Przełomy ws. Smoleńska

Przełomowe momenty ws. Smoleńska...

Obraz

/ 18

Obraz
© PAP / EPA / Sergei Chirikov

Minęły trzy lata od katastrofy smoleńskiej. Na krótko przed rocznicą stołeczny sąd zadecydował, że śledztwo ws. nieprawidłowości w przygotowaniu przez osoby cywilne wizyt w Katyniu 7 i 10 kwietnia 2010 r. zostanie wznowione. Rok wcześniej prokuratura okręgowa umorzyła je, wskazując, że nie ma nikogo, kto mógłby decyzję zaskarżyć, bo nikt w tej sprawie nie ma statusu pokrzywdzonego. Czy lata, jakie upłynęły od tej tragedii przy przybliżyły nas do poznania prawdy o wydarzeniach z 10 kwietnia 2010 r.? Przypominamy przełomowe momenty ws. Smoleńska! Tymi wydarzeniami żyła cała Polska!

10 kwietnia 2010 r. o godz. 8:41:06 czasu środkowoeuropejskiego (10:41:06 czasu moskiewskiego) prezydencki samolot lecący na obchody 70-lecia zbrodni katyńskiej rozbił się pod Smoleńskiem. Była to druga pod względem liczby ofiar katastrofa w historii lotnictwa polskiego i największa pod względem liczby ofiar w dziejach Sił Powietrznych RP. Wśród ofiar katastrofy znajdował się prezydent Lech Kaczyński, jego małżonka Maria Kaczyńska, ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski, szefowie polskich instytucji państwowych, przedstawiciele sejmu, senatu, Kancelarii Prezydenta, duchowieństwa, organizacji społecznych i Sił Zbrojnych RP, a także członkowie załogi samolotu, funkcjonariusze Biura Ochrony Rządu i osoby towarzyszące.

(js)

/ 18Żałoba narodowa

Obraz
© PAP / Jacek Turczyk

Po ukazaniu się pierwszych wiadomości o katastrofie przed Pałacem Prezydenckim w Warszawie zgromadziły się tłumy ludzi. Składano kwiaty i wieńce, palono znicze, opuszczono do połowy flagę przed pałacem prezydenckim, odmawiano modlitwy; o godz. 18 w wielu miastach rozpoczęły się msze w intencji ofiar katastrofy. Wykonujący obowiązki prezydenta marszałek sejmu Bronisław Komorowski poinformował o wprowadzeniu 7-dniowej żałoby narodowej, która w dniu 13 kwietnia została przedłużona i trwała w dniach 10-18 kwietnia. W jej czasie w przeszło 60 polskich miastach odbyły się marsze pamięci w hołdzie ofiarom katastrofy, niekiedy wiążące się z obchodami 70. rocznicy zbrodni katyńskiej.

11 kwietnia do kraju sprowadzono trumnę z ciałem prezydenta, a dwa dni później z ciałem małżonki prezydenta. Trumny z ciałami pary prezydenckiej zostały wystawione na widok publiczny w Pałacu Prezydenckim. W ciągu następnych czterech dni hołd Lechowi i Marii Kaczyńskim złożyło ok. 180 tys. osób.

Począwszy od sierpnia 2010 r. 10. dnia każdego miesiąca, przed Pałacem Prezydenckim odbywają się "marsze pamięci". Ich organizatorem są środowiska związane z "Gazetą Polską". W rocznice tragedii marsze pamięci gromadzą najwięcej uczestników. 10 września 2010 r. podczas "dziesiętnicy" J. Kaczyński powiedział, że Tusk, Komorowski, Sikorski, B. Klich i Arabski "muszą zejść ze sceny politycznej raz na zawsze". Jego zdaniem jest to związane z odpowiedzialnością "polityczną i moralną" za katastrofę.

/ 18Kontrowersje wokół pochówku pary prezydenckiej na Wawelu

Obraz
© PAP / Grzegorz Momot

17 kwietnia 2010 r. po uroczystościach żałobnych z udziałem wielu gości z zagranicy i setek tysięcy Polaków Lech i Maria Kaczyńscy spoczęli w krypcie katedry na Wawelu. Z powodu utrudnień w ruchu lotniczym spowodowanych pyłem wulkanicznym do Krakowa nie przylecieli m.in.: prezydent USA, kanclerz Niemiec, prezydent Francji i przewodniczący Komisji Europejskiej.

Wokół kwestii pochówku pary prezydenckiej na Wawelu zarezerwowanym dla wybitnie zasłużonych Polaków, jak Jan III Sobieski, Tadeusz Kościuszko, czy Józef Piłsudski powstał niemały spór. Pojawiały się nawet głosy, że to Wawel, jak pierwszy klocek domina, uruchomił narodową falę podziałów. Bo choć władze archidiecezji krakowskiej, która administruje Wawelem, zgodziły się na pomysł PiS-u, skala protestów w sieci i mediach była ogromna. Internauci zawiązali liczne grupy na Facebook'u i strony, pisali petycje. Furorę zrobiło hasło "NIE dla pochowania Lecha Kaczyńskiego na Wawelu".

Zdaniem bp. Tadeusza Pieronka, z którym rozmawiała Wirtualna Polska decyzja o pochówku pary prezydenckiej na Wawelu była niepotrzebna i pochopna. - Lecha i Marię Kaczyńskich należało najpierw pochować na Powązkach albo w jakimś innym, godnym miejscu, a później zastanowić się nad ewentualnym przeniesieniem na Wawel. Jeżeli po upływie pewnego czasu, okazałoby się, że Polacy tego chcą, wówczas byłoby to uzasadnione. To o tyle niebezpieczny precedens, że prezydentów mieliśmy wielu, każdy ma jakieś prawo, by tam spocząć, a w nekropolii nie ma miejsca... - mówił duchowny. Stwierdził także, że upominanie się o pomniki Lecha i Marii Kaczyńskich zaraz po ich śmierci budzi śmiech. - Najlepiej byłoby zbudować piramidę albo usypać kopiec, zasypać Pałac Prezydencki, a na szczycie postawić pomnik Lecha Kaczyńskiego i go ozłocić - mówił w rozmowie z Wirtualną Polską.

/ 18Wojna o krzyż

Obraz
© PAP / Radek Pietruszka

15 kwietnia przed Pałacem Prezydenckim harcerze i harcerki z różnych związków ustawili drewniany krzyż z napisem: "Ten krzyż to apel harcerzy i harcerek do władz i społeczeństwa o zbudowanie tutaj pomnika". Aż do 16 września, kiedy krzyż został przeniesiony do kaplicy w Pałacu Prezydenckim, trwała tzw. wojna o krzyż, która rozgorzała po tym, jak 10 lipca prezydent elekt Bronisław Komorowski, w odpowiedzi na pytanie dziennikarza "Gazety Wyborczej" powiedział: "Pałac Prezydencki jest sanktuarium państwa. Krzyż, co było zrozumiałe, postawiono w nastroju żałoby, lecz żałoba minęła i trzeba te sprawy porządkować. Krzyż to symbol religijny, więc zostanie we współdziałaniu z władzami kościelnymi przeniesiony w inne, bardziej odpowiednie miejsce". 17 lipca Jarosław Kaczyński tak na to odpowiedział: "Jeżeli prezydent Komorowski usunie krzyż, który stoi przed Pałacem, to można powiedzieć, że będzie zupełnie jasne, kim jest i po której jest stronie w różnego rodzaju sporach dotyczących polskiej historii i polskich
powiązań". Pod krzyżem składały wieńce m.in. rodziny ofiar i władze PiS; gromadzili się ludzie, ale po zapowiedzi prezydenta doszło do jeszcze ostrzejszej dyskusji w społeczeństwie, a pod Pałacem Prezydenckim dochodziło do iście dantejskich scen.

3 sierpnia 2010 r. podjęto nieudaną próbę jego przeniesienia do Kościoła Akademickiego św. Anny z powodu oporu grupy osób określających się jako "obrońcy krzyża". Zarówno przeciwnicy, jak i zwolennicy obecności krzyża przed Pałacem Prezydenckim organizowali własne wiece i manifestacje; drudzy z nich pełnili przed krzyżem całodobowe warty. Krzyż trafił ostatecznie do Kaplicy Loretańskiej Kościoła św. Anny 10 listopada 2010 r. Konflikt w sprawie krzyża przerodził się z czasem w dyskusję o sposobie i formie upamiętnienia ofiar katastrofy w Smoleńsku, obecności znaku krzyża w przestrzeni publicznej, stosunków na linii państwo-Kościół katolicki oraz sprawności działań organów władzy.

/ 18Fekaliami w tablicę pamiątkową

Obraz
© PAP / Paweł Kula

W sierpniu 2010 r. w apogeum wojny o krzyż na fasadzie Pałacu Prezydenckiego, obok powieszonej tam przez Lecha Kaczyńskiego tablicy ku czci Fryderyka Chopina zawisła tablica upamiętniająca ofiary katastrofy smoleńskiej. Obrońcy krzyża krzyczeli: "hańba, hańba!". W kamieniu wyryto napis: "W tym miejscu w dniach żałoby po katastrofie smoleńskiej, w której zginęło 96 osób, wśród nich prezydent RP Lech Kaczyński z żoną i były prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski, obok krzyża ustawionego przez harcerzy gromadzili się licznie Polacy, zjednoczeni bólem i troską o losy państwa". Przed Pałacem podczas uroczystości było ponad 200 osób, w tym "obrońcy krzyża", ale odsłonięcie przebiegło spokojnie.

Kilka dni później jednak w tablicę pamiątkową 71-letni mężczyzna rzucił słoikiem z fekaliami. Pozostawiono mu zarzut zbezczeszczenia miejsca czci. Po tym zdarzeniu obawiano się, że pod Pałacem może dojść do kolejnych aktów wandalizmu. - Po tym wydarzeniu wyraźnie widać, że tam może dojść do wszystkiego, nawet do rozlewu krwi. Na dodatek zbierający się tam ludzie cały czas czują wsparcie polityków, co dodatkowo podgrzewa emocje i utwierdza ich w przekonaniu, że mają rację - nie miał wątpliwości dr Jacek Kochanowski, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego

/ 18"Skoro w Smoleńsku był zamach, to Marta Kaczyńska wyłudziła 3 mln złotych"

Obraz
© PAP / Piotr Wittman

Rodzicom, współmałżonkom i dzieci ofiar z 10 kwietnia 2010 r. przyznano prawo do odszkodowania w wysokości 250 tysięcy zł. Marta Kaczyńska we wrześniu 2010 r. odebrała odszkodowanie po rodzicach. Prezydent Lech Kaczyński był ubezpieczony na kwotę 2 mln zł, a jego małżonka na 1 mln. W styczniu 2013 r. na nowo wybuchł spór o to zadośćuczynienie. "Skoro w Smoleńsku był zamach, to Marta Kaczyńska wyłudziła 3 mln złotych" - napisał na swoim Twitterze Andrzej Halicki. Polityk przekonywał, że córka tragicznie zmarłego prezydenta otrzymała pieniądze z polisy rodziców, która nie była ubezpieczeniem na życie i nie obejmowała zamachu. - Nie można mówić jednego, a w życiu, po cichu akceptować, że stało się coś innego. Był zamach? To powinno się oddać te trzy miliony złotych - tłumaczył. - To straszne okrucieństwo. Cała ta sprawa świadczy o znieczulicy polityków - stwierdził Tomasz Nałęcz, odnosząc się do słów Halickiego.

/ 18"To będzie... makabra będzie"

Obraz
© PAP / EPA / Sergei Chirikov

1 czerwca 2010 r. MSWiA ujawniło dokonaną przez MAK transkrypcję nagrań czarnych skrzynek. Końcówka nagrania jest dramatyczna. Wcześniej załoga mówiła m.in. "To będzie... makabra będzie. Nic nie będzie widać"; "Nie, no ziemię widać... coś tam widać... Może nie będzie tragedii...". Według zapisu słychać też głosy osób spoza załogi: dowódcy Sił Powietrznych gen. Andrzeja Błasika i szefa protokołu MSZ Mariusza Kazany, który na 11 minut przed tragedią mówi: "Na razie nie ma decyzji prezydenta, co dalej robić". Polska prokuratura uzyskała nagrania z czarnych skrzynek. Trafiły one do biegłych z Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie.

Czarne skrzynki samolotu wciąż znajdują się w Rosji, mimo że są polską własnością. Rosjanie nie wypożyczyli czarnych skrzynek, aby można je było zbadać. Polscy biegli mogli tylko wykonać kopie. Ale nie wszystkie się odnalazły. To jedna z największych zagadek po katastrofie w Smoleńsku - gdzie jest jedna z czarnych skrzynek prezydenckiego TU 154M. Zniknęła bez śladu, w raporcie rosyjskiego MAK, czytamy tylko, że "rejestrator K3-63 nie został odnaleziony". Był to rejestrator eksploatacyjny, na którym zapisywane były dane dotyczące przeciążenia, wysokości, prędkości.

Nie jestem specjalistą od awiacji, ale widziałem porównanie stenogramu przygotowanego na potrzeby MAK i na potrzeby prokuratury przez Instytut Sehna. Różnica w odczytach, a zwłaszcza w kluczowym momencie - po komendzie "odchodzimy" - dochodzi do sześciu sekund! - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Cezary Gmyz, dziennikarz "Do Rzeczy", autor słynnego artykułu o trotylu na wraku tupolewa. W opinii Gmyza zachodzi duże prawdopodobieństwo, że zapis czarnych skrzynek mógł być zmanipulowany. Jako największym zaniedbaniem ze strony Donalda Tuska - jego zdaniem - było to, że nie stanął na czele komisji badającej katastrofę, ponieważ na czele rosyjskiej komisji stanął Władimir Putin.

/ 18Wyczyszczony wrak?

Obraz
© PAP / Wojciech Pacewicz

Wrak tupolewa najpierw miesiącami nieprzykryty leżał po gołym niebem. Potem - pod pretekstem ułatwień w transporcie - został pocięty piłą na mniejsze części. Szczątki Tu-154M - podobnie jak jego czarne skrzynki - są dowodami również w śledztwie, jakie w sprawie katastrofy smoleńskiej prowadzi Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej. Takiego argumentu używają Rosjanie i wciąż toczy się dyskusja, kiedy Polacy wrak odzyskają.

Rosjanie grają śledztwem smoleńskim - taką opinię wygłosił przebywający w Moskwie poseł PiS Witold Waszczykowski. Według niego, Rosja nie zwróci nam wraku Tu-154M, aż do czasu zakończenia w Polsce postępowania w sprawie przyczyn katastrofy smoleńskiej. Rozmowy na ten temat prowadzili w Moskwie przedstawiciele komisji spraw zagranicznych sejmu i senatu. Między innymi apelowali do rosyjskich deputowanych, aby wsparli starania Polski o zwrot wraku Tupolewa. - W tej kwestii mówimy jednym głosem, niezależnie od różnic politycznych - powiedział szef sejmowej komisji spraw zagranicznych, poseł PO Grzegorz Schetyna.

W drugą rocznicę katastrofy jeden fotograf i kilka ekip telewizyjnych mogło na lotnisku w Smoleńsku obejrzeć część wraku rządowego Tu-154M. Wówczas, jak donosił "Nasz Dziennik", oczom zaskoczonych dziennikarzy ukazał się "zrewitalizowany", w miarę zadbany fragment części kadłuba. Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie, prowadząca śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej nic nie wie na temat wymycia przez Rosjan szczątków samolotu. "Wrak samolotu, to materiał dowodowy, który nie powinien być nikomu udostępniony" - mówił gazecie Bogdan Święczkowski, prokurator w stanie spoczynku, były szef ABW.

/ 18Afera z zamianą tablic w przeddzień 1. rocznicy - "skandal, upokorzenie, prowokacja"

Obraz
© PAP / Wojciech Pacewicz

W pierwszą rocznicę katastrofy doszło do incydentu z zamianą tablicy upamiętniającej ofiary katastrofy. Ten nowy "smoleński wątek" na dłużej zaaferował Polaków (na zdjęciu combo: podmieniona tablica na kamieniu upamiętniającym miejsce katastrofę oraz nową-dwujęzyczna). Poprzednią tablicę usunęła strona rosyjska, przed obchodami rocznicy katastrofy smoleńskiej. Według wyjaśnień Rosjan, o które wystąpił MSZ, usunięta tablica nie była konsultowana z władzami rosyjskimi.

Zuzanna Kurtyka, prezes stowarzyszenia "Katyń 2010" i wdowa po prezesie IPN Januszu Kurtyce nie kryła oburzenia zaistniałą sytuacją, określając ją jednym słowem - skandal. - Fakt, że stało się to, gdy przygotowujemy się do obchodów pierwszej rocznicy katastrofy, to upokorzenie i policzek dla Polaków i Polski - mówiła.

Marcin Bosacki, rzecznik MSZ zarzekał się tuż po pierwszych informacjach o zniknięciu tablicy, że jego resort dowiedział się o tym tego dnia rano. - Stronie rosyjskiej zabrakło wyobraźni i wrażliwości - mówił wzburzony. Radosław Sikorski, minister spraw zagranicznych, próbował obarczyć winą za aferę z tablicą osoby, które ją zawiesiły.

Kiedy między Polską a Rosją trwała wymiana zdań na temat pierwszej tablicy, w rocznicę katastrofy Tu-154M do Smoleńska przybyła grupa rodzin ofiar, którym towarzyszyła prezydentowa Anna Komorowska. Pierwsza Dama złożyła kwiaty przed kamieniem już z nową tablicą. Następnego dnia miejsce tragedii miał odwiedzić prezydent Bronisław Komorowski wraz z prezydentem Rosji Dmitrijem Miedwiediewem. Wszyscy zachodzili w głowę, gdzie prezydent powinien złożyć kwiaty? Prezydent Polski wybrnął jednak z patowej sytuacji. Zamiast złożyć kwiaty przy tablicy, wybrał miejsce przy brzozie, w której utkwił odłamek rozbitego samolotu.

Rosjanie zwrócili Polsce tablicę kilka dni po jej zmianie. MSZ zaproponował, aby tablicą w Polsce zaopiekowało się stowarzyszenie "Katyń 2010", które umocowało ją na kamieniu w Smoleńsku. Stowarzyszenie "Katyń 2010" odebrało od MSZ tablicę dopiero w połowie maja 2011 r. i umieściło ją w kościele św. Krzyża w Kaplicy Katyńskiej w Warszawie. W sierpniu tablica została zainstalowana w Sanktuarium na Jasnej Górze.

10 / 18Burza wokół raportu MAK

Obraz
© PAP / EPA / Sergei Chirikov

12 stycznia 2011 r. szefowa Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego Tatiana Anodina zaprezentowała raport o katastrofie smoleńskiej. Osoby obecne w kokpicie wywierały presję, aby lądować, a we krwi generała Andrzeja Błasika (Dowódcy Sił Powietrznych) wykryto alkohol - poinformowała. Dodała, że załoga przed wylotem nie miała informacji o pogodzie, a podejmując próbę lądowania, mimo warunków poniżej minimum, wzięła na siebie odpowiedzialność. MAK nie dostrzegł winy po stronie rosyjskiej.

Chociaż zachowanie kontrolerów z wieży lotniska Siewiernyj wywołało mnóstwo kontrowersji, gdyż załogę tupolewa utrzymywali oni w przekonaniu, że samolot jest na dobrej ścieżce i kursie, kontrolerzy podawali też załodze mylne dane o pogodzie i za późno wydali komendę "horyzont", dającą sygnał do poderwania samolotu, MAK nie dopatrzył się jednak zaniedbań z ich strony. Co więcej, w raporcie stwierdzono, że nie ma filmu wideo, który rejestrował to, co działo się na wieży.

We wstępnym raporcie MAK, który ogłoszono 19 maja 2010 r. ustalono m.in., że w kabinie pilotów były dwie postronne osoby; drzwi do kabiny podczas lądowania były otwarte; przy wylocie załoga nie miała informacji o pogodzie w Smoleńsku; kontrolerzy lotu i załoga polskiego Jaka-40 informowali Tu-154M o pogarszaniu się pogody.

11 / 18Pijany generał główną strategią konferencji MAK

Obraz
© PAP / Bogdan Borowiak

Tatiana Anodina zaakcentowała podczas konferencji MAK rolę generała Błasika w kokpicie. Jak przyznał w styczniu 2013 r. Igor Mintusow, rosyjski ekspert od PR-u, doradca prezydenta Władimira Putina uwagi o pijanym generale były główną strategią konferencji MAK. Mintusow był "mózgiem" konferencji w styczniu 2011 r. To właśnie wtedy komisja MAK opublikowała raport nt. katastrofy smoleńskiej, w którym znalazła się informacja o wykryciu 0,6 promila alkoholu we krwi generała Błasika. Dowódca Sił Powietrznych RP miał także - według MAK - zmusić pilotów do lądowania na lotnisku Siewiernyj.

Mintusow przytaknął, kiedy dziennikarz zwrócił uwagę, że podkreślenie roli pijanego generała było próbą odwrócenia uwagi od błędów Rosjan. Po czym zastrzegł, że przyjmowanie takich strategii to wybór polityczny - "decyzja, którą podejmuje polityk, a nie jego doradca". - Konsultanta politycznego różni od polityka kwestia odpowiedzialności - ocenił. I kontynuował: "za słowa wypowiadane publicznie odpowiedzialność ponosi wyłącznie polityk". - Zadaniem konsultanta jest analiza wszystkiego, co się dzieje wokół polityka i interpretacja faktów na jego korzyść. Oczywiście, żaden polityk nie chce kłamać, aby nie został na tym przyłapany. Ale istnieje pewne pole do swobodnej interpretacji - dodał.

12 / 18Zarzuty dla wiceszefa BOR

Obraz
© PAP / Andrzej Hrechorowicz

Były wiceszef Biura Ochrony Rządu gen. Paweł Bielawny jest oskarżony o niedopełnienie obowiązków w związku z wizytami prezydenta i premiera w Smoleńsku w kwietniu 2010 r. oraz o poświadczenie nieprawdy. Akt oskarżenia wobec Bielawnego (zgodził się na podawanie swoich danych) Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga skierowała do sądu w czerwcu 2012 r. Generał nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień. Po przedstawieniu mu w lutym tego roku zarzutów przez prokuraturę został zdymisjonowany ze stanowiska. Jak informuje "Newsweek", sąd nie wyznaczył jeszcze terminu pierwszej rozprawy. I jeszcze długo nie wyznaczy. Akta sprawy przez najbliższe dwa miesiące będą brać udział w prokuratorskim konkursie - wynika z informacji tygodnika.

Pod koniec czerwca 2012 r. praska prokuratura umorzyła - z braku znamion przestępstwa - śledztwo dotyczące organizacji lotów prezydenta i premiera do Smoleńska w 2010 r. przez instytucje cywilne. We wrześniu z braku cech przestępstwa prokuratura umorzyła też śledztwo w sprawie domniemanego niedopełnienia obowiązków i niewłaściwego nadzoru nad BOR w 2010 r. przez Jerzego Millera, który był wtedy szefem MSWiA.

Z kolei na początku marca 2013 r. ministerstwo Spraw Wewnętrznych poinformowało, że premier Donald Tusk przyjął rezygnację gen. Janickiego ze stanowiska szefa Biura Ochrony Rządu. Na pełniącego obowiązki szefa BOR powołany został zastępca Janickiego, płk Krzysztof Klimek.

Politycy opozycji niejednokrotnie domagali się dymisji Janickiego, obwiniając go o zaniechania w związku z ochroną prezydenta Lecha Kaczyńskiego i nieprawidłowości w organizacji podróży do Smoleńska 10 kwietnia 2010 r.

13 / 18Afera z "trotylem na tupolewie"

Obraz
© PAP / Jacek Bednarczyk

W listopadzie dziennikarz Cezary Gmyz w "Rzeczpospolitej", napisał o tym, że śledczy na wraku samolotu Tu-154M w Smoleńsku znaleźli ślady trotylu i nitrogliceryny. Prokuratura wojskowa zaprzeczyła, że są takie ustalenia; wskazała, że znalezione ślady mogą oznaczać obecność substancji wysokoenergetycznych. Dopiero badania laboratoryjne będą mogły być podstawą do twierdzenia o istnieniu bądź nieistnieniu śladów materiałów wybuchowych - podkreśliła prokuratura. Jarosław Kaczyński jeszcze przed konferencją prokuratury mówił, że informacje "Rz" potwierdzają, że w Smoleńsku doszło do "zabójstwa" - "Zamordowanie 96 osób to niesłychana zbrodnia, każdy, kto miał cokolwiek z tym wspólnego, powinien ponieść tego konsekwencje". Prezes PiS zażądał także dymisji rządu Donalda Tuska oraz sugerował, że śmierć chorążego Remigiusza M. w kontekście informacji o trotylu mogła mieć szczególny charakter.

W związku z publikacją "Trotyl we wraku Tupolewa" wydawca "Rzeczpospolitej" odwołał red. naczelnego "Rz" Tomasza Wróblewskiego, jego zastępcę Bartosza Marczuka, szefa działu krajowego Mariusza Staniszewskiego oraz red. Cezarego Gmyza.

Na początku marca "Gazeta Polska" poinformowała, że pierwsze próbki z wraku Tu-154M, na których polscy biegli wykryli w Smoleńsku ślady trotylu (TNT), zostały już przebadane laboratoryjnie. Analizy wykazały obecność TNT. Naczelna Prokuratura Wojskowa w Warszawie zdementowała jednak doniesienia, jakoby analizy badań laboratoryjnych biegłych z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji "wykazały obecność TNT".

14 / 18Gwiazda smoleńskiej komisji parlamentarnej

Obraz
© PAP / Radek Pietruszka

Najbardziej prawdopodobną przyczyną katastrofy z 10 kwietnia 2010 r. były dwie eksplozje, które zniszczyły samolot w powietrzu. A jak doszło do wybuchów? Stoją za nimi "nieustalone osoby trzecie" - taką tezę zawiera raport z prac parlamentarnego zespołu smoleńskiego PiS. Zespół Antoniego Macierewicza ds. katastrofy smoleńskiej po ponad dwóch latach w sierpniu 2012 r. zakończył swoje prace. Komisja podważyła zarówno rosyjski raport MAK, jak i prace zespołu Jerzego Millera. Miesiąc później w sieci został opublikowany dokument "28 miesięcy po Smoleńsku" - rozszerzona wersja raportu.

Przez wiele miesięcy Macierewicz stawiał oskarżenia, wyciągał wnioski, z których część przejdzie do historii: o skrzydle TU-154, które "nie miało prawa pęknąć" w zderzeniu z brzozą słyszeli wszyscy. W raporcie zespołu jest mowa o tym, że Raport Macierewicza zapewnia, że piloci tupolewa nigdy nie mieli zamiaru lądować w Smoleńsku, a "premier Donald Tusk prowadził grę z Władimirem Putinem przeciwko prezydentowi RP" w sprawie jego wizyty w Katyniu (chodzi o rozdzielenie wizyt, premier był w Katyniu 7 kwietnia). Podkreślono, że po katastrofie rząd Tuska "odrzucił pomoc ekspertów z NATO, UE oraz z Polski", a także "zgodził się na rosyjski dyktat w sprawie wyjaśniania katastrofy". Jest również mowa o "świadomym współdziałaniu przedstawicieli rządu premiera Tuska z władzami Federacji Rosyjskiej na szkodę polskiego śledztwa i w celu uniemożliwienia dojścia do prawdy". Ponadto - napisano - "przedstawiciele rządu ponoszą odpowiedzialność za brak odpowiedniej reakcji na rosyjską kampanię oczerniającą ofiary
katastrofy".

Ustalenia zespołu Macierewicza w ostrych słowach wielokrotnie dyskredytowali politycy PO, a wśród nich Stefan Niesiołowski. - Dla mnie pokazywanie Macierewicza, Kaczyńskiego i tych nieuków z Ameryki, że samolot się rozpadł, jakieś wykresy, to jest kompromitacja - oburzał się Niesiołowski.

15 / 18Likwidacja 36. specpułku

Obraz
© PAP / Leszek Szymański

Niespełna tydzień po publikacji raportu Millera i dzień po nominacji nowego szefa MON premier Donald Tusk poinformował o pierwszych decyzjach Tomasza Siemoniaka. To rozformowanie (zlikwidowanie) 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego oraz dymisje 13 oficerów, w tym trzech generałów. Siemoniak zaznaczył, że dymisje nie mają "charakteru przepisywania odpowiedzialności karnej czy dyscyplinarnej". - To kwestia odpowiedzialności dowódców - stwierdził.

Specpułk przestał funkcjonować z końcem 2011 r., w miejsce rozformowanej jednostki powstała 1. Baza Lotnictwa Transportowego. Na jej wyposażeniu znalazły się śmigłowce Mi-8 i Sokół. W sierpniu 2011 r. premier Donald Tusk ogłosił, że przewozy najważniejszych osób w państwie z użyciem samolotów będą wykonywane już wyłącznie w formule cywilnej we współpracy z PLL LOT.

W październiku 2012 r. opinię publiczną poruszyła z kolei wiadomość o samobójstwie Remigiusza M., technika pokładowego Jaka-40. Badania toksykologiczne wykazały, że nie był on pod wpływem leków czy substancji odurzających.

Remigiusz M. był technikiem pokładowym Jaka-40, który wylądował na smoleńskim lotnisku godzinę przed katastrofą Tu-154 w 2010 r. Lotnik przekonywał, że kontroler z wieży w Smoleńsku zezwolił załodze prezydenckiego samolotu na zejście do wysokości 50 m - podczas gdy z opublikowanego stenogramu wynika, że kontroler miał zezwolić na zejście do 100 metrów. Według niego, również załoga Jaka-40 dostała zgodę na zejście do 50 m, podobnie jak załoga rosyjskiego Iła z funkcjonariuszami ochrony, który po nieudanej próbie lądowania odleciał na inne lotnisko. Po rozwiązaniu specpułku transportowego, w którym służył, M. przeszedł on na emeryturę.

16 / 18Raport Millera bez nazwisk winnych

Obraz
© Newspix.pl / Damian Burzykowski

29 lipca 2011 r. - po ponad 15 miesiącach od katastrofy smoleńskiej - komisja badająca jej przyczyny, przedstawiła końcowy raport. Dokument nie zawierał jednej konkretnej przyczyny tragedii, lecz splot wydarzeń, które do niej doprowadziły. W raporcie nie wymieniono też żadnych nazwisk winnych. Po opublikowaniu raportu nt. katastrofy, premier Donald Tusk poinformował, że na jego ręce szef MON Bogdan Klisz złożył dymisję, która została przyjęta. Szef rządu podkreślił jednak, że odwołanie ministra nie oznacza, że to on ponosi odpowiedzialność za katastrofę smoleńską.

We wnioskach końcowych raportu czytamy, że przyczyną wypadku było "zejście poniżej minimalnej wysokości zniżania, przy nadmiernej prędkości opadania, w warunkach atmosferycznych uniemożliwiających wzrokowy kontakt z ziemią i spóźnione rozpoczęcie procedury odejścia na drugi krąg. Doprowadziło to do zderzenia z przeszkodą terenową, oderwania fragmentu lewego skrzydła wraz z lotką, a w konsekwencji do utraty sterowności samolotu i zderzenia z ziemią".

Raport komisji Millera został zmiażdżony przez Prawo i Sprawiedliwość. - To wersja rządu Donalda Tuska raportu pani Anodiny. Miała Polaków zaboleć i tak się stało - mówili tuż po prezentacji politycy PiS. Według Antoniego Macierewicza, minister Miller podczas prezentacji kłamał, a sam dokument pełen jest fałszerstw i świadomych zatajeń.

17 / 18Raport Millera to pogwałcenie polskiej racji stanu?

Obraz
© PAP / EPA / Sergei Chirikov

Jarosław Kaczyński komentując raport stwierdził zaś, że "premier Donald Tusk nie miał i nie ma odwagi wziąć na siebie odpowiedzialności za katastrofę". - Zabrakło mu honoru, by bronić gen. Błasika i polskich oficerów, nie reagował na pomówienia ze strony MAK. Publikacja raportu podzieliła członków rodzin ofiar. - Chwilami zastanawiałam się, czy minister Miller w ogóle znajdzie frajerów, którzy uwierzą w raport - mówiła po prezentacji Magdalena Merta, wdowa po wiceministrze kultury Tomaszu Mercie. Jeszcze ostrzej wypowiedział się Andrzej Melak, brat przewodniczącego Komitetu Katyńskiego Stefana Melaka, który oświadczył, że Tusk za "oddanie śledztwa Rosjanom" a co za tym idzie, za "jawne pogwałcenie polskiej racji stanu", powinien odpowiedzieć przed Trybunałem Stanu.

Na raport polskiej komisji odpowiedział MAK. Aleksiej Morozow, szef komisji technicznej Komitetu ocenił, że rosyjscy eksperci "nie zauważyli w polskim raporcie z badania katastrofy smoleńskiej nic nowego wobec tego, co Polska przedstawiła w uwagach do raportu MAK". Później przez ponad godzinę eksperci przypominali zawarte w swoim raporcie główne tezy i po raz kolejny zaznaczali, że ewentualne braki po rosyjskiej stronie - nawet, jeśli były - to "nie wpłynęły na katastrofę".

- Jeśli chodzi o pracę kontrolerów, odkryto w niej pewne braki, chodzi o pokazywanie ścieżki schodzenia, ale nie miało to jakiegokolwiek wpływu na przyczynę zdarzenia lotniczego - podkreślał Morozow.

18 / 18Smoleńskie ekshumacje

Obraz
© PAP / Stanisław Rozpędzik

Polskich prokuratorów, którzy wieczorem 10 kwietnia przyjechali do Rosji, nie dopuszczono do sekcji zwłok, twierdząc, że już zostały wykonane. Przez ponad rok Rosjanie nie przysłali jednak protokołów z sekcji. Skalę zaniedbań pokazały ekshumacje, które przeprowadzano w Polsce. Okazało się, że doszło do zamiany zwłok części ofiar.

Pierwszą była ekshumacja ciała Zbigniewa Wassermana dokonana 29 sierpnia 2011 r. wobec wątpliwości co do twierdzeń z rosyjskiej dokumentacji sądowo-lekarskiej (na zdjęciu fotografia zmarłego polityka w rękach jego córki Agaty). 19 marca tego samego roku przeprowadzono też ekshumację ciała Przemysława Gosiewskiego, a następnego dnia zwłok Janusza Kurtyki.

Ekshumacja ciała Anny Walentynowicz 17 września 2012 r. i ustalenie przez Wojskową Prokuraturę Okręgową w Warszawie w oparciu o wyniki przeprowadzonych badań DNA, że w grobie na cmentarzu Srebrzysko w Gdańsku-Wrzeszczu znajdowało się ciało innej ofiary katastrofy, Teresy Walewskiej-Przyjałkowskiej rozpoczęło "lawinę" ekshumacji innych ofiar, w tym Ryszarda Kaczorowskiego, ostatniego prezydenta RP na uchodźstwie. Małgorzata Wassermann, córka posła PiS Zbigniewa Wassermanna stwierdziła w wywiadzie dla tygodnika "Newsweek", że nie ma cienia wątpliwości, że będą ekshumowane wszystkie ciała. - Bardzo współczuję tym, którzy mają to wciąż przed sobą - dodała.

Kiedy 20 grudnia 2010 r. Jarosław Kaczyński powiedział, że nie rozpoznał ciała brata po przywiezieniu go do Polski, jego również zapytano o ewentualną ekshumację. Prezes PiS stwierdził wtedy, że ani on, ani córka zmarłego prezydenta nie podjęli decyzji ws. ewentualnej ekshumacji. Prokuratura wojskowa ogłosiła, że nie ma wątpliwości, kto leży na Wawelu. W listopadzie 2012 r. we wspólnym oświadczeniu szef PiS Jarosław Kaczyński i Marta Kaczyńska napisali, że nie jest rozważany wniosek o ekshumację prezydentowej Marii Kaczyńskiej.

(js)

Wybrane dla Ciebie

Eksplozja w Rembertowie. Żandarmeria Wojskowa bada incydent
Eksplozja w Rembertowie. Żandarmeria Wojskowa bada incydent
Trump planuje wizytę w Korei Płd. Media: Chce się spotkać z Xi
Trump planuje wizytę w Korei Płd. Media: Chce się spotkać z Xi
Nowe informacje ws. drona pod Tomaszowem Lubelskim
Nowe informacje ws. drona pod Tomaszowem Lubelskim
"Ponad 800 dronów". Zełenski reaguje na rosyjski atak
"Ponad 800 dronów". Zełenski reaguje na rosyjski atak
Tragedia w Chrzanowie. Śmierć 5-latka poruszyła mieszkańców
Tragedia w Chrzanowie. Śmierć 5-latka poruszyła mieszkańców
Katastrofa lotnicza w USA. Nie ma ocalałych
Katastrofa lotnicza w USA. Nie ma ocalałych
Oresznik i symulacja użycia broni jądrowej. Rosja już za ok. tydzień przetestuje granice
Oresznik i symulacja użycia broni jądrowej. Rosja już za ok. tydzień przetestuje granice
Chrześniacy Mościckiego walczą o miliony. Sejm podjął decyzję
Chrześniacy Mościckiego walczą o miliony. Sejm podjął decyzję
Atak na siedzibę rządu w Kijowie. Premier Ukrainy reaguje
Atak na siedzibę rządu w Kijowie. Premier Ukrainy reaguje
Niemcy. System emerytalny na krawędzi
Niemcy. System emerytalny na krawędzi
Pjongjang uhonorował poległych w Ukrainie. Ceremonia wywołała krytykę
Pjongjang uhonorował poległych w Ukrainie. Ceremonia wywołała krytykę
Koniec lata, idzie jesień. Czeka nas pożegnanie z ładną pogodą
Koniec lata, idzie jesień. Czeka nas pożegnanie z ładną pogodą