Prof. Jacek Jassem z Polskiego Towarzystwa Onkologicznego: znieśmy limity w leczeniu raka
- Trzeba stawać na głowie, żeby nowotwór został szybko wykryty, rozpoznany, a chory otrzymał odpowiednie leczenie - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską prof. Jacek Jassem, kierownik Kliniki Onkologii i Radioterapii Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego. To prosta recepta wszystkich onkologów na raka. W praktyce obecny system walczy z nim dość nieudolnie. Kolejki do specjalistów, limity na diagnostykę i leczenie. NFZ broni się: "nie mamy więcej pieniędzy". Polscy onkolodzy odpowiadają: "więc te, które są, trzeba rozsądniej wydawać". Opracowują "Cancer Plan", który ma być lekarstwem na raka, trawiącego system opieki onkologicznej w Polsce.
Katarzyna długo nie dopuszczała do siebie myśli, że jej mąż Janek może być tak ciężko chory. Diagnoza była jednak bezlitosna: rak drobnokomórkowy. Zaczęło się w pachwinie, później zaatakował nerki, wątrobę i głowę. W międzyczasie: pierwsza, druga, trzecia chemia. Po piątej lekarze powiedzieli, że kolejnej już nie będzie. - Limity, małe szanse - usłyszała. Kasia usiadła na korytarzu i zaczęła płakać. Jak miała powiedzieć mężowi, że to już koniec? Jak powiedzieć Ani i Tomkowi, ich dzieciom, że dla taty nie ma już nadziei? Przez zamglone oczy zobaczyła ekipę telewizyjną, która właśnie weszła do szpitala. Nie zastanawiała się ani chwili. Podbiegła do nich. - Mam dla was temat - powiedziała. Ze łzami w oczach mówiła do kamery o miłości do Janka i jego chorobie. Pomogło, mąż dostał chemię. Przeżył jeszcze kilka miesięcy. Dla Kasi i dzieci ten czas był bezcenny.
Co pewien czas media głośno interweniują w podobnych sprawach, bo jeśli w grę wchodzi czyjeś życie, to wszystkie chwyty są dozwolone. Rozpaczliwe apele o pomoc skruszą nie tylko twarde procedury szpitali, ale też poruszą serca zwykłych ludzi. Prof. Jacek Jassem, kierownik gdańskiej kliniki onkologii i prezes Polskiego Towarzystwa Onkologicznego, twierdzi, że w Polsce jesteśmy mistrzami spraw interwencyjnych. - Gdzieś się "pali", brakuje leków, ktoś czeka w kolejce kilka miesięcy, idzie do telewizji, robi raban. Wynikiem jest interwencja i szybkie rozwiązanie palącego problemu - mówi i zaznacza, że nie tak to powinno wyglądać. To samo rozpoznanie raka, a nie presja społeczna, powinno być motorem napędzającym leczenie.
Rak nie będzie czekał w kolejce
Na szczęście odchodzimy już od myślenia, że rak to wyrok. Postęp w leczeniu nowotworów jest niebywały. Wzrosła też świadomość społeczna, że jeśli zostanie wcześnie wykryty, można się z nim skutecznie rozprawić. Przekonywały o tym programy profilaktyczne, kampanie społeczne. - Zorganizowaliśmy akcję "Rak. To się leczy". Znane osoby nakłaniały do badań profilaktycznych. Kampania odniosła sukces. Był też efekt uboczny. W trakcie jej trwania dostaliśmy setki maili w stylu: "po co mam się badać? Mój znajomy poszedł - wykryli mu raka we wczesnym stadium. Tylko co z tego, skoro teraz na leczenie musi czekać w kolejce. Czas i tak ucieka"- relacjonuje Jacek Gugulski, prezes Polskiej Koalicji Pacjentów Onkologicznych. Albo inny: "dostałam skierowanie na tomografię. Usłyszałam, że badanie mogę wykonać za cztery miesiące. A przecież tutaj liczy się każdy dzień!".
Bo o ile pacjent jest w kolejce dość cierpliwy, to rak na badania nie czeka w uśpieniu. - To nieetyczne, żeby trzymać kogoś na przykład w kolejce na radioterapię wiedząc, że choroba postępuje i trzeba działać jak najszybciej. Tym bardziej, że później leczenie jest trudniejsze i droższe - oburza się Jacek Gugulski.
Nierzadko lekarze mają jednak związane ręce. - Onkolog ma dziesięciu chorych, a pieniądze na wyleczenie pięciu. Musi więc się zastanawiać, komu podać lek, bo dla wszystkich nie wystarczy. Musi zdecydować, któremu pacjentowi dać szansę na przeżycie, a który już jej nie dostanie. A przecież nie po to został lekarzem, żeby zastanawiać się, komu ratować życie! - mówi prezes Gugulski. Ze smutkiem zaznacza, że mamy świetnych specjalistów, niekiedy wykształconych za granicą, którzy wracają do Polski i pokazują pacjentom metody leczenia... przez szybkę, bo u nas brakuje na nie i pieniędzy i systemu wdrożenia.
Para w gwizdek
Minister Bartosz Arłukowicz dostrzegł problem, z którym mierzą się pacjenci z nowotworem i ich lekarze. "Rok 2013 to rok zmian w onkologii" - zapowiadał szef resortu w lutym ubiegłego roku podczas debaty w ramach VII Forum Liderów Organizacji Pacjentów. Już wcześniej Polska otrzymała silną sugestię z Komisji Europejskiej, by opracować skuteczny plan leczenia chorób nowotworowych. Wszyscy z niecierpliwością czekali na działania. - Para poszła w gwizdek. Mamy już 2014 rok, a Polska jest jednym z niewielu krajów, które takiego planu wciąż nie mają - mówi prof. Jassem.
Obecnie z rakiem zmaga się ponad 400 tys. osób. Specjaliści alarmują: chorych będzie przybywać. W ciągu 15 lat liczba osób zmagających się z nowotworem podwoi się. - Za chwilę nowotwór będzie pierwszą przyczyną zgonów w Polsce, będzie to największy problem zdrowotny tego kraju - ocenia prof. Jassem. Polska Koalicja Pacjentów Onkologicznych oszacowała, że 100 tys. to pacjenci "wykluczeni", czyli na przykład tacy, którzy grzeją miejsca w kolejkach na badania, nie otrzymują leku, bo akurat skończył się limit albo w ogóle jest nierefundowany. To właśnie dla nich PKPO zorganizowała kampanię "Pacjent wykluczony". Ma ona pomóc pacjentom i ich bliskim przedzierać się przez labirynt przepisów i formalności w ochronie zdrowia. Nie chodzi jednak tylko o to, by gasić pożary. Potrzeba rozwiązań systemowych, u źródła.
I można by tak siedzieć, narzekać i czekać, aż ministerstwo i rząd przygotują strategię walki z rakiem. - Uznaliśmy, jako środowisko onkologów, że prościej będzie wziąć się do roboty - mówi prof. Jacek Jassem. Ponad 120 ekspertów: onkologów, specjalistów zdrowia publicznego, ekonomistów, prawników i przedstawicieli organizacji chorych onkologicznych podzielonych na 10 roboczych grup "zakasało rękawy". Wspólnymi siłami rozpoczęli pracę nad polskim "Cancer Planem", czyli długofalowym projektem, określającym problemy i rozwiązania wszystkich problemów onkologii - od profilaktyki i edukacji społeczeństwa, po rehabilitację po leczeniu i opiekę terminalną.
W USA podobny plan powstał już w 1971 roku, we Francji w 2000. Oba państwa odnotowały spektakularny postęp w wynikach leczenia nowotworów. - Onkologia jest przewidywalną dziedziną. Potrafimy bardzo precyzyjnie określić potrzeby kraju w perspektywie roku, dwóch czy nawet 10 lat. Potrzeby można planować z dużym wyprzedzeniem - tłumaczy autor tej inicjatywy.
Prace nad projektem ruszyły więc pełną parą. Pozostało tylko, by usłyszeli o nim ci, którzy mają szansę wprowadzić go w rzeczywistość. Profesor Jassem postanowił napisać list otwarty. "Szanowny Panie Prezydencie, Szanowny Panie Premierze, Szanowny Panie Ministrze" - rozpoczął, po czym precyzyjnie określił oczekiwania: "poprawa skuteczności walki z nowotworami w Polsce wymaga nadania jej najwyższego priorytetu państwowego i odważnych politycznych decyzji". Co jeszcze zawarł?
Tezę poparł solidną argumentacją: "W Polsce każdego dnia umiera 1050 osób, w tym 6 proc. z powodu wypadków, a aż 25 proc. z powodu nowotworów. Śmierć tak wielu osób stanowi oczywistą stratę w wymiarze ludzkim, ale także ekonomicznym. Utrata roku życia w przypadku śmierci osoby w wieku produkcyjnym oznacza stratę 350 000 PLN". Przypomniał również, że "wśród 27 krajów członkowskich UE wydatki per capita na ochronę zdrowia należą w Polsce do najniższych. Wydatki na leczenie nowotworów per capita stanowią w Polsce około 1/3 średniej unijnej i są znacznie niższe niż np. w Czechach czy na Słowacji".
"Polskie Towarzystwo Onkologiczne postuluje zniesienie limitowania świadczeń onkologicznych" - napisał i od razu uprzedził pytanie NFZ, o to skąd mają wziąć na nie pieniądze. "Poprawmy efektowność wydawanych środków" - zaproponował przewodniczący PTO.
Szukanie oszczędności
Ręce po pieniądze NFZ umie wyciągnąć każdy. - To prawda, pieniędzy brakuje i to wszędzie. Ale te, którymi dysponujemy, są źle wydawane. Nie możemy uprawiać medycyny w sposób marnotrawiący środki i siły ludzkie - przyznaje w rozmowie z Wirtualną Polską prof. Jassem. Przekonuje, że wie, gdzie szukać oszczędności: w zdrowym rozsądku. - Zdecydowanie za dużo ludzi trzymamy w szpitalach. Niepotrzebnie zalegają w łóżkach, podnosząc koszty - podaje przykład. - W onkologii prawie wszystkie procedury możemy wykonać ambulatoryjnie albo w ramach krótkiego pobytu w szpitalu. Nawet duże operacje nie wymagają kilkutygodniowego pobytu w placówce, chociażby po dużej operacji onkologicznej można wyjść po kilku dniach, bez żadnego ryzyka - wyjaśnia.
Pieniądze przeciekają też przez palce, kiedy kładzie się pacjentów do szpitala tylko dlatego, że nie mogą do niego z daleka codziennie dojeżdżać. - Taniej taksówkę wynająć - wylicza Gugulski. Profesor mówi, że rozwiązaniem sytuacji mogą na przykład być hotele przyszpitalne. - Albo specjalne mieszkania - dodaje prezes Gugulski i mówi o pomyśle z Katowic. Przy tamtejszej Klinice Hematologii powstało specjalnie przystosowane mieszkanie, gdzie trafią osoby po przeszczepach szpiku. Zostało zakupione ze środków przyszpitalnej fundacji. Liczy 8 dwuosobowych pokoi. Mogą w nich zamieszkać nie tylko osoby po przeszczepie, ale także ich bliscy. Mieszkanie sprawnie połączone jest z oddziałem, by pacjenci-rekonwalescenci czuli się również bezpiecznie.
- Niestety, w Polsce daje się ludziom błędne pojęcie, że jak się leży w szpitalu, to mają lepszą opiekę. A czasami naprawdę lepiej wydać te pieniądze na diagnostykę i leki, a nie na pobyt w szpitalu - mówi Gugulski. Wylicza: cystoskopia - badanie wykonywane szczególnie przy raku pęcherza - kosztuje 100 złotych. NFZ płaci za nie szpitalowi 40 zł. W warunkach ambulatoryjnych wykonuje się ich tysiąc rocznie, resztę - 55 tysięcy - w trybie jednodniowego pobytu w szpitalu. Dlaczego? Bo za dzień pobytu pacjenta w szpitalu NFZ zapłaci 500 zł plus 40 zł za cystoskopię. - Tak kuriozalnych procedur jest więcej. Za wiele badań NFZ płaci za mało, więc szpitale sobie to rekompensują, żeby nie generować strat. A przecież nie chodzi w tym wszystkim o to, żeby kombinować i wzajemnie się oszukiwać - tłumaczy prezes Gugulski.
Gdzie jeszcze szukać oszczędności? W kolejkach. Profesor wymienia rozwiązania: lepiej przeprowadzić jedną efektywną wizytę, zamiast trzech, wprowadzić system weryfikacji wizyt, by pacjent nie zapisywał się do kilku kolejek jednocześnie, wprowadzić standardy postępowania - od momentu diagnozy do wyleczenia - w placówkach, które oferują chorym kompleksową opiekę. Właśnie w tych ostatnich proponuje zlikwidować limity w leczeniu. - Najpierw w kilku ośrodkach, na próbę. I nie na zasadzie: "róbta co chceta", ale na spokojnie, pilotażowo, przy spełnionych wymogach jakościowych - proponuje prof. Jassem.
Minister uzdrowi onkologię?
List napisany przez prof. Jassema w imieniu PTO nie pozostał bez odpowiedzi. - Krótko po wysłaniu go do adresatów, na rozmowę zaprosił mnie pan premier. Ogłosił publicznie, że onkologia staje się priorytetem zdrowotnym państwa. To spowodowało szereg różnych działań, m.in. spotkanie u ministra zdrowia, podczas którego przedstawiłem szczegóły projektu. Wytyczyliśmy wtedy plan konkretnego działania - zapowiada ekspert.
Prace nad "Cancer Planem" nabrały tempa. Włączył się do nich m.in. przedstawiciel resortu zdrowia oraz NFZ. Tylko czy recepta wypisana przez przedstawicieli polskich onkologów zostanie zrealizowana? Czy NFZ będzie w stanie ją sfinansować? I w końcu, czy te środki okażą się skuteczne? Bartosz Arłukowicz zapowiedział, że "w ciągu najbliższych tygodni przedstawi pierwsze propozycje rozwiązań".
*Imiona bohaterów zostały zmienione.
Magda Serafin, Wirtualna Polska