Pułapka pod Chersoniem? "Mają dramatyczny problem"
Gdy Rosja ogłosiła wycofanie swoich wojsk z Chersonia, pojawiły się ogromne wątpliwości co do intencji Władimira Putina. Powód? Przeprawiając się na lewy brzeg Dniepru, Rosjanie narażają się na ogromne straty wśród ludzi i sprzętu. - Może ich spotkać koszmar - mówi Wirtualnej Polsce płk Piotr Lewandowski.
10.11.2022 | aktual.: 10.11.2022 19:39
W środę rosyjski Sztab Generalny niespodziewanie ogłosił, że wojska rosyjskie wycofują się z Chersonia na lewy brzeg Dniepru na południu Ukrainy. Rozkaz wydał osobiście minister obrony Siergiej Szojgu. Ukraińskie wojsko, a także prezydent Wołodymyr Zełenski wyrazili obawy, że ta decyzja może być pułapką.
"Przeprawy Rosjan pod ostrzałem"
- Armia Ukrainy nie może potwierdzić ani zaprzeczyć doniesieniom o wycofaniu się wojsk rosyjskich z Chersonia na południu kraju - oświadczył w czwartek przedstawiciel Sztabu Generalnego generał Ołeksij Hromow. Według niego wyjście Rosjan z Chersonia byłoby wynikiem działań ukraińskich, tak samo było w przypadku ich ustąpienia z Kijowa i Wyspy Węży. - Bezpośrednio na kierunku chersońskim siły obrony Ukrainy zniszczyły drogi logistyczne i systemy zaopatrzenia przeciwnika, naruszyły jego systemy dowodzenia wojskami i nie pozostawiły przeciwnikowi innego wyjścia niż ucieczka - mówił ukraiński generał.
Zdaniem wielu analityków, odwrót Rosjan z Chersonia jest o tyle zaskakujący, że muszą oni korzystać z przepraw pontonowych i promów, co naraża ich na ostrzał ze strony ukraińskiej armii. Rosjanie - by utrudnić Ukraińcom ewentualny pościg - mieli wysadzić co najmniej siedem mostów na rzekach i kanałach.
- Nie rozumiem, dlaczego Rosjanie na tym etapie wysadzili mosty - mówi wprost płk Piotr Lewandowski, były dowódca bazy ochrony w Redzikowie i siedmiokrotny uczestnik misji bojowych poza granicami kraju. Jego zdaniem, w efekcie zaszkodzili sami sobie.
- Mają dramatyczny problem, bo to nie jest wycofanie się spod Kijowa. Tam ukraińska armia ich nie ścigała. A w tym przypadku Rosjanie muszą zaplanować działania opóźniające, które osłonią ich wycofanie na lewy brzeg. Z tym też będzie problem. Ostatnie z oddziałów prawdopodobnie będą pokonywać rzekę wpław i trafią pod ostrzał przeciwnika. W efekcie już się nie przeprawią - mówi Wirtualnej Polsce ekspert.
Jak przewiduje, ukraińskie wojska będą ścigać Rosjan.
- Ukraina zgromadziła w tamtym rejonie od czterech do pięciu dodatkowych, "świeżych" brygad, które są ulokowane na wąskim pasie ok. 25 kilometrów. Mają więc zdolności do prowadzenia pościgu za wycofującymi się Rosjanami, którzy staną przed potężnie trudnym zadaniem wycofania się przez rzekę. Do tego będą prowadzić ciągły ostrzał artyleryjski. Jeżeli Rosjanie chcieliby się sprawnie wycofać, to musieliby zaangażować wspólnie artylerię i lotnictwo. Ceną, którą przyszłoby im zapłacić, są duże straty w powietrzu. Ale to jedyny sposób manewru na współczesnym polu walki w takiej sytuacji - ocenia płk Piotr Lewandowski.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Według doradcy prezydenta Ukrainy Mychajło Podolaka, Rosja - po wycofaniu się na drugi brzeg - chce zamienić Chersoń w "miasto śmierci".
"Rosyjscy żołnierze minują wszystko, od mieszkań po kanały. Artyleria rosyjska na lewym brzegu planuje zamienić miasto w zgliszcza. Tak właśnie wygląda ruski mir - przyszli, okradli, poświętowali, zostawili ruiny i poszli" - napisał na Twitterze Podolak.
"W Chersoniu jest mina na minie"
Słuszność tych obaw potwierdza płk Piotr Lewandowski.
- Niestety, ale miasto jest w zasięgu rażenia wszystkich środków artyleryjskich. Rosjanie nadal będą atakować ukraińską armię z lewego brzegu. Do tego w Chersoniu jest mina na minie. Zapewne jeszcze są tam podkładane ładunki wybuchowe przez Rosjan. Na razie Chersoń wyznaczył linię frontu. Żeby Ukraina odzyskała całkowitą kontrolę nad miastem, musi je najpierw rozminować - uważa płk Piotr Lewandowski.
W jego ocenie nie zmienia to faktu, że Kijów już osiągnął polityczny i operacyjny sukces. - Ukraińska armia odgrodziła się rzeką od rosyjskiego ugrupowania. Rosjanie nie mają już przyczółku, by mogli wyprowadzać niespodziewane uderzenia. Dzięki temu kierunek południowy Ukraina ma zabezpieczony. Zamyka go na wiele miesięcy i likwiduje zagrożenie na kierunku Odessy - uważa były weteran misji w Afganistanie i Iraku.
Zdaniem analityków amerykańskiego Instytutu Studiów nad Wojną, rosyjski odwrót nie jest pułapką, by zwabić Ukraińców do udziału w kosztownych bitwach pod Chersoniem. - Priorytetem dla wojsk rosyjskich jest teraz zorganizowane wycofanie ich sił przez Dniepr i opóźnienie Sił Zbrojnych Ukrainy, a nie próba całkowitego powstrzymania ukraińskiej kontrofensywy - twierdzi ISW.
Do tego - jak podało w czwartek Radio Swoboda po analizie zdjęć satelitarnych - rosyjskie wojska rozpoczęły budowę okopów w południowej części anektowanego Półwyspu Krymskiego w pobliżu granicy z obwodem chersońskim. Nowe fortyfikacje pojawiły się niedaleko przejścia granicznego Dżankoj. Konstrukcje obronne powstają też w samym obwodzie chersońskim, np. w pobliżu wsi Nowotrojićke.
"To jedyna pułapka zastawiona przez Rosję"
Zdaniem płk. Lewandowskiego, odwrót Rosjan w kierunku Krymu ułatwiłby im przetrwanie zimy.
- W tamtym rejonie będziemy mieli za niedługo ok. 50 tysięcy rosyjskich żołnierzy. 20 tysięcy, którzy się wycofują spod Chersonia i 30 tysięcy, którzy w rejonie Krymu stacjonują. Na lewym brzegu Dniepru Rosjanie pozostawią jedynie siły, które będą blokować ukraińskie wojska, a resztę przerzucą na inne linie frontu - komentuje ekspert.
Jak dodaje, jedyna pułapka, którą mogliby zastawić Rosjanie na ukraińskie wojska, to "wciągnięcie ich w niekomfortowe położenie" .
- Problemy Ukraińców przed nami. Będą musieli zająć miasto. A Rosjanie będą ich razić z drugiego brzegu Dniepru. Gdyby jednak miało dojść do bezpośrednich starć, to ok. 40 tys. ukraińskich żołnierzy ma w tamtym rejonie zdecydowaną przewagę - uważa były weteran misji w Iraku i Afganistanie. I zwraca uwagę, że decyzja o wycofaniu rosyjskich wojsk rosyjskich była ogłoszona głównie na użytek wewnętrzny.
- Kreml chciał pokazać, że władza dba o życie swoich żołnierzy. Zrobiono to celowo, na kontrze do ostatnich informacji m.in. o nieprzeszkolonych rezerwistach, którzy rzucani są na pierwszą linię frontu i zostają zabici. Putin chciał pokazać Rosjanom, że rzekomo martwi się o losy swoich żołnierzy. Nie chciał powtórzyć scenariusza spod Charkowa, gdzie Rosjanie uciekali w popłochu, a ich straty były ogromne - puentuje nasz rozmówca.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski