ŚwiatPrezydent Francji: użycie broni chemicznej w Syrii musi zostać ukarane

Prezydent Francji: użycie broni chemicznej w Syrii musi zostać ukarane

"Masakra chemiczna" w Syrii musi się spotkać z odpowiedzią - oświadczył prezydent Francji Francois Hollande. Podkreślił, że Paryż jest gotów ukarać tych, którzy podjęli decyzję o użyciu gazu przeciwko ludności cywilnej. Tymczasem opozycja, zarówno umiarkowana jak i radykalna, jest niechętna wojskowej interwencji.

Prezydent Francji: użycie broni chemicznej w Syrii musi zostać ukarane
Źródło zdjęć: © AFP | Miguel Medina

27.08.2013 | aktual.: 27.08.2013 19:53

Hollande poinformował, że Paryż postanowił zwiększyć pomoc wojskową dla opozycji syryjskiej. Ostrzegł, że syryjska wojna domowa stanowi obecnie zagrożenie dla pokoju światowego.

- Konflikt rozlewa się w tej chwili na cały region, do Libanu - poprzez zamachy, do Jordanii i Turcji - poprzez napływ uchodźców i do Iraku - poprzez nasilanie się przemocy - powiedział Hollande.

Prezydent dodał, że wydaje się pewne, iż odpowiedzialność za chemiczny atak - który miał spowodować śmierć setek cywilów - ponoszą siły wierne reżimowi Baszara al-Asada.

Hollande podczas konferencji ambasadorów francuskich w Paryżu przedstawił założenia polityki rządu wobec Syrii w chwili - jak pisze AFP - kiedy Francja może się przyłączyć do sojuszniczej interwencji zbrojnej przeciwko reżimowi al-Asada.

Prezydent Hollande już w niedzielę podczas rozmowy telefonicznej z prezydentem USA Barackiem Obamą stwierdził, że "wszystkie dowody wskazują na władze Syrii jako autora" ataku chemicznego z 21 sierpnia na przedmieściach Damaszku. Obaj prezydenci uzgodnili wówczas, że pozostaną w ścisłym kontakcie w celu wypracowania wspólnej odpowiedzi na ten bezprecedensowy atak.

AFP zwraca uwagę, że Hollande zdaje się zrywać z wyznawaną do tej pory przez Paryż doktryną, zgodnie z którą Francja nie brała udziału w interwencjach militarnych, jeśli nie miały one mandatu Rady Bezpieczeństwa ONZ.

Według AFP wsparcie francuskie dla międzynarodowej akcji militarnej w Syrii mogłoby polegać na precyzyjnym ostrzeliwaniu celów pociskami rakietowymi ze stacjonujących w Zatoce Perskiej myśliwców typu Raphale.

Także francuski minister spraw zagranicznych Laurent Fabius poinformował, że w kwestii ewentualnej zbrojnej odpowiedzi na atak gazowy nie zapadła jeszcze decyzja, ale "rozważane są wszystkie opcje". - Jedyna, której nie bierzemy pod uwagę, to ta, żeby nic nie robić - zaznaczył.

Minister przyznaje, że pozostaje jeszcze pytanie, "kiedy" Zachód miałby podjąć jakąś militarną akcję wobec Damaszku, ale istotniejszym pytaniem jest: "co miałaby ona osiągnąć?". Szef francuskiej dyplomacji, który wprawdzie bez wahania mówi o konieczności ukarania reżimu Baszara al-Asada za przypisywane mu użycie broni chemicznej, zdaje się podzielać wątpliwości co do pożądanego, z punkty widzenia Zachodu, rezultatu interwencji.

Francja gotowa do interwencji

"Le Figaro" zwraca uwagę, że Francja stara się uniknąć sytuacji, w której ewentualna interwencja wojskowa miałaby znamiona "krucjaty Zachodu". Dlatego też minister obrony Francji Jean-Yves Le Drian, który podróżuje po krajach Zatoki Perskiej, przedłuży swą podróż na życzenie prezydenta Hollande'a i uda się do Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Le Drian konsultuje się też z szefem Pentagonu Chuckiem Haglem.

Kolejnym sygnałem gotowości Francji do podjęcia wraz z sojusznikami interwencji zbrojnej jest poniedziałkowe spotkanie szefów sztabów krajów przeciwnych syryjskiemu reżimowi w Ammanie. Stawił się tam przewodniczący kolegium szefów sztabów sił zbrojnych USA generał Martin Dempsey i jego francuski odpowiednik, admirał Edouard Guillaud - pisze "Le Figaro".

"Le Parisien" przypomina, że Hollande obiecał już w niedzielę prezydentowi Barackowi Obamie, że będzie z nim w stałym kontakcie, aby "przygotować odpowiedź na tę bezprecedensową agresję" (atak chemiczny).

Opozycja różnych politycznych maści nie podziela gotowości rządu do podejmowania - wspólnie z Amerykanami - zbrojnej interwencji w Syrii.

Francuscy politycy apelują o "zachowania zdrowego rozsądku"

Deputowani centroprawicowej UMP Alain Marsaudet i Jacques Myard podpisali wspólny apel, w którym nawołują do "zachowania zdrowego rozsądku i przyznania, że - na razie - tylko kompromis z obecnym (syryjskim) reżimem może załagodzić napięcia i pozwolić, przy udziale Rosji, na pokojowe rozwiązanie polityczne".

Przywódca centrowego Ruchu Demokratycznego (MoDem) Francois Bayrou wzywa do zachowania ostrożności. Należy zastanowić się nad "długoterminowymi konsekwencjami (...) zbrojnej interwencji". Może ona prowadzić do "podwójnej konfrontacji historycznej" między "sunnitami i szyitami (...) oraz między Iranem i (...) Izraelem"

Nawet jeśli taka akcja militarna okazałaby się sukcesem, to "co zajęłoby miejsce obecnego reżimu i jakie miałoby to konsekwencje dla (syryjskich) mniejszości?" - pyta Bayrou, cytowany przez "Le Nouvel Observateur".

Szef Francuskiej Partii Komunistycznej (PCF) Pierre Laurent zażądał od prezydenta debaty parlamentarnej na temat sytuacji w Syrii, nie skrytykował jednak wojowniczej postawy Pałacu Elizejskiego.

"Wojna w Syrii byłaby gigantycznym błędem"

Przywódca Frontu Lewicy (FG) Jean-Luc Melenchon uważa tymczasem, że "wojna w Syrii byłaby gigantycznym błędem, być może początkiem wojny znacznie większej niż wszystkie konflikty, które obserwowaliśmy dotąd w tym regionie ".

Syria to "beczka z prochem", dlatego wobec tego konfliktu należy zachować "zimną krew". - Wiemy, że Amerykanie mają zwyczaj wykorzystywać wszelkie argumenty, by usprawiedliwić interwencję militarną - dodał Melenchon, tłumacząc, że tym razem jest to atak chemiczny.

Szef FG przypomniał interwencję w Libii i dodał: - Kto ma się lepiej, odkąd zniszczyliśmy wszystko w Libii?.

Jeszcze bardziej niechętna interwencji w Syrii jest ultraprawica. Marine Le Pen, szefowa Frontu Narodowego uznaje oskarżenia wspólnoty międzynarodowej pod adresem Baszara al-Asada za mało wiarygodne. - Co zyskałaby armia (Asada), używając broni chemicznej przeciw ludności (...) skoro wygląda na to, że odnosi zwycięstwo za zwycięstwem?. Jej zastępca Florian Philippot powiedział w wywiadzie telewizyjnym, że "że nie można decydować się na interwencję, skoro nic nie wiemy", a zamiast dowodów "mamy ślady na piasku". Według Philippot wszelkie nawoływania do ukarania reżimu Asada to amerykańska "dyplomacja kowbojów".

Były socjalistyczny minister spraw zagranicznych Hubert Vedrine ma również zastrzeżenia. - Nie można angażować się w akcję militarną (w Syrii) nie mając planu politycznego, a tego planu nie ma - stwierdził.

"Coraz mniej opcji"

W wywiadzie udzielonym "L'Express" znawca tematyki syryjskiej Thomas Pierret kwestionuje determinację wspólnoty międzynarodowej do podejmowania interwencji. - Wszyscy szukają dobrego powodu, by uniknąć takiego rozwiązania (...). Sądzę, że nikt nie chce tam iść, ale mamy coraz mniej opcji - mówi Melenchon, podkreślając jednak, że jeśli nie dojdzie do interwencji, to reżim syryjski przypuści kolejne ataki chemiczne. A w takim wypadku "brak reakcji ze strony Zachodu byłby fatalnym sygnałem".

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)