylko "groźba wewnętrznej destabilizacji" może zagrozić reżimowi w Moskwie i doprowadzić do jego upadku.
Łukasz Kuczera, dziennikarz Wirtualnej Polski