Przemysław Wipler dla WP: Kukiz nie może trwać w politycznym szpagacie
- Ewentualnym problemem w rozmowach na pewno nie będę ja, a dalsza koncepcja projektu Pawła Kukiza. On musi zdać sobie sprawę z tego, że nie można długo tańczyć w politycznym szpagacie. Nie można jednocześnie kokietować radykalnych związków zawodowych chcących socjalizmu a la PiS i mieć w swoich szeregach posłów o poglądach konserwatywno-liberalnych. Nie można w sprawach polityczno-społecznych iść jednocześnie w prawo i w lewo. Trzeba się na coś zdecydować, bo tkwiąc w takim szpagacie można popruć sobie spodnie, czyli mówiąc wprost rozwalić klub parlamentarny i szerzej projekt polityczny - mówi WP o współpracy z ruchem Kukiz'15 wiceprezes partii KORWiN, Przemysław Wipler.
WP: Kukiz'15 i partia KORWiN prowadzą rozmowy o współpracy. Mówi się nawet o wystawieniu wspólnego kandydata w wyborach prezydenckich. Jak pan widzi ewentualną przyszłość takiej koalicji?
Przemysław Wipler: Wielu Polaków oczekuje takiej współpracy, potrzebna jest alternatywa zarówno dla obecnych rządów jak i jałowej opozycji Nowoczesnej i PO. Mamy jednak trudne doświadczenia we współpracy z Pawłem Kukizem, obserwujemy dużą niestabilność jego klubu, wyzwaniem we współpracy jest też ideowa różnorodność wewnętrzna klubu Kukiz'15. Widzimy sens we współpracy politycznej z Kukizem, ale powinna się ona opierać o wspólny program, wartości, a projekt polityczny powinien pod jednym sztandarem i nazwą obejmować zarówno ruch społeczny jak i partię polityczną z czytelnie ułożonymi między nimi regułami współpracy. Takie kompleksowe zbudowanie wspólnego projektu jest trudne, ale moim zdaniem każdy inny wariant współpracy jest niestabilny, da niepełne efekty i ma duże ryzyko niepowodzenia.
WP: Według "Rzeczpospolitej" podczas wspólnych rozmów padły konkretne propozycje. Janusz Korwin-Mikke byłby kandydatem w wyborach prezydenckich, a kilku posłów z Kukiz'15 miałoby dołączyć do jego partii. Miał paść też warunek, by pozbyć się pana z KORWiN.
- Rzeczywiście z drugiej strony pojawił się pomysł oddelegowania kilku posłów ruchu Kukiz'15 do naszej partii. Mieli zapisać się do KORWiN i bardzo chcieli wejść do naszych władz. Nasza partia miała w ten sposób stać się przybudówką klubu Kukiz'15. Na takie rozwiązanie nie ma jednak z naszej strony zgody. Jestem doświadczonym politykiem, więc naturalnie stanowię barierę dla planów niektórych osób z Kukiz’15, które zakładają przedmiotowe traktowanie nas i przejęcie partii KORWiN. Wewnątrz klubu Pawła Kukiza panują bardzo złe nastroje i z tego powodu jest ciśnienie by przynajmniej doprowadzić do deklaracji współpracy, po to by zablokować ewentualny odpływ posłów w naszym kierunku.
WP: Pana zdaniem wystawienie wspólnego kandydata w wyborach prezydenckich, w osobie Janusza Korwin-Mikkego miałoby w ogóle sens? Przecież Paweł Kukiz w poprzednich wyborach osiągnął przyzwoity wynik otrzymując prawie 21 procent głosów.
- W obecnej sytuacji politycznej w Polsce i jej dynamice, wszelkie obietnice dotyczące wyborów, które odbędą się za 4 lata są równie wartościowe i prawdziwe, jak średniej jakości książki science-fiction. Mówienie o tego typu rzeczach nie ma kompletnie sensu. Już rok temu Kukiz'15 składał pewne obietnice, które później nie zostały dotrzymane, w efekcie czego Paweł Kukiz, w czasie gdy miewał nawet 30-procentowe poparcie w sondażach, zerwał rozmowy z KORWiN.
WP: To ciekawe, bo z drugiej strony można usłyszeć, że to pan był odpowiedzialny za brak porozumienia przed wyborami...
- Błagam, to jest aż śmieszne! Szczegółowo opisałem publicznie jak wyglądały negocjacje i nigdy nie było to dementowane. Warunki, które wówczas postawił nam Paweł Kukiz za pośrednictwem Stanisława Tyszki były nie do spełnienia. Mieliśmy się rozwiązać, stając się tym samym dawcą organów dla jego projektu politycznego. Mieliśmy przesłać CV naszych liderów, a oni „coś sobie z tego wybiorą”. Nikt pod nazwiskiem publicznie nie powie o mojej odpowiedzialności za brak porozumienia wtedy. W partii KORWiN byłem wręcz krytykowany, że przesadnie prę do współpracy z Pawłem Kukizem.
WP: Pojawiają się głosy, że upublicznienie tematu rozmów jest wsadzeniem kija w mrowisko i próbą rozbicia partii KORWiN od wewnątrz.
- Mogę zapewnić, że do niczego takiego nie dojdzie. Mamy bardzo dobrą atmosferę w prezydium zarządu, wszyscy ze sobą współpracujemy, więc taki scenariusz nie wchodzi w ogóle w grę. Jesteśmy uporządkowani, mamy spokój wewnętrzny, co pozwala na ciągły progres organizacyjny partii. Prowadzimy obecnie bardzo dobrze odbieraną kampanię "KORWiN za bezpieczeństwem”, zbieramy podpisy pod trzema projektami ustaw ważnych dla Polaków. Na jesieni startujemy z innymi kampaniami z projektami ustaw dla podatników i przedsiębiorców. Czas działa na korzyść naszej organizacji i z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że jesteśmy obecnie dużo silniejsi niż w zeszłym roku. To, że mamy możliwość finansowania stabilnej pracy organicznej, daje nam natomiast mocną pozycję w przestrzeni politycznej.
WP: Nie obawia się pan jednak, że prezes Janusz Korwin-Mikke może wbić panu nóż w plecy i poświęcić w rozmowach z Pawłem Kukizem?
- Sam oddałem się do dyspozycji prezesa i zadeklarowałem gotowość z mojej strony do wszelkich działań, które prezes uzna za dobre dla partii w kontekście budowy szerokiej współpracy. W odpowiedzi na to, prezes jasno wskazał, że nikt z zewnątrz nie będzie nam partii meblował. Z Januszem Korwin-Mikkem bardzo dużo przeszliśmy w ostatnim czasie i obaj bardzo cenimy sobie obecną stabilność w naszym projekcie politycznym. Jednocześnie klub Pawła Kukiza na pewno nie kojarzy się obecnie ze stabilnością.
WP: Paweł Kukiz przekonuje jednak, że: "nie ma takiej opcji, żeby jedna osoba mogła pokrzyżować szyki obu ugrupowaniom".
- To prawda, nie ma takiej opcji. I ewentualnym problemem w rozmowach na pewno nie będę ja, a dalsza koncepcja projektu Pawła Kukiza. On musi zdać sobie sprawę z tego, że nie można długo tańczyć w politycznym szpagacie. Nie można jednocześnie kokietować radykalnych związków zawodowych chcących socjalizmu a la PiS i mieć w swoich szeregach posłów o poglądach konserwatywno-liberalnych. Nie można w sprawach polityczno-społecznych iść jednocześnie w prawo i w lewo. Trzeba się na coś zdecydować, bo tkwiąc w takim szpagacie można popruć sobie spodnie, czyli mówiąc wprost rozwalić klub parlamentarny i szerzej projekt polityczny.
WP: Z pana słów płynie jasny przekaz - "jesteśmy silni, a będziemy jeszcze mocniejsi". Tymczasem w rozmowach z posłami Kukiz'15 można usłyszeć opinię, że nie stanowicie realnego zagrożenia.
- (śmiech) W takim razie powiem tak - pierwszy telefon i rozmowy z Kukiz'15 rozpoczęły się dokładnie w momencie, gdy po raz pierwszy minęliśmy ich w sondażach. Mieliśmy wówczas 6-procentowe poparcie, a ruch Pawła Kukiza 4-procentowe. Przypadek? Nie sądzę.
WP: Gdy podpytywałem o pana w ruchu Kukiz'15 to często, nieoficjalnie słyszałem słowo intrygant. Jest pan politycznym intrygantem?
- Gdyby osoba, która sformułowała ten zarzut zrobiła to z otwartą przyłbicą, to chętnie bym się do tego odniósł. Ktoś mówiący takie rzeczy i wstydząc się mówić to pod nazwiskiem jest intrygantem. O intryganctwie głośno było ostatnio w klubie Kukiz’15, nie tylko przy głosowaniu na dwie ręce. Znana jest sprawa jednego z posłów tego ruchu, który miał pójść do Ministra Skarbu prosząc o stanowiska w spółkach skarbu państwa, w zamian za odpowiednie głosowanie ws. Trybunału Konstytucyjnego. Ta sprawa była szeroko komentowana nie tylko wewnątrz klubu Kukiz'15, więc ludzie, którzy robią takie rzeczy, mogliby nieco ostrożniej formułować zarzuty o intryganctwie.