ŚwiatPremier Węgier Viktor Orbán w Moskwie. Test europejskiej spójności

Premier Węgier Viktor Orbán w Moskwie. Test europejskiej spójności

• Nie do końca wiadomo, o czym Viktor Orbán rozmawiał z Władimirem Putinem

• Przygotowania do wizyty premiera Węgier w Rosji były starannie ukrywane

• Najważniejsze kwestie dotyczyły węgierskiej elektrowni atomowej i dostaw gazu

• Premier Węgier wyraźnie opowiedział się za zniesieniem unijnych sankcji

• Wizyta Orbána stawia pod znakiem zapytania spójność Grupy Wyszehradzkiej

• To problem dla asertywnej wobec Rosji Polski, która chce budować oś z Węgrami

• Orbán chce wykorzystać koalicję z Warszawą do realizacji własnych celów

Premier Węgier Viktor Orbán w Moskwie. Test europejskiej spójności
Źródło zdjęć: © AFP | MAXIM SHIPENKOV / POOL
prof. Bogdan Góralczyk

Od czasu siłowej aneksji Krymu oraz zestrzelenia nad Ukrainą malezyjskiego samolotu pasażerskiego, Rosja objęta jest przez Zachód sankcjami i ostracyzmem. Władimir Putin, chociaż sam na proskrypcyjnych listach nie jest, na Zachód nie jeździ i nie jest na tamtejszych salonach przyjmowany. Nic dziwnego, że wczoraj w willi w Nowym Ogarjewie, gdzie sam węgierskiego gościa przyjmował, chwalił go za "jakość braterskich stosunków" dwustronnych.

Ciężki bagaż

Przecież to Viktor Orbán przed rokiem, co pamiętamy, bo odbiło się to głośnym i negatywnym echem, przyjął u siebie rosyjskiego przywódcę, a teraz poleciał do Moskwy w towarzystwie szefa dyplomacji Pétera Szijártó oraz potężnego szefa swojej kancelarii, Jánosa Lázára, ze względu na charakter rządów na Węgrzech, drugą osobę w państwie pod względem politycznych wpływów. Z kolei stronę rosyjską reprezentowali szefowie resortów gospodarczych oraz minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow (który wiosną, jak podano, ma przybyć do Budapesztu).

Nie wiemy do końca, o czym przez ponad trzy godziny panowie rozmawiali, albowiem przygotowania do tej jednodniowej wizyty były starannie ukrywane, a jej przebiegu też nie ujawniono - poza tym, co obaj rozmówcy podali na wspólnej konferencji prasowej, też ograniczającej się bardziej do oświadczeń niż pytań.

Chociaż do wizyty i rozmowy doszło w okresie w Europie (i nie tylko) burzliwym, w dwa dni po szczycie Grupy Wyszehradzkiej (GW), a na dzień przed ważnym szczytem UE, gdzie będę omawiane kwestie ewentualnego Brexitu i oczywiście uchodźców, paradoksalnie w centrum zainteresowania Putina i Orbána najwyraźniej znalazły się stosunki dwustronne.

Mówiono o sprawie dla nich najważniejszej i najgłośniejszej, czyli o rosyjskim kredycie i modernizacji starej posowieckiej elektrowni atomowej w Paks. Przy okazji Putin potwierdził spekulacje, że suma kredytu i inwestycji jest wyższa od podawanych 10 mld euro. Podał, że chodzi o sumę 12 mld euro, więc sprawdziły się przypuszczenia, że kontrakt opiewa na wyższą sumę, ale o jaką konkretnie, nie wiadomo, ponieważ tamtejszy parlament utajnił porozumienie - i to aż na 30 lat.

Teraz Putin otwarcie powiedział, że "jesteśmy gotowi w pełnej mierze" wejść z kredytem i rozpocząć prace, ale czy tak będzie, nadal nie wiadomo. Albowiem Komisja Europejska, a konkretnie komisarz Elżbieta Bieńkowska, ma coraz więcej zastrzeżeń co do transparentności czy przejrzystości tego porozumienia, jak też wątpliwości co do jego zgodności z unijnymi przepisami, za co, co jest tajemnicą poliszynela, ma już z Budapesztem na pieńku.

Tymczasem Orbán na konferencji podkreślił, że "jesteśmy lojalnymi członkami UE", co z kolei Putin przyjął jako stanowisko "zrozumiałe". Węgierskie media - oczywiście te opozycyjne, bardziej krytyczne - zwróciły jednak uwagę, że po rozmowach obaj panowie wraz z delegacjami pojawili się na konferencji prasowej z zaciśniętymi ustami, a więc przyjaźni i zgody, wbrew werbalnym zapewnieniom, do końca nie było.

Że coś jest na rzeczy, świadczy fakt, że jedno z nielicznych pytań na konferencji, zadane przez rosyjskiego dziennikarza, dotyczyło treści stosunków bilateralnych. Orbán wybrnął z tego w swoim ekspansywnym stylu. Wyjął notatki z rozmów i naliczył publicznie aż 14 dziedzin, gdzie wykonano treści porozumień z rozmów przed rokiem lub "dokonano wyraźnego postępu". Zaczął jednak, co znamienne, od organizacji "roku kultury węgierskiej" w Rosji (i odwrotnie) w minionych 12 miesiącach, co ma przecież znaczenie symboliczne, ale nie gospodarcze. Znamienne, że Putin go w tych enuncjacjach nie poparł.

Fakty są bowiem twarde. Podczas gdy jeszcze w 2014 r. rosyjski eksport, głównie surowców energetycznych, na Węgry przekraczał sumę 7 mld dolarów, a Rosja była trzecim, po Niemczech i Austrii, eksporterem, to w roku minionym całość węgiersko-rosyjskich obrotów handlowych zamknęła się sumą 4,5 mld euro (w tym 3,1 mld rosyjski eksport). Dały o sobie znać unijne sankcje, jak też gwałtowny spadek cen surowców, ropy i gazu, co spowodowało obniżkę sumy i wartości rosyjskiego eksportu, a w eksporcie gazu nawet wolumenu (z 8 mld metrów sześciennych do 5,3 mld).

Wielki sukces - czy uzależnienie?

Nic dziwnego, że Orbán jako "największy sukces" wizyty uznał nowe porozumienia gazowe i gwarancje dostaw rosyjskiego gazu (można rozumieć: po niższych cenach) do 2019 r., które, wraz z Paks, uznał za "umowy stulecia". Natomiast węgierska opozycja potraktowała je odwrotnie, za uzależnienie energetyczne od Rosjan "na dalsze 60 lat".

Obaj rozmówcy nie podali zbyt wielu szczegółów. Nie wiadomo więc, czy rozmawiano o możliwości wprowadzenia na rynek rosyjski, wbrew unijnym sankcjom, węgierskiej żywności i towarów rolnych. Orbán wyraźnie jednak opowiedział się za zniesieniem sankcji, czyli zrobił dokładnie to samo, co kanclerz Angela Merkel w tym samym dniu w Bundestagu. Tyle tylko, że ona warunkowała to zniesienie sankcji "pełną implementacją porozumień mińskich", czego już w argumentacji węgierskiego premiera zabrakło. A w ten sposób węgierska argumentacja nie jest już tożsama z niemiecką.

Obaj rozmówcy wspomnieli, że rozmawiano o "przemyśle maszynowym" i "transporcie". Nie wiadomo jednak, czy chodziło o dalszą modernizację i zakup przez Węgry wagonów i składów do budapeszteńskiego metra (wystarczy do niego wsiąść, by się przekonać, iż coraz więcej w nim nowszych składów pochodzących z Rosji), czy też - o czym spekulowała przed tą wizytą węgierska prasa, zakupem rosyjskich śmigłowców Mi-8/Mi-17. Chodziło ponoć o 30 sztuk na łączną sumę 490 mln dolarów (specjaliści doskonale wiedzą, że w każdej kategorii na cenę wpływa specyfikacja i osprzęt, bo helikoptery te budowane są w różnych wersjach). Wkrótce przekonamy się, czy do takiej transakcji rzeczywiście doszło, lub dochodzi, co byłoby już "zgryzem" nie tylko dla UE, lecz NATO i USA.

Dopiero w takim kontekście nawiązano do szerszej polityki, skupiając się na w kwestii uchodźczej. Tutaj, co znamienne, najwyraźniej doszło do zgodności stanowisk. Putin twarde podejście Orbána do migrantów chwali, a tym bardziej robią to, już od pewnego czasu, rosyjskie media. To, że Węgrzy proponują budowę murów i zasieków, tym razem na granicy z Macedonią, a może i Bułgarią czy Słowenią, w Moskwie się podoba - bo Europę dzieli. Oczywiście, znane słowa Orbána, teraz co prawda niewypowiedziane, ale powszechnie znane, mówiące o "chylącej się ku upadkowi starej Europie" podobają się na Kremlu jeszcze bardziej...

Wspólnie z Orbánem - czyli gdzie?

Zbliżenie z Moskwą, dwustronne wizyty na najwyższym szczeblu (przypomnijmy, że jedynym przywódcą z UE, obok Orbána, który w ostatnich miesiącach odwiedzał Kreml, był premier Włoch Matteo Renzi), unikatowe - jak podkreślali wczoraj obaj rozmówcy - więzi rosyjsko-węgierskie, każą stawiać wiele pytań. O spójność Grupy Wyszehradzkiej, najpierw, przed rokiem, właśnie przez Rosjan niemal pogrzebanej, a teraz przez uchodźców ponownie scalonej. Jak też, tym bardziej, o solidarność w UE. Czy będziemy w stanie wypracować wobec Rosji wspólne stanowisko, czy każdy z nas oddzielnie będzie grał na swoich organkach czy skrzypcach?

Ani u nas, na polskiej scenie wewnętrznej, ani tym bardziej w europejskich stolicach i na tamtejszych salonach najwyraźniej nie ma w tej sprawie jednego czy jednolitego stanowiska. Stosunek do Rosji nas dzieli. Przy czym w przypadku GW, to asertywna wobec Moskwy i negatywnie do niej nastawiona Warszawa ma największy problem, albowiem Czesi i Słowacy są bliżsi stanowisku Orbána niż polskiego obozu rządzącego. Jak w tej sytuacji budować oś z Budapesztem, czy wcielać w życie koncepcję Międzymorza, o czym coraz głośniej się u nas mówi? Czy wierzymy w to, że Orbán, który już tyle razy w swojej długiej politycznej karierze zmieniał front, będzie na naszych strunach grał?

Pamiętajmy, że węgierski premier, polityk doświadczony, zręczny i sprytny, jak świadczy cała jego kariera, gra na interesy własne (rozumiane zarówno osobiście, dla siebie i rodziny, jak też oczywiście własnego państwa), które - jak widać - nie do końca są i muszą być zbieżne z naszymi. Ani wobec Rosji nie prowadzi polityki takiej, jak my, ani nie będzie jej prowadził wspólnie wobec Niemiec - do doskonale wie, że bez czterech wielkich niemieckich montowni samochodowych na Węgrzech tamtejszy rynek stoi.

Orbánowi rzeczywiście chodzi o koalicję z Warszawą, bo w ten sposób - po pierwsze - przestaje być jedynym Czarnym Piotrusiem i chłopcem do bicia na zachodnich salonach. Po drugie i ważniejsze, jego głos będzie w ten sposób o wiele bardziej donośny i słyszalny, bo jednak ranga i znaczenie Polski są większe od Węgier, o czym Orbán, niby populista, ale też twardy realista, doskonale wie. Grając w jednej drużynie z tym politykiem, "twardym napastnikiem" (używając terminologii Igora Jankego), warto o tym pamiętać.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (195)