Pokazówka Morawieckiego. "Tym razem premier przelicytował" [OPINIA]

Zapowiedź surowszego karania przestępców to zazwyczaj polityczne złoto. Tym razem jednak Mateusz Morawiecki przesadził. Zapowiedział bowiem prace nad podnoszeniem kar, zapominając, że w lipcu już je podniósł. I że najpierw trzeba wykryć sprawcę.

Mateusz Morawiecki chce, by sprawców przestępczości środowiskowej karać ostrzej. Sejm taką ustawę przyjął 22 lipca 2022 r.
Mateusz Morawiecki chce, by sprawców przestępczości środowiskowej karać ostrzej. Sejm taką ustawę przyjął 22 lipca 2022 r.
Źródło zdjęć: © Licencjodawca | Krzysztof Kaniewski/REPORTER
Patryk SłowikMichał Wróblewski

16.08.2022 | aktual.: 16.08.2022 14:09

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

- We wtorek na posiedzeniu Rady Ministrów odbędzie się specjalna debata, jak zaostrzyć przepisy wobec przestępców zrzucających odpady do rzek. Kary powinny być bardziej surowe - stwierdził w poniedziałek premier Mateusz Morawiecki.

I nie byłoby w tej deklaracji nic przesadnie zaskakującego, gdyby nie drobny szczegół: ustawa, której projekt przygotował rząd, przewidująca to, czego chciałby premier, została już podpisana przez prezydenta.

Same przepisy zaś przygotowywał między innymi Michał Mistrzak. Czyli urzędnik, którego premier kilka dni temu odwołał ze stanowiska.

Ponadpartyjna zmiana

To była, jak na obecnie panujące standardy legislacyjne, świetnie przygotowana ustawa!

Pierwszy sygnał o potrzebie zaostrzenia przepisów za przestępczość środowiskową wyszedł z rządu w styczniu 2021 r.

Wówczas Jacek Ozdoba, wiceminister klimatu i środowiska, powiedział na łamach "Dziennika Gazety Prawnej", że powstanie nowelizacja przepisów mająca na celu zaostrzenie odpowiedzialności karnej dla środowiskowych trucicieli. I to zaostrzenie znaczne, bo uznano, że na kształt "zbrodni VAT-owskiej" należy stworzyć "zbrodnię środowiskową" - czyli do 25 lat pozbawienia wolności za najpoważniejsze przestępstwa środowiskowe.

Projekt przepisów - co przecież w polskiej legislacji nieczęste - został poddany szczegółowym konsultacjom. A po przedstawieniu opinii przez różne urzędy i organizacje - poprawiony.

W Sejmie prace przebiegły gładko.

Rach-ciach-ciach i projekt, gdy wpłynął do laski marszałkowskiej 21 czerwca 2022 r., już 22 lipca 2022 r. był uchwaloną ustawą.

Co istotne, 443 posłów było za, jeden przeciw, jeden się wstrzymał. Ponadpartyjne poparcie. Mateusz Morawiecki głosował za.

Ustawa trafiła do Senatu, a tam powtórka z rozrywki. Zero poprawek, na 99 głosujących senatorów 99 poparło ustawę. Została także podpisana przez prezydenta Andrzeja Dudę.

Rzecz, jak na nasze polityczne piekiełko, bez precedensu.

I jakkolwiek zdaniem niektórych komentatorów stanowi przejaw populizmu penalnego, tak jej odbiór był generalnie pozytywny.

Za istotne obniżenie jakości wody, powietrza lub powierzchni ziemi - od 2 do 12 lat pozbawienia wolności.

Za zanieczyszczenie wody, które poskutkowałoby ciężkim uszczerbkiem na zdrowiu wielu osób lub śmiercią co najmniej jednej - do więzienia na czas nie krótszy niż trzy lata.

Czyli - to dla tych, którzy nie mają rozeznania w karnych widełkach - dokładnie tyle, ile orzeka się za handel ludźmi.

W skrócie: z zanieczyszczania środowiska na znaczną skalę ponadpartyjnie uczyniono jedno z najpoważniejszych przestępstw. Wprowadzono, rządzący ramię w ramię z opozycją, "zbrodnię środowiskową".

Postanowiono też, że w razie skazania sprawcy za umyślne przestępstwo przeciwko środowisku sprawca ten będzie musiał zapłacić nawiązkę na rzecz Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w wysokości od 10 tys. do 10 mln zł. Gdy zaś przestępstwo było nieumyślne, sąd taką nawiązkę będzie mógł zasądzić, ale nie będzie musiał.

Topienie w rzece

Tymczasem gdy mierzymy się z katastrofą w Odrze i nawet nie mamy wyjaśnionych jej przyczyn, premier zapowiada zaostrzenie sankcji.

Warto w tym miejscu zadać kilka pytań.

Po pierwsze, czy premier nie zauważył, że dopiero co jako poseł Mateusz Morawiecki poparł rządowy projekt ustawy, nad którym sprawował pieczę jako premier Mateusz Morawiecki, przewidujący to, o czym teraz mówi?

Po drugie, skoro już zaostrzono maksymalnie sankcje za przestępczość środowiskową, jak dalej chce premier je zaostrzać? Sprawcy przestępstw przeciwko lasom będą wieszani na gałęziach, a sprawcy przestępstw przeciwko rzekom topieni w wodzie?

Po trzecie, czy premier zauważył, że aby bezkompromisowo osądzić sprawcę, najpierw trzeba go złapać?

Po czwarte wreszcie, czy chodzi wyłącznie o to, żeby skrytykować lada dzień opozycję, która nie będzie wychwalała pod niebiosa pomysłu przegłosowania w Sejmie drugi raz tego samego?

Skrajny populizm

Obecny rząd wielokrotnie hołdował populizmowi penalnemu. Zbigniew Ziobro dwoił się i troił, by wymyślać nowe inwektywy opisujące przestępców i zapowiadać obrzydzenie im życia (kończyło się głównie na zapowiedziach).

Ale trzeba przyznać, że do tej pory ani razu zapowiedź podnoszenia kar za przestępstwa nie była wygłoszona w tak głupi sposób.

Co więcej, raptem kilka dni temu premier Morawiecki odwołał głównego inspektora ochrony środowiska Michała Mistrzaka. Rzekomo za to, że Mistrzak kiepsko działał.

Fakty są zaś takie, że Mistrzak jako jeden z nielicznych zareagował na kryzys szybko, tylko jego ostrzeżenia zlekceważyli wojewodowie. A przepisy, które tak się marzą szefowi rządu, Mistrzak, były policjant - jako jeden z członków zespołu pracującego nad nowelizacją - opracował jeszcze w 2021 r.

Premier opanował niemal do perfekcji działanie pod publiczkę. Tym razem jednak przelicytował.

Wprost mówią o tym nawet sami politycy obozu władzy.

Pokazówka Morawieckiego

- Będziemy mieli jedne z najostrzejszych przepisów środowiskowych na świecie. Niedawno uchwalił je Sejm, ponadpartyjnie, przy szerokim konsensusie politycznym. Po co więc urządzać takie pokazówki urządzane przez premiera? - zastanawia się jeden z naszych rozmówców.

Inny dodaje, że to typowe zagranie szefa rządu: pozorowany ruch, mający sprawiać wrażenie, że Morawiecki i jego ludzie mają kontrolę i panują nad sytuacją.

- W rzeczywistości mało nad czym panują. Dymisjonują Głównego Inspektora Ochrony Środowiska [Michała Mistrzaka - przyp. red.], który jako jedyny starał się interweniować na początku sierpnia i alarmował wojewodów o problemie w Odrze. I co? Wojewodowie ciągle siedzą na stołkach, a kompetentny facet leci ze stanowiska. GIOŚ jest ofiarą gier premiera, który nie potrafi przyznać się do błędu - narzeka ważny polityk obozu władzy.

Przypomnijmy: 3 sierpnia GIOŚ napisał do trzech wojewodów: dolnośląskiego, opolskiego i śląskiego, "że w związku z przekazywanymi do GIOŚ informacjami o śnięciu ryb" na tych terenach, "GIOŚ polecił trzem właściwym miejscowo Wojewódzkim Inspektoratom Ochrony Środowiska objęcie tej sprawy szczególnym nadzorem i działaniami, które doprowadzą do wyjaśnienia przyczyn tego zdarzenia oraz ustalenia sprawcy ewentualnego zanieczyszczenia wód, a także podjęcia współpracy w tym zakresie z innymi właściwymi organami". Informacje na ten temat ujawniliśmy w Wirtualnej Polsce jako pierwsi.

Nasz rozmówca z rządu przekonuje: - Zamiast pozorować "spotkanka kryzysowe" w kancelarii premiera na temat czegoś, co zostało już uchwalone, niech premier lepiej sprawdzi, jakie kompetencje ma wojewoda i co robił w sprawie Odry. Przecież pierwszym do dymisji jest wojewoda Obremski, który wczoraj dopiero wrócił z urlopu! A premier go kryje, zamiast go wyrzucić. Nie rozumiem tego.

Do wojewody dolnośląskiego informacje o skażeniu Odry trafiły 3 sierpnia. Jarosław Obremski wypoczywał wtedy jednak na wakacjach. Były senator PiS urlopu nie przerwał, gdy o katastrofie ekologicznej wiedziała cała Polska. - To on powinien ponieść konsekwencje - mówi jeden z polityków koalicji.

Nasi rozmówcy nie rozumieją, dlaczego dziś premier Morawiecki - za radą swoich współpracowników - organizuje w KPRM spotkanie na temat zaostrzenia kar środowiskowych. Sejm ustawę w tej sprawie przegłosował niedawno. Została także podpisana przez prezydenta.

Co ciekawe, jeden z naszych rozmówców z otoczenia głowy państwa nie rozumie niektórych ruchów rządu. - Niepokojące są doniesienia o sporach w sprawie Odry. Z problemem trzeba walczyć, a nie zaogniać różnice zdań w rządzie - mówi jeden z prezydenckich doradców.

Polityk obozu rządowego z kolei krytykuje premiera. - Morawiecki zamiast zająć się ludźmi, którzy zawalili, chce bawić się w Tuska, który też jako premier straszył kastracją pedofilów i udawał szeryfa. W KPRM w ogóle nie wyciągają wniosków - podsumowuje jeden z naszych rozmówców.

Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski

Napisz do autorów: Patryk.Slowik@grupawp.pl, Michal.Wroblewski@grupawp.pl

Komentarze (115)