Protesty w Mołdawii, rząd się sypie
Mołdawski minister spraw wewnętrznych Vasile Draganel podał się w środę do dymisji, twierdząc, że decyzja ta nie ma nic wspólnego z antyrządowymi demonstracjami, nękającymi kraj od ponad sześciu tygodni.
Odejście Draganela następuje po zdymisjonowaniu pod naciskiem demonstracji przez prezydenta ministra oświaty Ilie Vancei, który wprowadził na początku stycznia w szkołach podstawowych obowiązkową naukę języka rosyjskiego.
Uliczne protesty przeciwko przymusowi nauki rosyjskiego trwały prawie dwa miesiące, ich inicjatorami byli studenci. Z biegiem czasu zaczęto żądać pełnego odwrotu od promoskiewskiej polityki, realizowanej przez Voronina i jego postkomunistyczną ekipę. Demonstracje miały wielotysięczną frekwencję.
Tymczasem w środę kilka tysięcy osób ponownie protestowało w stolicy Moładwii Kiszyniowie przeciwko cenzurze w państwowej telewizji.
We wtorek do protestujących przyłączyła się większość pracowników telewizji. Dziennikarze przerwali wieczorem program informacyjny w języku rosyjskim i na ekranie pojawił się napis, protestujący przeciwko cenzurze. Po negocjacjach programy informacyjne w języku rosyjskim i mołdawskim zostały wyemitowane bez żadnych cięć cenzury.
Dziennikarze zagrozili bezterminowym strajkiem, jeśli cenzura nie zostanie zdjęta i protestujący nie otrzymają czasu antenowego. W środę wieczorem czas antenowy otrzymają liderzy wszystkich frakcji parlamentarnych - komuniści, centryści i opozycyjna chrześcijańsko--demokratyczna partia ludowa.
Opozycyjna Chrześcijańsko-Demokratyczna Partia Ludowa, która organizuje protesty opowiada się za zjednoczeniem Mołdawii z Rumunią, a komunistyczny rząd oskarża o rusyfikację kraju. Większość mieszkańców Mołdawii jest pochodzenia rumuńskiego.
Mołdawia - była republika radziecka przed 1939 rokiem należała do Rumunii. W 1939 roku na mocy paktu niemiecko-radzieckiego jej większa część została zaanektowana przez Moskwę. (an, PAP, IAR)