Prokurator Ziobro przesądził: nie zna sprawy, ale wszystko było w porządku [OPINIA]
Zbigniew Ziobro obwieścił, że policja w głośnej medialnie sprawie pani Joanny zadziałała prawidłowo. Niespełna 30 sekund później przyznał natomiast, że sprawa jest nowa i nie zna materiałów.
21.07.2023 | aktual.: 04.10.2023 13:16
Gdy tylko dowiaduję się, że Zbigniew Ziobro udzieli wywiadu, rezerwuję sobie czas. Wierzę bowiem, że usłyszę o reformach wymiaru sprawiedliwości, usprawnieniach dla obywateli, którzy czekają latami na wyroki sądów.
Oczywiście nigdy o tym nie mówi - dla ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego wszystko jest ważniejsze. Czasem zła Unia Europejska, niekiedy degeneraci z lobby LGBT. Ostatnio, w Polsacie, istotne było odniesienie się do aborcji dokonanej przez panią Joannę i sytuacji, która zdarzyła się później w szpitalu.
30 sekund Ziobry
Zbigniew Ziobro, bądź co bądź prokurator generalny, w trzeciej minucie i trzydziestej trzeciej sekundzie wywiadu przesądził: policja, operator numeru 112 i lekarka, która zadzwoniła pod numer ratunkowy, zadziałali prawidłowo.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wydaje się więc, że szkoda czasu na wszelkie dochodzenia, ustalenia i inne pierdoły. Decyzja na samym szczycie prokuratury już zapadła: wszystko było w porządku. Co najwyżej źle zachowała się sama pani Joanna, która - jak stwierdził Zbigniew Ziobro - miała wyrzuty sumienia, że zabiła własne dziecko.
Czy ktokolwiek wierzy, że znajdzie się prokurator, który wnikliwie przyjrzy się prawidłowości działania policjantów w tej sprawie, po takiej deklaracji Zbigniewa Ziobry?
Zobacz także
Dziennikarz, który rozmawiał z prokuratorem generalnym (Marcin Fijołek), jednak od razu rezolutnie zapytał, czy na pewno wszystkie działania były prawidłowe. Bądź co bądź, kobiecie, która trafiła do szpitala, policja zabrała rzeczy - komputer i telefon. Sąd zaś stwierdził, że policja nie miała prawa tego uczynić, bo kobieta nie popełniła jakiegokolwiek czynu zabronionego ani nawet nie było podstaw, by ją o to podejrzewać.
Na co Ziobro - w czwartej minucie i drugiej sekundzie rozmowy - stwierdził, że nie zna materiału sprawy, że sprawa jest nowa. Ale że zna informacje medialne, iż "ta pani nabywa jakieś tabletki w internecie".
Krótko mówiąc: nie minęło nawet 30 sekund od przesądzenia przez prokuratora generalnego o prawidłowości postępowania policjantów do stwierdzenia, że wypowiadający te słowa prokurator generalny nie zna sprawy.
On po prostu wie. Ufa policji. Podskórnie czuje, że wszystko było dobrze.
Pacjentka w szpitalu
W mediach, tych tradycyjnych i społecznościowych, trwa właśnie festiwal sporów, kłótni i wyzwisk. Temat aborcji rozpala bowiem społeczeństwo. Trudno się zatem dziwić, że głośna medialnie sprawa pani Joanny wzbudza aż tyle emocji.
Ale uprzejmie przypominam: w całej sprawie nie chodzi o aborcję. Chodzi przede wszystkim o to, jak pacjentka szpitala została w placówce ochrony zdrowia potraktowana.
Dla oceny, czy potraktowano ją właściwie, czy niewłaściwie, nie ma jakiegokolwiek znaczenia, jakie kobieta ma poglądy, czym się zawodowo zajmuje, czy leczyła się psychiatrycznie, ani za kogo się przebiera.
Znaczenie ma wyłącznie to, czy policja, której zadaniem było zabezpieczyć zdrowie i życie kobiety, skupiła się właśnie na tym, czy postanowiła, ot - przy okazji, odnieść "spektakularny" sukces w ściganiu organizatorów aborcyjnego podziemia.
Wszystkie zgromadzone dotychczas dowody przekonują do postawienia tezy, że funkcjonariusze działali nieprawidłowo.
Skoro bowiem istotą interwencji było zapobieżenie popełnieniu samobójstwa, zadanie policji powinno się zakończyć w chwili, w której kobietą zajęli się lekarze. I jeśli lekarze nie prosili funkcjonariuszy o pomoc (a nie prosili), policja powinna zakończyć swój udział.
Tego jednak nie zrobiono. Postanowiono zająć się tematem zupełnie innym, niezwiązanym ze zgłoszeniem, czyli tym, w jaki sposób kobieta weszła w posiadanie tabletek poronnych. Przy czym takie postępowanie, w chwili obecności policjantów w szpitalu, w ogóle nie było prowadzone.
Policjanci zabrali sprzęt kobiecie - sąd już uznał, że nie mieli do tego prawa. Bo i po co – przecież ani przez chwilę nikt nie podejrzewał, że kobieta mogła popełnić jakikolwiek czyn zabroniony.
Policjanci pokłócili się z lekarzami w szpitalu oraz ich wylegitymowali (ba, co najmniej jednego lekarza straszyli konsekwencjami prawnymi), uznając, że ważniejsza jest ich praca niż praca lekarzy - a to nieprawda, bo pierwszeństwo w takich sytuacjach ma lekarz, a nie policjant. To zresztą oczywiste, bo najważniejsze jest przecież ratowanie zdrowia i życia pacjenta, a nie jego szybkie przesłuchanie i przeszukanie.
Policjanci przeszkadzali innym pacjentom w szpitalu, na co zwrócił już uwagę sąd.
Rzecznik policji nie potrafił odpowiedzieć na pytanie, jaki związek ma zmuszanie pacjentki do kaszlu i robienia przysiadów z zabezpieczaniem jej zdrowia i życia - nie dziwię się, bo takiego związku nikt trzeźwo myślący nie dostrzega.
Policjanci byli obecni podczas badań, pomimo że pacjentka sobie tego nie życzyła, a lekarze nie widzieli potrzeby policyjnej asysty. To oczywiste naruszenie praw pacjenta.
Policja postanowiła wreszcie publicznie zdyskredytować kobietę, twierdząc, że najprawdopodobniej była pijana. Ujawniono także szereg informacji objętych tajemnicą lekarską jak dokonanie przez nią aborcji. Tu od razu zaznaczmy: sama kobieta ma prawo takie informacje ujawnić, ale policja nie powinna tego robić.
Ujawnienie choćby tego, że kobieta targnęła lub chciała targnąć się na życie, jest nielegalne, choćby funkcjonariusze robili to w obronie przed zarzutami pełnomocniczki kobiety. Państwowa służba nie może bowiem publicznie ujawniać informacji o stanie zdrowia konkretnej osoby, gdy nie przemawia za tym interes społeczny.
W skrócie: teza, że policja zadziałała prawidłowo, wydaje się co najmniej przedwczesna.
Ale skoro Zbigniew Ziobro, bez znajomości sprawy, już przesądził, to temat zamknięty, czyż nie?
Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: Patryk.Slowik@grupawp.pl