Afera z "trotylem na tupolewie"
W listopadzie dziennikarz Cezary Gmyz w "Rzeczpospolitej", napisał o tym, że śledczy na wraku samolotu Tu-154M w Smoleńsku znaleźli ślady trotylu i nitrogliceryny. Prokuratura wojskowa zaprzeczyła, że są takie ustalenia; wskazała, że znalezione ślady mogą oznaczać obecność substancji wysokoenergetycznych. Dopiero badania laboratoryjne będą mogły być podstawą do twierdzenia o istnieniu bądź nieistnieniu śladów materiałów wybuchowych - podkreśliła prokuratura. Jarosław Kaczyński jeszcze przed konferencją prokuratury mówił, że informacje "Rz" potwierdzają, że w Smoleńsku doszło do "zabójstwa" - "Zamordowanie 96 osób to niesłychana zbrodnia, każdy, kto miał cokolwiek z tym wspólnego, powinien ponieść tego konsekwencje". Prezes PiS zażądał także dymisji rządu Donalda Tuska oraz sugerował, że śmierć chorążego Remigiusza M. w kontekście informacji o trotylu mogła mieć szczególny charakter.
W związku z publikacją "Trotyl we wraku Tupolewa" wydawca "Rzeczpospolitej" odwołał red. naczelnego "Rz" Tomasza Wróblewskiego, jego zastępcę Bartosza Marczuka, szefa działu krajowego Mariusza Staniszewskiego oraz red. Cezarego Gmyza.
Na początku marca "Gazeta Polska" poinformowała, że pierwsze próbki z wraku Tu-154M, na których polscy biegli wykryli w Smoleńsku ślady trotylu (TNT), zostały już przebadane laboratoryjnie. Analizy wykazały obecność TNT. Naczelna Prokuratura Wojskowa w Warszawie zdementowała jednak doniesienia, jakoby analizy badań laboratoryjnych biegłych z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji "wykazały obecność TNT".