Przez całą Polskę bez klimatyzacji. Tak się jeździ TLK
Duchota, gorąc i ciasny przedział. Wagon, który pamiętać może Gierka. Pewne jest, że klimatyzacji nie będzie. To, że nie dla wszystkich starczy siedzących miejsc, prawdopodobne. Tak można jechać przez całą Polskę, nawet kilkanaście godzin.
TLK ma z Pendolino wspólnego tyle, że jeździ po tych samych torach. Zapomnieć tu można o klimatyzacji, bo ulgę przynosi co najwyżej uchylone okno. Ale daje niewiele, gdy w przedziale ścisk. Siedzi osiem osób, które nie mogą wyprostować nóg, a bywa, że kolanami dotykają pasażera z naprzeciwka. I jeszcze udem lub ramieniem tego, który siedzi obok.
Odwieczny dylemat to to, które miejsce jest najlepsze. Czy przy oknie, gdzie popatrzeć można na widoki. Tylko trzeba się przeciskać, żeby wyjść. Środek to pewien kompromis, ale po obu stronach ma się współpasażera. Nie każdy lubi tę bliskość. Chociaż to i tak nie jest najgorsza sytuacja, bo przecież można wcale nie mieć miejsca do siedzenia.
Wtedy pozostaje korytarz, na którym ni to usiąść, ni to kucnąć. Trzeba stać, co chwilę przepuszczać tych, którzy przeciskają się dalej. Więcej miejsca jest przy toaletach, ale czy przestrzeń jest tego warta? Zapachy potrafią tam przyprawiać o mdłości.
Cała Polska bez klimatyzacji
Taka podróż może w Polsce trwać nie dwie, nie trzy godziny, ale nawet kilkanaście. Rekordzista, czyli TLK "Ustronie", wyjeżdża z Kołobrzegu o 17:14, a dojeżdża do Przemyśla o 12:38. Następnego dnia, oczywiście. Czas przejazdu to 19 godzin i 24 minuty. Kolejny skład, do Wrocławia, jedzie ponad 13 godzin. Normą są trasy po 9, 10, a nawet 11 godzin. O ile pociąg jedzie zgodnie z rozkładem, bo na najdłuższych trasach opóźnienia są normą.
"Pragniemy dać podróżnym maksimum zadowolenia przy możliwie niskiej cenie za przejazd" - tak spółka PKP Intercity opisuje "misję" pociągów TLK. Tymczasem ostatnio głośno było o kursie, który zakończył się tragicznie. TLK "Gwarek" wyruszył rano z Katowic. Niedługo potem zasłabł w nim 75-letni mężczyzna, który zmarł w trakcie reanimacji.
Po trzech godzinach pociąg ruszył dalej. Utknął znów w Rogoźnie, gdzie doszło do awarii sieci trakcyjnej. Nie było ani klimatyzacji, ani wody w toaletach, pasażerowie mdleli, kilkukrotnie wzywano karetkę. Zasłabła nawet kierownik pociągu. Straż pożarna dowoziła wodę.
Spartańskie wagony
W składach TLK jeżdżą najstarsze wagony, którymi wozi się pasażerów. - Powstawały na przełomie lat 70. i 80. - mówi Piotr Figiel, twórca kolejowego bloga. Przechodziły z rąk do rąk, ze spółki do spółki, aż trafiły do najniższej kategorii pociągów w PKP Intercity.
Wyposażone są spartańsko. Niewygodne fotele, zanieczyszczenia z toalet lądują na torach, zimą jest w nich lodowato, a w lato za gorąco. Mało który ma klimatyzację. - Nawet jeśli zostały w nią doposażone, to działa ona dość umownie - śmieje się Figiel. - Jeszcze pół biedy, gdy pociąg jedzie. Najgorzej, gdy stanie w szczerym polu. To jest blaszana puszka.
Ale bywa, że modernizacja tych wagonów już się nie opłaca, bo są w tak opłakanym stanie technicznym. - Najchętniej przemalowałbym je na oliwkowy kolor - mówi Figiel. - Mogłyby jeździć w składach zabytkowych. Nawet takich ciągniętych przez parowozy. Pięknie by do nich pasowały - puentuje.
Chłodniej będzie za osiem lat
W rozmowie z WP rzecznik PKP Intercity Katarzyna Grzduk przypomina to, że spółka przeznaczy łącznie 7 mld. złotych na modernizację i zakup taboru. To ma sprawić, że do 2023 roku 94 proc. pociągów będzie klimatyzowanych.
To jednak dopiero za osiem lat, więc pytanie, jak dzisiaj przetrwać upały w TLK. Czy będą jakiekolwiek udogodnienia dla pasażerów najtańszych pociągów? - Toniemy w takich pytaniach - ucina rzecznik. Natychmiastowej odpowiedzi nie ma, więc prosi o maila, którego wysyłamy. I czekamy na odpowiedź. Oby krócej, niż na spóźniony TLK "Ustronie".