ŚwiatProf. Bogdan Góralczyk dla WP.PL: rok 2014 może być początkiem nowego ładu na świecie

Prof. Bogdan Góralczyk dla WP.PL: rok 2014 może być początkiem nowego ładu na świecie

Czy rok 2014 da początek nowemu ładowi w geopolityce? Taką tezę w rozmowie z WP.PL stawia prof. Bogdan Góralczyk, który twierdzi, że już samo zajęcie Krymu przez Rosję wywołało bezprecedensową lawinę wydarzeń, z którymi nie mieliśmy do czynienia od co najmniej kilku lat. Jakie miejsca w potencjalnie nowej rzeczywistości widzą dla siebie Rosja, Chiny, Stany Zjednoczone i reszta najważniejszych państw na świecie?

Prof. Bogdan Góralczyk dla WP.PL: rok 2014 może być początkiem nowego ładu na świecie
Źródło zdjęć: © AFP | Sergei Supinsky

WP: Adam Parfieniuk, Wirtualna Polska: Czy patrząc na wydarzenia na Krymie, jesteśmy świadkami narodzin nowego porządku w geopolityce?

Prof. Bogdan Góralczyk: Wiele na to wskazuje. Uważam, że poprzednia ważna cezura w dziejach to rok 2008. Wówczas zdecydowanie "przeorano" globalny system finansowy. Od tamtej pory zaczęliśmy używać pojęcia "wschodzące rynki", zamiast G7 pojawiła się G20, narodziła się grupa BRICS (Brazylia, Rosja, Indie, Chiny, RPA - przyp.). Zarysował się nowy, wielobiegunowy świat.

Teraz nie mamy jeszcze należytej perspektywy historycznej, jednak możemy powiedzieć, że 2014 rok również w podobny sposób zmieni układ sił i światowe bezpieczeństwo. Nie znamy ostatecznego kształtu, ale wiemy jedno - sytuacja wokół Ukrainy zmusiła do reakcji wszystkie największe mocarstwa świata, które muszą zredefiniować swoje stanowiska, czego jesteśmy świadkami.

WP: Stanowisko zachodniego świata jest powszechnie znane. A jak reagują wschodzące potęgi, takie jak Indie czy Brazylia?

Inne państwa BRICS, wśród których jest też Rosja, popierają Moskwę. To właśnie Indie są siłą sprawczą tego poparcia. Zgodnie z oczekiwaniami sprzyjają Rosji. To rezultat tradycji indyjskiej dyplomacji, która jeszcze w czasach Związku Radzieckiego opowiadała się za współpracą. Wynikało to z otwartego konfliktu w Kaszmirze oraz wojen z Pakistanem i Chinami. W tym sensie Rosja zawsze była przeciwwagą dla bezpośrednich sąsiadów.

Indie przewodzą BRICS w krytyce Zachodu w obrębie grupy G20. Spoiwem BRICS jest w istocie antyzachodnia platforma. Jednak jeśli przyjrzeć się bliżej, to np. Brazylia nie ma bezpośrednich interesów i styczności z Rosją, więc nie będzie się nadmiernie angażowała. Podobnie RPA. Wobec tego kluczowe jest stanowisko Chin.

WP: Czy można wyodrębnić jednoznaczną pozycję Chin w sprawie konfliktu na Krymie?

Chiny wyraźnie grają na kilku "fortepianach".

"I fortepian" - dopóki Chiny są w BRICS, nigdy otwarcie nie potępią Rosji, z której importują ropę, gaz, a także drewno. Dlatego zgodnie skrytykowały pomysł wykluczenia Moskwy z kolejnego szczytu G20.

"II fortepian" - to aneksja Krymu w kontekście integralności terytorialnej wszystkich państw, za którą Pekin opowiada się od kilkunastu lat. Chiny wychodzą tu z własnego narodowego interesu - mają na swoim terytorium Tybet i Xinjiang, gdzie istnieją ośrodki separatyzmu.

"III fortepian" - to niedokończona kwestia pokojowego zjednoczenia z Tajwanem, która też ma znaczenie w związku z Krymem.

WP: Chiny nie potępiają Rosji, ale czy to znaczy, że nie mają swoich interesów na Ukrainie?

Gdy w listopadzie ubiegłego roku rozpoczęły się wydarzenia na Majdanie, Chiny milczały bardzo długo. W Kijowie wrzało, a Pekin, bez jednoznacznego poparcia dla którejkolwiek ze stron, zaprosił ówczesnego prezydenta Janukowycza. Podpisano wówczas kilkunastomiliardowe porozumienia handlowe. Wcześniej, 26 listopada w Bukareszcie na szczycie państw Europy Środkowo-Wschodniej i Chin, Pekin przyznał dla naszego obszaru 19 miliardów dolarów pożyczek i kredytów. Z tej sumy prawie 9 miliardów przypadło Ukrainie.

Te dwie wielomiliardowe deklaracje dowodzą, że Chiny zaangażowały się na Ukrainie. Oznacza to, że chcą silnej, samodzielnej Ukrainy. W ich interesie nie leży przyłączenie jej do "imperium rosyjskiego". Dlatego twierdzę, że w tej kwestii są taktycznym sojusznikiem Zachodu. Wynika to z maksymy, która u nas brzmi "dziel i rządź", a w Chinach yi yi zhi yi, czyli "zwalczaj jednych barbarzyńców przy pomocy drugich". Kluczowe jest więc utrzymywanie dwóch oddzielnych bytów - Ukrainy i Rosji. Pekin i Moskwa wciąż są w sojuszu, ale ciągle mamy ponad dwa tysiące kilometrów wspólnej granicy, dlatego dla Chin jest lepiej, by ten partner był osłabiony, a nie nazbyt mocny.

WP: W kwestii Krymu wyraźnie widać, że Rosja próbuje przeciągnąć Chiny na swoją stronę. Czy Putin jest w stanie wymusić jednoznaczną deklarację?

Nie wiem czy to się uda, bo Chiny sięgają do swoich najgłębszych tradycji. Działają w myśl zasady "siedzieć na górze i obserwować walczące tygrysy" (czytaj więcej). Patrzą na rozwój wydarzeń na linii Zachód i Ukraina - Rosja. Przyglądają się w oczekiwaniu na dogodną możliwość odmrożenia środków, które już przeznaczyły na Ukrainę.

WP: Zbigniew Brzeziński postawił tezę, że jeśli w przyszłości Rosja nie otworzy się na Zachód, to zredukuje się do roli surowcowego zaplecza dla Chin. Czy Putin, anektując Krym, nie zepchnął się w objęcia Pekinu?

Zgadza się. Jeśli wczytać się w teksty amerykańskich strategów Kissingera i Brzezińskiego, to obaj stawiają tezę, że wcześniej czy później Rosja zrozumie, że jest państwem bardziej europejskim niż azjatyckim. Rzeczywistość zaczyna potwierdzać tezę Brzezińskiego. Jeszcze 5-7 lat temu to Rosja dominowała w handlu z Chinami, do których sprzedawała głównie sprzęt wojskowy i technologie. Obecnie Rosja staje się dostawcą surowców - ropy, gazu, drewna. Z kolei Chiny dostarczają elektronikę, a nawet sprzęt wojskowy. Sytuacja się odwróciła i na dłuższą metę jest dla Rosji niebezpieczna. Szczególnie, że w Kraju Zabajkalskim Rosjan ubywa, a Chińczyków przybywa, co jest potwierdzone statystycznie. Z tej perspektywy Putin strzelił "samobója". Jest wyizolowany na Zachodzie. Kiedyś jego epoka minie, wówczas kolejni przywódcy staną przed zagadnieniem: z kim współpracować. Czy z coraz bardziej dominującymi Chinami, czy z Zachodem. Wiele zależy od tego, jak rozwiną się wydarzenia na Ukrainie. To z kolei potwierdza tezę, że
rok 2014 jest początkiem zarysowania się nowego ładu światowego.

WP: Między Chinami i Rosją widać wyraźne różnice charakterologiczne w sposobie uprawiania polityki międzynarodowej. Chiny niechętnie sięgają po argument siły, Rosja wręcz przeciwnie. Z czego wynikają tak wyraźne różnice?

Chodzi o odrębne filozofie prowadzenia polityki. Rosja, a w gruncie rzeczy także Zachód, rozgrywa rywalizację w sposób zero-jedynkowy: albo wygrywam, albo przegrywam. Chińczycy, szczególnie teraz, gdy prowadzą skomplikowany proces transformacji wewnętrznej, odwołują się do koncepcji win-win, czyli "robimy wszystko, by obie strony coś ugrały". Stąd tak wyraźne różnice w spojrzeniach Moskwy i Pekinu na świat.

WP: W cieniu kryzysu na Krymie prezydent Xi Jinping przyjechał z wizytą do Europy. Jakie są jej cele?

Szkoda, że przyjazd odbywa się w cieniu Krymu, jednak jest to zrozumiałe. Potrwa on aż 11 dni, czyli więcej niż wizyta Baracka Obamy. Jest związany z jeszcze innym punktem chińskiej strategii. Pekin zmienia model rozwojowy. Prosta ekspansja i 10-procentowy wzrost gospodarczy w skali roku przechodzą do historii.

W tej chwili akcentuje się budowę klasy średniej, mówi się o "zielonej" gospodarce i innowacyjności. Do tego potrzebni są zupełnie inni partnerzy niż do tej pory. Nie Afryka, Ameryka Południowa czy Rosja, które dotąd były zapleczem surowcowym (i nim pozostają). Teraz Chinom potrzebne są nowe marki, sposoby zarządzania i technologie. Od co najmniej trzech lat Chiny wyraźnie kierują się ku Europie, dlatego ich przywódca przyjechał tu aż na 11 dni.

WP: Pekin chce współpracy z całą Europą czy z konkretnymi państwami?

Chiny wybrały sobie 7-8 strategicznych partnerów. W naszym regionie są to Polska i Rumunia. Do ostatnich dni była to także Ukraina. Jednak wyliczanka zaczyna się oczywiście od Niemiec, które są najważniejszym partnerem i przy okazji jedynym państwem na kontynencie z długoletnią strategią wobec Chin. Pekin ma oczywiście taką strategię w odniesieniu do całej Unii Europejskiej.

W związku z wizytą prezydenta Chin, warto zwrócić uwagę na przyjęcie Xi Jinpinga we Francji, która gości go szczególnie uroczyście. Pretekstem jest 50. rocznica uznania Chin przez Charles'a de Gaulle'a, do której doszło przy silnym potępieniu Zachodu. Jednak tak naprawdę chodzi o miliardy dolarów, np. kontrakt na dostarczenie 150 Airbusów. W praktyce oznacza to "podciągnięcie" Francji do statusu Niemiec. Tutaj raz jeszcze odzywa się zasada "dziel i rządź".

WP: Czy Rosja też korzysta z tej zasady i zaczyna rozgrywać nową zimną wojnę?

Wciąż nie wiemy, co się z tego narodzi. Naruszono podstawowe zasady prawa międzynarodowego. Wobec tego każda licząca się stolica stanęła przed wyzwaniem zajęcia nowej pozycji. Ciężko powiedzieć, czy wyłoni się z tego ostry konflikt, ale niestety nie można tego wykluczyć. Wiadomo, że byłby to najgorszy scenariusz dla Polski, bo stalibyśmy się państwem bezpośrednio graniczącym z obszarem wojennym. Czy będzie to rozłożona na długie lata zimna wojna, czy dojdzie do dalszego podziału Ukrainy… - wszystkie opcje są możliwe, ale cały czas jest to wróżenie z fusów. Nie wiemy, co siedzi w głowie Putina. Sądzę, że zderzają się w nim dwie osobowości.

Jedna to pułkownik KGB, który kalkuluje na zimno. Ta osobowość perfekcyjnie przeprowadziła operację na Krymie. Z drugiej strony tkwi w nim wielkorus, który chce odbudowy rosyjskiego imperium. W końcu to Putin uznał rozpad ZSRR za największą tragedię geopolityczną XX wieku. Nie Holokaust, nie wielką wojnę ojczyźnianą, ale właśnie koniec Związku Radzieckiego. Wielkoruski zamysł odbudowy tego imperium jest więc ważny. W wystąpieniu po aneksji Krymu Putin odwołał się do "braci Ukraińców" i przypomniał, że Ruś Kijowska poprzedzała Ruś Moskiewską.

WP: Czy coś może powstrzymać apetyt Putina? Niedawno jeden z ukraińskich deputowanych wspominał, że przywrócenie nuklearnego statusu kraju będzie skuteczną odpowiedzią na zakusy Rosji. Czy to odpowiednia droga?

Ukraina powinna najpierw stanąć na nogi, bo teraz jest krajem podważonym. Wymaga ogromnych reform. Marzenie niestabilnego podmiotu o broni nuklearnej, to jak majaczenie pijanego. Ważne jest, by zwracać uwagę na międzynarodowe sygnały. W środę Barack Obama dał w Brukseli do zrozumienia, że świat będzie wywierał presję i uważnie patrzył na ręce Rosji, a jeśli stanie się coś złego, to da Moskwie po łapach. Mowa oczywiście o eksporcie surowców, co jest najmocniejszą stroną Rosji. To nie jest państwo zreformowane, więc jeśli straciłoby dochody z najbardziej intratnego źródła, to mogłoby poczuć mocne uderzenie.

WP: Czy można więc postawić tezę, że jeśli sytuacja wokół Krymu wywoła kryzys ekonomiczny w Rosji, to Putin będzie musiał zrezygnować z tak agresywnego kursu?

Tego nie wiemy, ale u Putina musi pojawić się pewna świadomość ryzyka. Realna groźba właśnie została zwerbalizowana przez przywódcę najsilniejszego państwa Zachodu i najbardziej wpływowego członka sojuszu o nazwie NATO.

Rozmawiał Adam Parfieniuk, Wirtualna Polska

Bogdan Góralczyk jest politologiem, sinologiem, dyplomatą i publicystą. Był ambasadorem RP w Królestwie Tajlandii, Republice Filipin i w Związku Mjanmy (d. Birma). Przebywał na placówce dyplomatycznej na Węgrzech. Jest profesorem w Centrum Europejskim Uniwersytetu Warszawskiego.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)