Prowokacja FSB?
We wrześniu 1999 roku Rosją wstrząsnęła seria zamachów bombowych, w których zginęło prawie 300 osób, a ponad 1000 zostało rannych. Odpowiedzialnością za ataki na budynki mieszkalne w Bujnaksku, Moskwie i Wołgodońsku obarczono separatystów czeczeńskich. Wydarzenia te stały się bezpośrednią przyczyną rozpoczęcia drugiej wojny czeczeńskiej. Tak przynajmniej brzmi oficjalna wersja.
Istnieją jednak silne poszlaki, że zamachy były inspirowane lub przeprowadzone przez FSB (następczyni KGB) w celu usprawiedliwienia zbrojnej pacyfikacji Czeczenii. Według licznych doniesień agentów FSB zatrzymano na gorącym uczynku podczas przygotowywania kolejnej eksplozji w mieście Riazań. Władze szybko ich wypuściły i ogłosiły, że podłożono worki z niegroźnym materiałem w ramach ćwiczeń. Jednak próbka pobrana natychmiast po odkryciu rzekomych atrap okazała się być materiałem wybuchowym.
Tezę o prowokacji rosyjskich służb podtrzymywał były podpułkownik FSB Aleksandr Litwinienko, otruty w 2006 roku radioaktywnym polonem. Jednak niektórzy wskazują, że Litwinienko należał do grupy znanego krytyka Kremla, oligarchy Borisa Bieriezowskiego, której zależy na zdyskredytowaniu ekipy Władimira Putina. A to stawia pod znakiem zapytania wiarygodność relacji byłego agenta.
W 2008 roku na prestiżowym Uniwersytecie Princeton odbyła się konferencja poświęcona sprawom Czeczeni. W jej podsumowaniu wskazuje się jasno, że choć rosyjskie władze wykorzystały zamachy politycznie, nie istnieją niezbite dowody, które definitywnie potwierdzałyby prawdziwość którejś z wersji - zarówno mówiącej o wyłącznej odpowiedzialności czeczeńskich separatystów, jak i prowokacji rosyjskich służb.
Na zdjęciu: zniszczony w wyniku zamachu blok mieszkalny w Wołgodońsku.